Reklama
Co powinien usprawnić Netflix w drugim sezonie Wiedźmina?

Co powinien usprawnić Netflix w drugim sezonie Wiedźmina?

Dawid Ilnicki | 03.07.2020, 21:00

Informacja o wznowieniu prac nad drugim sezonem, cieszącego się dużą popularnością, netflixowego “Wiedźmina” była jedną z najlepszych wiadomości w tym smutnym pokwarantannowym czasie. Co prawda premierowa seria nie była pozbawiona wad, ale jednocześnie pokazała potencjał, a po dokonaniu kilku istotnych korekt produkcja może jeszcze stanąć w szeregu z najlepszymi serialami fantasy ostatnich lat.
 

Chcąc uchwycić atmosferę wokół premiery pierwszego sezonu serialu “Wiedźmin”, opartego na bestsellerowych, teraz także w krajach anglosaskich, powieściach Andrzeja Sapkowskiego, należałoby chyba użyć znanego sformułowania: “Nadajemy z samego oka cyklonu”. Łatwo było zgadnąć, że to właśnie w Polsce będzie on najmocniej krytykowany. Trudno się temu dziwić bowiem to właśnie u nas powieści popularnego AS-a stały się kultowe, a gry komputerowe CD Projekt Red były prawdziwą rewelacją, pokazującą że przy dobrym doborze kadr, realizatorskiej wizji i pomysłowi na rozgrywkę od początku do końca, udaje się nie tylko nie zepsuć, ale wręcz dopełnić dzieła drugiego najważniejszego, naturalnie po Stanisławie Lemie, pisarza fantastycznego pochodzącego z Polski.

Dalsza część tekstu pod wideo

To co od początku udało się grom nie wypaliło w przypadku serialu, który był atakowany z różnych stron. Nie obyło się oczywiście bez tendencyjnych zarzutów odnośnie obsady, a tuż po premierze zrzędzono również na fabułę porównując ją do takich dzieł fantasy jak choćby “Xena: Wojownicza księżniczka”. Oczywiście część krytyki była celna, jednocześnie zastanawia fakt, iż pomimo wielkiego grona malkontentów z Polski serial okazał się światowym fenomenem i jest obecnie jednym z flagowych produktów amerykańskiego giganta streamingowego. Nawet jednak zagraniczne recenzje podkreślały, że nie jest to jeszcze zamknięte dzieło, ma sporo wad, ale przy tym również ogromny potencjał, który powinien być wykorzystywany w kolejnych sezonach.

Ogromna popularność, jaką zaczęło się cieszyć dzieło Netflixa, mogła skłonić jego twórców do zadania sobie pytania czy najlepszym wyjściem nie jest po prostu kontynuowanie sposobu narracji znanego z pierwszego sezonu. Nie byłoby to jednak dobre rozwiązanie. Z tym niepozornym słówkiem “potencjał” bywa bowiem tak, że bardzo często lubi występować w tekstach obok przymiotnika “zmarnowany”. Tak jak wspomnieliśmy, nawet entuzjastyczne recenzje “Wiedźmina” podkreślają, że jest on nierówny, a momentami wręcz zagmatwany i przydałoby się zmienić w nim kilka rzeczy. Myślę, że większość widzów wychodzi z podobnego założenia, jednocześnie docenia pewne elementy serii, z drugiej strony zauważa, że wiele trzeba w niej jeszcze zmienić byśmy mogli mówić o klasowej produkcji fantasy. Oto lista kilku rzeczy, nad którymi z całą pewnością trzeba będzie popracować w trakcie realizacji drugiego sezonu.

Solidny szkielet fabularny

Co powinien usprawnić Netflix w drugim sezonie Wiedźmina?

Największym problemem pierwszej serii produkcji Netflixa była niewątpliwie rwana narracja i brak jednego, konkretnego szkieletu fabularnego. Tego typu wybór mógł być podyktowany chęcią przedstawienia świata Wiedźmina, które w tym wypadku polegało na pokazaniu kilku jego sławnych przygód, a z drugiej bazowaniem na opowiadaniach Andrzeja Sapkowskiego z dwóch tomów “Ostatnie życzenie” i “Miecz przeznaczenia”. To wszystko sprawiało, że postronny widz, nie znający tych pozycji, mógł się czuć kompletnie pogubiony, a z kolei wytrawni znawcy twórczości AS-a, liczący na epicką sagę osadzoną w świecie wiedźmińskiego pięcioksięgu, czuli się zawiedzeni. W tym kontekście wcale nie dziwią zatem porównania do wspomnianej wcześniej “Xeny”, czyli tworzenia z nowej produkcji swoistej “procedural dramy” osadzonej w fantastycznym uniwersum.

Jedno jest pewne: tak dalej być nie może! Abstrahując bowiem od zasadności podejścia twórców pierwszego sezonu, udało się w nim już zarysować główne zależności, pokazać trochę oryginalnego świata znanego z kart książek Sapkowskiego, a przede wszystkim nieco nakreślić charakterystykę głównych bohaterów. To czego nam w tej chwili brakuje to zwarty fabularny szkielet, do którego będą się odnosić działania Geralta, Yennefer i reszty postaci. Materiału jest tu sporo, bo za podstawę wielkiej sagi może służyć przecież słynny pięcioksiąg polskiego autora, a w świecie przez niego przedstawionym można osadzić własną, autorską fabułę, co zresztą pokazały gry CD Projekt Red. Kontynuowanie podobnej formuły jak w pierwszym sezonie byłoby z pewnością ogromnym błędem.

Nakreślenie motywacji głównego bohatera

Co powinien usprawnić Netflix w drugim sezonie Wiedźmina?

Z cyklu: “Jestem tak stary, że pamiętam…” Otóż: jestem tak stary, że pamiętam jak wielką popularnością cieszył się w telewizji polskiej temat nieszczęsnej ekranizacji twórczości Andrzeja Sapkowskiego, za którą wziął się Marek Brodzki. Wywiadom z twórcami nie było końca, materiał gonił materiał. Trudno się było zresztą temu dziwić, gdyż opinia publiczna widziała w tej produkcji szansę na zaistnienie w świadomości fanów popkultury na całym świecie. Jak wiemy nic z tego nie wyszło, a “Wiedźmin” stał się elementem polskiej “soft-power” dopiero dzięki grom i serialowi Netflixa. Interesujące było jednak to, że grający Geralta Michał Żebrowski w niemal każdej wypowiedzi próbującej tłumaczyć o czym właściwie jest ta produkcja powtarzał, że jest to opowieść o kimś kto broniąc ludzi przed potworami zdaje sobie sprawę z tego, że największymi potworami są właśnie ludzie.

I choć ta wypowiedź za każdym razem brzmiała wyjątkowo czerstwo, jak oklepana, z pozoru efektowna formułka, którą powtarza się w momentach, gdy ktoś pyta nas o coś, o czym nie mamy większego pojęcia, naprowadza nas ona na niezwykle ważną kwestię, nad którą z pewnością zastanawiają się tak twórcy, jak i fani serialu, szczególnie ci którzy jeszcze nie znają twórczości Andrzeja Sapkowskiego. Pierwszy sezon tak naprawdę bowiem nie dał nam odpowiedzi na pytanie kim właściwie jest Geralt. Sporo mówi się w nim o przeznaczeniu, ledwo nakreślony jest w nim wątek pączkującego uczucia do Yennefer, mamy trochę szorstkiej, ale jednak przyjaźni z Jaskrem, ale właściwie nic o tym jakie jest usprawiedliwienie krwawych jatek urządzanych przez głównego bohatera i co tak naprawdę on sam o nich myśli. Wiele mógł w tej materii zmienić odcinek oparty na “Mniejszym złu”, który został jednak kompletnie spłycony i przeciętny widz pewnie niewiele z niego wyniósł, prócz wspomnień o całkiem udanej walce. Chcąc mieć charyzmatycznego bohatera trzeba go wyposażyć w jakieś charakterystyczne cechy, w przeciwnym razie nawet Henry Cavill nic nie poradzi. Nie tyle nie udźwignie roli, co raczej nie będzie miał nawet czego dźwigać.

Dbanie o bogactwo świata przedstawionego

Co powinien usprawnić Netflix w drugim sezonie Wiedźmina?

Jedną z największych zalet jakiejkolwiek pozycji, z już dość sporego, dorobku Andrzeja Sapkowskiego jest bogactwo przedstawionego w nim świata. Autor nie korzysta bowiem wyłącznie z jednej tradycji, ale znakomicie je miesza, co w połączeniu z niezwykle specyficznym humorem, tworzy koktajl, którego mogli zaledwie posmakować widzowie pierwszego sezonu. Choć bowiem wspomniane już oparcie premierowej serii na opowiadaniach z dwóch tomów pozwoliło na pokazanie kilku ciekawych stworzeń, jednocześnie na razie zdecydowanie kuleje charakterystyka świata w jakim jest osadzone to uniwersum. Część winy za to ponosi oczywiście krytykowana już wcześniej formuła pierwszej serii, jest to jednak kluczowa kwestia w drugim sezonie, który powinien nam pokazać wizję, wypracowaną przez twórców, na bazie materiału książkowego.

Wyjątkowo mało jak na razie mówiło się o elfach, które były jedną z centralnych ras w twórczości Sapkowskiego, a w dodatku sposób ich pokazania diametralnie różnił się od prezentowania ich w innych sagach fantasy. Ich los był niezwykle ważnym elementem świata przedstawionego, w pewien sposób odnosił się również do współczesności. Na tym przykładzie dobrze widać, że w pierwszym sezonie nie znajdujemy żadnej myśli przewodniej jeśli chodzi o kreowanie uniwersum. Można oczywiście krytykować podejście obecne w innym serialu fantasy “Carnival Row”, ale nikt nie może zarzucić tego, że nie było ono spójne, a przy tym w pewien sposób odnosiło się również do naszej rzeczywistości. Zresztą elfy to tylko przykład; w świecie wiedźmińskiego pięcioksięgu jest przecież o wiele więcej interesujących ras, które czekają na ekspozycję, jak choćby wampiry, również ukazane u AS-a w sposób przewrotny.

Więcej humoru

Co powinien usprawnić Netflix w drugim sezonie Wiedźmina?

Jednym z największych atutów gier komputerowych CD Projekt Red było przeniesienie do świata wirtualnego mocno specyficznego języka i znakomitego humoru książek Sapkowskiego, które są oparte na kilku podstawach. Pierwszą jest iście postmodernistyczna gra różnymi konwencjami świata fantasy przemieszana z wątkami dotyczącymi świata nam współczesnego, które tworzą piorunujące wrażenie. Postacie, którym przypisywalibyśmy pewną powagę, a wręcz dostojność zachowują się czasem, a przede wszystkim - wyrażają, jak ludzie z gminu, przy czym jednak nawet w wypowiadanych przez nich bezeceństwach słychać, że są ludźmi wykształconymi, mają bowiem niezwykle wyczulony słuch na wszelkiego rodzaju gry językowe. Elementem tego świata jest z całą pewnością bard Jaskier, akurat w serialu całkiem udanie grany przez Joeya Batey (który momentami wygląda jak ten dobry brat-bliźniak Ramseya Boltona), ale na razie słabo wypełnia on swoją rolę. Może to być oczywiście tylko indywidualna ocena, ale jest on jak dla mnie za mało rubaszny, a jego obecność na ekranie jest usprawiedliwiona w zasadzie tylko poprzez zestawienie z Geraltem jako kompletnie innym charakterem. Przydałoby się napisać mu kilka zabawnych kwestii.

Drugim czynnikiem, obecnym także w grach, są kapitalne dialogi, w świadomy sposób operujące grami słownymi, różnego rodzaju konwencjami językowymi, które sprawiają, że widz od razu ma wrażenie obcowania z produktem skierowanym do inteligentnego odbiorcy. By móc wprowadzić tego typu zabiegi potrzeba jednak mniej koturnowych postaci, co wiąże się po prostu z luźniejszym podejściem do konwencji kina fantasy. Twórcy z całą pewnością wiedzą, że saga Sapkowskiego nie jest poważnym dziełem fantastycznym, a prawdziwą żonglerką różnymi elementami obecnymi w klasykach gatunku, które w dodatku dzięki wszechobecnej w jego książkach ironii bywają świetnym komentarzem do obecnej rzeczywistości. Więcej humoru obecnego w kolejnych sezonach z pewnością wpłynęłoby na jeszcze mocniejsze związanie widzów z bohaterami serialu i tą drogą zdecydowanie powinni pójść jego autorzy.

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper