To była ręka boga (2021) - recenzja filmu [Netflix]. O poszukiwaniu artystycznej duszy, z Maradoną w tle

To była ręka boga (2021) - recenzja filmu [Netflix]. O poszukiwaniu artystycznej duszy, z Maradoną w tle

Piotrek Kamiński | 15.12.2021, 21:00

Historia młodego Neapolitańczyka, który uniknął wielkiej tragedii i odnalazł swój głos za sprawą futbolowych popisów legendarnego Diego Maradony. Pół-biograficzny list miłosny Paolo Sorrentino do rodzinnego Neapolu, sztuki i piłki nożnej.

Co mają ze sobą wspólnego Bóg, Diego Maradona, przeznaczenie i artyzm? Cóż, wychodzi na to, że wszystko. Sorrentino prezentuje w swoim najnowszym dziele pięknie nakręcony film w równej mierze o trudach głównego bohatera, jego zmaganiach z dojrzewaniem, w których specjaliści doszukują się śladów reżysera, jak i o samym Neapolu, miejscu z którego zarówno bohaterowie filmu i sam reżyser pochodzą. To piękna laurka, celebrująca to na wskroś włoskie miasto, wpisująca weń pierwiastek miłości do kinematografii i opowiadająca przy tym historię drogi, którą być może musiał przejść  i sam Sorrentino aby odkryć swój artystyczny głos. Pełno w niej pięknie nakręconych krajobrazów, misternie udekorowanych wnętrz, nagich ciał, letniej sielanki. Lecz wszędzie tam, gdzie świeci słońce, muszą pojawić się i cienie, tak więc i w dzisiejszym filmie wszystkie te piękne obrazy podszyte są cierpieniem, melancholią, bólem z którego czerpie artysta. 

Dalsza część tekstu pod wideo

To była ręka boga (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Udręka bycia nastoletnim chłopcem

To była ręka boga (2021) - recenzja filmu [Netflix]. O poszukiwaniu artystycznej duszy, z Maradoną w tle

Fabietto Schisa (Filippo Scotti) jest najmłodszym członkiem swojej licznej, pełnej większych i mniejszych waśni rodzinie. Chciałby zostać reżyserem, ale sam w życiu widział może ze trzy filmy. Podoba mu się starsza kobieta, ale na co dzień jest ona jego szurniętą ciotką, więc raczej nic z tego. Jak wszyscy Neapolitańczycy, czeka z wytęsknieniem na informację o tym, czy legendarny piłkarz, Diego Maradona, przejdzie do Napoli, czy są to tylko głupie plotki. W całym tym chaosie, młody Fabio nie ma zbyt wiele do powiedzenia, a nawet gdyby miał, nie dałoby się go pewnie nawet usłyszeć. W podobnym tonie niespiesznego bytowania mija pierwsza połowa filmu. Do czasu aż wszystko zmieni się za sprawą ręki boga - i to bardzo dosłownie, bo chodzi o rękę, którą Maradona pomógł sobie wbić gola Anglikom podczas mistrzostw świata w 1986. Od tej chwili całe jego życie ulegnie zmianie, a on sam ruszy w podróż, która pomoże mu odkryć kim tak naprawdę jest i czego właściwie chce. Pomoże mu zostać artystą.

Najnowszy film Sorrentino jest do bólu wręcz niespieszny. Można by pewnie wręcz powiedzieć, że faktyczna fabuła obrazu zaczyna się dopiero od tytułowej "ręki boga". Obrazy i sytuacje, które reżyser prezentuje przed tym momentem są ciekawe i pomagają zarysować charaktery poszczególnych bohaterów poza samym Fabio, lecz brakuje im nieco magii obecnej na przykład w "Wielkim pięknie", za które reżyser zdobył oskara dla najlepszego filmu zagranicznego w 2014 roku. Film otwiera scena snu zwariowanej cioci, Patrizii (Luisa Ranieri), pełnego pięknych ujęć, metafor i nienachalnego komizmu. Pierwszej i trzeciej rzeczy w całym filmie jest cała masa - nie raz i nie dwa razy widz zachwyci się pięknem Neapolu i zaśmieje pod nosem za sprawą absurdalnych zachowań postaci, lub ich reakcji na tego typu zachowania. Brakuje trochę natomiast tego pełnego metafor mistycyzmu.

To była ręka boga (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Ręka w górę kto lubi GILFy!

To była ręka boga (2021) - recenzja filmu [Netflix]. O poszukiwaniu artystycznej duszy, z Maradoną w tle

To oczywiście nie tak, że film Sorrentino jest prosty, czy dosłowny. Miejscami faktycznie dostajemy to, co widzimy, lecz jest w nim również wiele poetyki. Szkoda jedynie, że po scenie początkowej nic już nie jest tak zwariowanie piękne jak w niej - choć kilka bardziej onirycznych scen podchodzi do niej zaskakująco blisko. Ten wielki żyrandol na ziemi, zakapturzony mnich, skąpana w półmroku katedra, święty January o wściekle błękitnych oczach. Chwilę później reżyser kontrastuje sceną powrotu Patrizii do domu, gdzie przekonujemy się o tym, że z kobietą nie wszystko jest w porządku, a spokój katedry zastępuje wściekła furia jej męża. Później przecinamy sceną kompletnie humorystyczną, aby zaraz znowu wejść w poważniejsze tematy. I tak na zmianę, właściwie do końca filmu.

Reżyser prezentuje nam lekkie, beztroskie życie młodzieńca i za moment dociska go do ziemi czymś brutalnie życiowym. I tylko sceny seksu nastolatka z babcią u kresu życia nie potrafię określić w żaden sensowny sposób - miało być zabawnie, obrzydliwie, mistycznie, odkrywczo? Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć.

Głównym motywem filmu jest podróż, jaką musi odbyć Fabio aby dorosnąć, zacząć patrzeć w przyszłość i nauczyć się opowiadać - mówić swoim własnym głosem. Tylko w ten sposób może zostać dobrym reżyserem. Z początku jego niedojrzały umysł działa bardzo prosto, dziko wręcz. Zakochuje się w swojej ciotce, ale tylko fizycznie, a kiedy spotyka go tragedia, nie potrafi nawet uronić łzy. Towarzyszymy mu w tej podróży i obserwujemy jakie zmiany w nim zachodzą - jak ze swoją własną przeszłością rozlicza się reżyser. Jest to pięknie nakręcona, sensownie skonstruowana droga, lecz nie należy do najbardziej angażujących na świecie. Ponad dwie godziny śledzimy życie głównego bohatera, obserwując jego relacje z całym szeregiem barwnych postaci, z których każda ma na niego jakiś wpływ. Ostatecznie jednak, poza wewnętrzną przemianą Fabio, "To była ręka boga" brakuje jakiegoś bardziej satysfakcjonującego zakończenia, które usprawiedliwiłoby tak długi czas projekcji. Piękna forma to nie wszystko.
 

Atuty

  • Przepiękne krajobrazy, praca kamery, wnętrza;
  • Masa zabawnych sytuacji, które zawdzięczamy dobrej grze aktorskiej;
  • Interesująca progresja Fabio jako świadomego człowieka;
  • Odrealnione sceny niczym ze snu (tylko za mało!).

Wady

  • Nierówne tempo;
  • Zakończenie wieńczy historię przemiany głównego bohatera, ale robi to w mało angażujący sposób.

"To była ręka boga" to przyjemna dla oka opowieść o dorastaniu i radzeniu sobie z osobistą tragedią. Sorrentino rzuca widza w wir wydarzeń, metafor i sytuacji wzorowanych na swoim życiu, ale zbyt często gra zbyt bezpiecznie, przez co film miejscami potrafi się dłużyć.

7,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper