Reklama
Brave New World (2020) – recenzja serialu [Netflix]. Choć to szaleństwo

Brave New World (2020) – recenzja serialu [Netflix]. Choć to szaleństwo

Piotrek Kamiński | 17.03.2021, 21:00

Utytułowany twórca komiksów i dramaturg, Grant Morrison, postanowił zaadaptować na potrzeby telewizji jedną z najbardziej znanych książek o tematyce utopijnej/antyutopijnej w historii, "Nowy Wspaniały Świat" autorstwa Aldousa Huxleya. Zadanie niełatwe, jako że książka opowiada o przyszłości z perspektywy lat trzydziestych ubiegłego wieku. Jak wyszło? Specyficznie.

Zacznijmy od tego, że serial "Brave New World" ma się tak do książkowego oryginału, jak na przykład "50 Twarzy Greya" do "Zmierchu" (dla jasności: ta pierwsza wyewoluowała z fanfika tej drugiej). Widać, że postacie pod pewnymi względami są do siebie podobne, pojawiają się te same motywy i ogólny zarys fabuły. I można powiedzieć, że na tym podobieństwa się kończą. Ciężko tak naprawdę mieć o to do twórców serialu pretensje, jako że wizja przyszłości z książki byłaby dla dzisiejszego widza pod pewnymi względami dosyć archaiczna. Na pewno dałoby się to zrobić porządnie, lecz pójście swoją drogą też mogło być ciekawą opcją, jeśli miałoby się na nią dobry pomysł.

Dalsza część tekstu pod wideo

Brave New World (2020) – recenzja serialu [Netflix]. Choć to szaleństwo

Brave New World (2020) – recenzja serialu [Netflix]. Lecz jest w nim metoda

Bernard Marx (znany z pierwszego sezonu "Gry o Tron" Harry LLoyd) i Lenina Crowne (Jessica Brown Findlay) są mieszkańcami Nowego Londynu, miasta przyszłości, w którym ludzie nie cierpią, nie chorują, niczego im nie brakuje, niczym się nie martwią i non stop uprawiają niezobowiązujący seks. To świat, w którym ludzie nie rodzą się, a są hodowani. W zależności od jakości "produktu" przypisuje się go do jednej z czterech kategorii - alfa, beta, gamma, epsilon (i ewentualnie plusik, jeśli wybijasz się ponad przeciętną, ale nie na tyle by być w innej kategorii) i poddaje procesowi indoktrynacji. Wszystko jest dla wszystkich. Nie można trzymać partnera tylko dla siebie, bo to byłoby nieuczciwe. Seks należy uprawiać wyłącznie dla przyjemności i najlepiej codziennie z kimś innym. Być może reguła ta sięga głębiej niż tylko do majtek, ale nie bardzo dało się to zauważyć. A jeśli czujesz, że twój ogólny poziom zadowolenia zaczyna spadać, wystarczy łyknąć somę - syntetyczny narkotyk blokujący negatywne emocje.

Marx i Lenina wybierają się wspólnie do rezerwatu Dzikich - względnie normalnego świata, w którym życie wciąż toczy się tak, jak u nas, z tą różnicą, że kiedy przyjeżdżają turyści z Nowego Londynu, trzeba dla nich urządzać pokazy i przedstawienia jak to kiedyś było źle. Traf chciał, że docierają na miejsce w przeddzień wybuchu bardzo krwawego powstania Dzikich. Z pomocą jednego z nich, Johna (w tej roli młody Han Solo, Alden Ehrenreich) udaje im się wrócić cało do domu, a sam John dostaje możliwość pozostania w Nowym Świecie. To ten moment można przyjąć za początek końca Nowego Londynu takiego, jakim znali go jego mieszkańcy. Prawdopodobnie.

Fan książki szybko zauważy, że postacie w serialu przypominają te książkowe tylko na pierwszy rzut oka. Marx nie jest niski i nikt nie przypuszcza, że może nie być tak naprawdę alfą plus. Lenina nie jest nawet w połowie tak zindoktrynowana jak na kartach powieści, a John pewnie nawet nie wie, kto to Szekspir. Ich dylematy również nie mają zbyt wiele wspólnego z tematyką książki. To znaczy, cały ten fałsz wylewający się z każdej kolejnej sekundy egzystencji Nowego Londynu też gdzieś tam jest, lecz twórcy serialu o wiele bardziej zainteresowani byli pokazywaniem ogromnych orgii i rozbudowywaniem trójkąta miłosnego tworzonego przez głównych bohaterów. Szybko można zauważyć, że to produkcja nastawiona na ewolucję postaci, dla której motywy utopii, bezsensowności istnienia i prania mózgu są tylko mało istotnym tłem. Grunt żeby zrobić z tymi postaciami coś faktycznie ciekawego. No właśnie...

Brave New World (2020) – recenzja serialu [Netflix]. Zamiary są wiatrem, kiedy nie idą z wykonaniem w parze

Problemem "Brave New World" jest to, że bierze przepełniony możliwościami temat, po czym przekształca go w coś, co nie ma do powiedzenia właściwie niczego ciekawego. Nawet podobał mi się kontrast wytworzony między Johnem z pierwszego, a ostatniego odcinka. Tak samo polubiłem - przynajmniej na jakiś czas - Bernarda i kibicowałem powolnej, acz konsekwentnej przemianie Leniny. Postacie wspomagające, jak grana przez Hannah John-Kamen Helm Watson, doskonały pod każdym względem Henry Foster i stoicka Mustafa Mond są płaskie i cienkie jak kartka papieru, ale trzeba przyznać twórcom, że w przypadku głównego tria postarali się jak trzeba. Jeśli patrzeć na "Brave New World" wyłącznie jak na futurystyczne romansidło, to wypada całkiem nie najgorzej, nawet jeśli czasami odcinki zdają się ciągnąć w nieskończoność. Problem w tym, że to powinno było być coś więcej. Jeśli twórcy decydują się na adaptację już istniejącego dzieła, ich obowiązkiem jest oddać jego ducha. Nie musi to być idealna kopia, ale jednak jakiegoś rdzenia opowieści wypadałoby się trzymać.

"Brave New World" co i raz prezentuje widzowi zalążki ciekawych koncepcji, ale właściwie nigdy nie robi z nimi niczego ciekawego. Być może przynajmniej część z tych wątków znalazłaby rozwinięcie w drugim sezonie, ponieważ scenarzyści, jak to często ostatnio bywa, nie wyrobili się z opowiedzeniem historii zawartej na 250 stronach w dziewięciu ponad czterdziestominutowych odcinkach (trzeba jakoś pokazać wszystkie te zgrabne piersi!). Nie będzie nam jednak dane się o tym przekonać, ponieważ raczej chłodne przyjęcie serialu przez recenzentów i mocno średni entuzjazm widzów powiedziały producentom, że szkoda pieniędzy na kończenie tej historii. Z jednej strony trochę szkoda, bo mogło to wszystko jednak do czegoś prowadzić. Z drugiej, może poza muzyką i wizualiami, naprawdę nie ma czego żałować.

Atuty

  • Scenografia;
  • Ścieżka dźwiękowa;
  • Ewolucja bohaterów;
  • Obsada

Wady

  • Spłycenie materiału źródłowego;
  • Potrafi się dłużyć;
  • Urwane zakończenie (drugiego sezonu nie będzie);
  • John jest kompletnie inną, mniej ciekawą osobą

Mogę polecić "Brave New World" dosłownie każdemu. Jest to zdecydowanie najlepsza płyta Iron Maiden, po brzegi wypchana świetnymi utworami. A serial? W sumie, czemu nie.

5,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper