Gears of War Ultimate Edition to jedna z najlepszych strzelanek TPP
Gears of War: Ultimate Edition to mój pierwszy poważny kontakt z serią od Microsoftu. I muszę otwarcie powiedzieć, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Pozostaje mi jedynie żałować, że z serią zapoznaję się dopiero teraz. Na szczęście nic straconego, bo dzieła "miękkich" nigdzie nie uciekną.
Tak jak zaznaczyłem we wprowadzeniu, Gears of War: Ultimate Edition to moja pierwsza poważna styczność z serią. W jakąś odsłonę kiedyś grałem z kumplem w trybie kooperacji, ale dawno to było, toteż nie pamiętam nawet która była to część. Można więc powiedzieć, że do gry usiadłem jak do czegoś całkowicie dla mnie nowego, tym bardziej, że kolejne etapy nie przywołały żadnych wspomnień. I co tu dużo mówić - jestem bardzo pozytywnie zaskoczony nie tylko jakością rozgrywki, ale również pozostałych elementów. Przez te kilka dni niechętnie odrywałem się od tej produkcji.
W ostateczności
Gears of War widziane z zewnątrz nie jawiło mi się jako wielce atrakcyjna gra. Może to przez styl, bo mamy tu do czynienia z wielkimi, przesadnie umięśnionymi typami, co może się kojarzyć różnie. Chyba nie przepadam za podobnym archetypem, aczkolwiek w Vanquish podobne postacie mi nie przeszkadzały. Może dlatego, że główny bohater jednak takim "klocem" nie jest. Zresztą, jak tylko uruchomiłem grę i zacząłem zabawę, przestałem "przejmować" się wielkością protagonistów. Zamiast tego doceniłem fakt, że twórcy świetnie oddali uczucie, że kontrolujemy kogoś naprawdę potężnego - choćby przez udźwiękowienie kroków.
Kolejna rzecz, która nieco rzuciła mi się w oczy, to swoista ociężałość postaci, co oczywiście ma sens jeśli zwrócić uwagę na rozmiary Marcusa. Pewnie zabrzmiałem jakbym uznał to za wadę, ale nic bardziej mylnego. O toporności w poruszaniu się nie ma mowy. Jedyne do czego bym się przyczepił, to brak szybszego biegu - ten w zasadzie jest, ale bardziej jako sposób na przedostanie się do kolejnej osłony i raczej niewygodny podczas eksploracji. Na początku trochę pokręciłem nosem, kiedy zauważyłem że muszę najpierw przylgnąć do osłony (przykładowo murka), by móc ją przeskoczyć. Później jednak to doceniłem, bo wyszło na to, że postać zrobi to tylko na mój wyraźny rozkaz.
Zdaję sobie sprawę, że edycja Ultimate ma uwspółcześnioną rozgrywkę. Nie wiem jednak jak bardzo i z tego powodu sypię głowę popiołem. Z doświadczenia wiem, że usprawnienia niewiele zmieniają, jeśli trzon nie jest zbyt dobrze opracowany. Zresztą, z tego co widziałem w "dwójce", odnowiona wersja hitu z 2006 roku nie odstaje zbytnio. Tak czy siak, chcę powiedzieć, że Gears of War może się pochwalić świetnie skonstruowanym systemem osłon, dzięki czemu trudno o błąd - jak choćby przylgnięcie do nieodpowiedniej powierzchni, czy przemieszczenie się nie do tej, do której zamierzaliśmy. I kiedy już jesteśmy za osłoną i wychylamy się, bardzo (ale z naciskiem na to słowo) rzadko zdarza się, żeby sama barykada zasłaniała nam widok - co niestety często miało miejsce w trylogii Uncharted.
Ale rwie!
Gdyby tego było mało, Gears of War ma świetny model strzelania. Mimo iż przeciwnicy są stosunkowo wytrzymali - co też nie dziwi, skoro to potężne zmutowane bydlaki - bardzo dobrze czuć moc broni. Muszę się jednak przyczepić, bo i tu obecne jest przybliżanie podczas celowania z każdej broni, co nie zawsze okazywało się skuteczne - zwłaszcza, kiedy przeciwnik był blisko. Nie odczuwałem tego zbyt często, bo jednak najwięcej strzelanin spędziłem za osłoną, ale wolałbym żeby tego nie było.
Spodobała mi się również mechanika przeładowania, którą wcześniej widziałem w Star Wars: Battlefront II (2017). Zaimplementowanie tego sprawiło, że w zasadzie cały czas byłem choć trochę skupiony, a starcia nabierały nieco bardziej taktycznego charakteru. To zresztą kolejna zaleta, którą muszę wyróżnić, bo walki z różnymi przeciwnikami wymagały odmiennego podejścia. Przy niektórych mieszankach przeciwników przesiadywanie za jedną barykadą nie było możliwe, konieczne więc było ciągłe przemieszczanie się.
Ciekawym pomysłem jest piła mechaniczna, choć w praktyce wypada różnie. Na początku nie do końca rozumiałem zasady jej działania, bo sądziłem że atak z jej użyciem wymaga dwóch klawiszy - jeden dla uruchomienia, a drugi od rozpędzania ostrzy. Okazało się to jednak znacznie prostsze, ale poziom normalny, na którym ukończyłem grę, rzadko kiedy skłaniał mnie do używania tego rodzaju ataku. No chyba, że do niszczenia skrzyń.
Trzymaj się z dala od mroku
Gears of War to jednak nie tylko strzelanie. Na całe szczęście nie ma tutaj ani QTE, ani biednych sekwencji platformowych. Pierwsza część serii jest całkiem mroczna i są momenty, których mogłyby pozazdrościć niektóre gry przypisane do gatunku horroru. Szczególnie spodobał mi się moment, w którym przedzieraliśmy się przez miasto pod osłoną nocy. Pod niebem latały całe gromady wściekłych Krylli - ptaków, które rozszarpywały każdego kto wkroczył w mało oświetlony obszar. Trzeba było więc oświetlać przemierzane ścieżki, co wiązało się z prostymi czynnościami - jak choćby strzelenie w pojemnik z gazem, który się następnie palił.
Prosty zamysł, ale skutecznie urozmaicał rozgrywkę i przy okazji zapadał w pamięć. Miłą odmianą było też siądnięcie za sterami pojazdu, choć niestety na krótko. Doceniam też balans starć i eksploracji, bo dzięki temu nie ma miejsca na nudę czy swoisty przesyt. Jest intensywnie, ale nie za bardzo. Jest czas na zwiedzanie, ale nie na tyle dużo, żeby zaczęło to nużyć. O tego typu filozofię nic nie robiłem.
Szkoda jednak, że i tu są rzeczy znane z filmowych samograjów - jak choćby wymuszanie chodzenia, podczas gdy Marcus rozmawia z bazą dowodzenia. Zawsze trwa to krótko, ale sam zamysł drażni mnie na tyle, że denerwuję się ilekroć spotykam się z podobnym zabiegiem. Jest to niepotrzebne choćby z uwagi na to, że przez ten czas nie mogę też podnieść leżącej nieopodal amunicji, więc pozostaje jedynie czekać. Podzielność uwagi mam na tyle dużą, że i tak bym usłyszał co też w dialogu postacie mówią. I przede wszystkim: wolę sam decydować o tym, kiedy zwolnię tempo.
To nie wycieczka, ruszamy!
Oprócz samego klimatu Gears of War, muszę pochwalić jeszcze świetny design lokacji, również pod względem artystycznym. Przede wszystkim jest tutaj sporo zróżnicowania, bo przemierzamy różnego rodzaju miejscówki. Począwszy od miasta, a na opuszczonych slumsach czy fabrykach kończąc. Każda z lokacji ma w sobie coś, na czym warto zawiesić oko, bo styl jest po prostu świetny. W pamięci zostaną mi opuszczone domostwa, które na myśl przywiodły mi posiadłość z mojego ulubionego Resident Evil (2002).
Z tym wszystkim świetnie współgra udźwiękowienie i ścieżka dźwiękowa, choć chciałbym aby broń była głośniejsza. Muzyka to niby nic odkrywczego, ale wystarczająco współgra z tym co dzieje się na ekranie i czasem przyprawia o przypływ adrenaliny, tudzież ukłucie niepokoju. Zwłaszcza w połączeniu z wrzaskami niektórych potworów. Nie ma tu też miejsca na emocjonalne uniesienia, bo wcielamy się przecież w twardzieli walczących z ogromnymi mutantami. Kreacje postaci stoją na wysokim poziomie i choć czasem odczuwałem odrobinkę zażenowania od kolejnych żartów, świetnie współgra to z przyjętą koncepcją.
Koniec końców, Gears of War ląduje na liście moich ulubionych strzelanek. Fenomenalny tytuł i dziwi mnie, że zdaje się nieco zapomniany w obliczu takiego Uncharted: Fortuna Drake'a, który jako gra wypadał po prostu gorzej. Z niecierpliwością oczekuję momentu w którym przysiądę do "dwójki" na dobre, ale zanim to nastąpi przejdę "jedynkę" w trybie kooperacji. Jeśli natomiast Wy nie mieliście jeszcze do czynienia z tą grą, gorąco polecam. Gamepass to łatwy sposób na nadrobienie tego klasyka.
Przeczytaj również
Komentarze (49)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych