Days Gone - ofiara mediów czy samych twórców? Fakty i mity
Medialne postmortem, które nadal budzi emocje gdy pada tytuł ostatniego projektu Bend Studio. Hegemonia wysokiej jakości katalogu Sony i PlayStation w jednej chwili stała się przedmiotem wątpliwych dyskusji, gdy do gry weszły poważne liczby. Widząc scoring niekiedy uczepiony wartości 6.5/10 przy grze dedykowanej wyłącznie japońskiej konsoli, wyprodukowanej przez dawnych twórców klasycznego Syphon Filter, ciekawego spin-offu Uncharted: Złota Otchłań - cytując klasyka - wiedz, że coś się dzieje. Działo się sporo rychło po premierze Days Gone, wizji napisanej stylem apokalipsy, drogi, niezależnych hermetycznych charakterów.
Historia pierwszych zjazdów motocyklistów sięga końca II Wojny Światowej, gdy amerykańscy weterani wojenni kumulowali się w różnych punktach Stanów Zjednoczonych. Narodziny pierwszych klubów motocyklowych, nomadów. Bend Studio wreszcie dostarczyło bardzo poważny i uzależniający model jazdy uzbrojonym w silniki i wydechy jednośladem. Scenariuszowy gotowiec poszukiwań ukochanej osoby z bohaterem stroniącym od głębszych relacji międzyludzkich, takie pozory stwarzają pierwsze strony scenariusza wertowane przez gracza. Days Gone to powolna narracja, wymaga czasu, nieco angażu w poznanie historii, czasem prosi o chwilę kreatywności i cierpliwości. Tytuł promowano latami, lecz podejmowane inicjatywy nie utrzymały gardy, gdy uderzył tzw. review bombing. Od tej chwili zapętla się pytanie - czy Days Gone potraktowano niesprawiedliwie?
Początek i koniec drogi
"Prosicie mnie, bym w kilku słowach napisał osobistą recenzję nt. świata przedstawionego. To nie jest takie proste. Przeczytałem dzisiaj inną recenzję portalu, którego nazwę zachowam dla siebie. W treści ani razu nie wspomniano o jednej z centralnych aktywności, licznych hordach. ANI RAZU. Zawarto resztę mechanik, lecz dla mnie stało się jasnym, że recenzent spędził z grą najwyżej kilka godzin, po czym zasiadł do pisania tekstu. Nie ukończywszy gry" - napisał tuż po debiucie Days Gone, Sam Witwer, oryginalny głos Deacona St. John'a. Medialny sztorm na fali hajpu oregońskiej historii wywołał liczne dyskusje w temacie rzetelności recenzenckiej na karcie współczesnej branży gier. Dla setek tysięcy graczy, widok siedmiu oczek przy kategorii wagowej AAA z miejsca powoduje niesmak, nazywanie danej gry przysłowiowym "crapem". To jest niestety fakt. W sferze mitów pozostaje niska jakość Days Gone oraz zarzuty dotyczące bardzo generycznej rozgrywki czy braku jakichkolwiek nowości w kwestii generowania otwartego świata.
Życzylibyśmy sobie więcej takich generatorów światów. Oregon przeniesiony przez czarowników Bend Studio tworzy autentyczną wersję lokalnej natury. Zagęszczone lasy, typowe amerykańskie drogi, opuszczone, niskie domki do plądrowania. Czym jest jazda motocyklem bez solidnej narracji środowiskowej? Świat, droga, motocykl - trzy filary Days Gone czyniący z gry samotne, niedocenione cudo. Oczywiście, gracze pasjonujący się motocyklami będą zaciekle walczyć o równe prawa Days Gone w zestawieniu z resztą interaktywnej śmietanki. Mimo wszystko, nadal uważam, że to po prostu bardzo solidna produkcja, która nie potrafiła się pozbyć kilku wad genetycznych. Poprzednia generacja opłynęła tytułami nastawionymi na swobodę, wypunktowane mapy świata, powtarzalne aktywności. Otwarty świat często boryka się z problemem odtwórczości. Producenci ochoczo stosują fabryczną metodę odwracania uwagi od wątku głównego na rzecz czasoupychaczy - najczęściej dotyczą one "porządków", czyli wrogich obozów i tych spraw. Days Gone bazuje na identycznym schemacie, jak wiele gier wcześniej. Dostało się jednak autorom z Bend Studio. Powód? Zachodziłem początkowo w głowę dlaczego względnie duża gra, bazująca na amerykańskim schemacie motocyklisty-nomada, ulokowana w USA, wiernie odtwarzająca swoją lokalność mierzy się z takim bombardowaniem pośród medialnej kasty?
Nie znalazłem jednoznacznej odpowiedzi. W pewnym, zagranicznym tekście doczytałem, że "gra z czasem wymaga jedynie podkładania kolejnych min", itd. Owszem, to ciekawa metoda w starciu z hordami, których w grze zawarto ponad 50. Deweloper zastosował nieco odwrotną metodę od zamierzonej, ponieważ lokalizacje gniazd świrusów zostają nadane dopiero po skompletowaniu wszystkich rozdziałów opowieści. Treść rzeczonej recenzji wywołała u mnie szyderczy uśmiech, ponieważ w świecie opartym na przetrwaniu kluczem do sukcesu/przeżycia jest kreatywność, wykorzystanie aktualnej rzeźby terenu, dostępnego pod ręką uzbrojenia. Czasem wystarczy instynkt, by wywabić hordę, oddalić się od niej, po czym wrócić i eliminować świrusów, gdy zarażeni są w odwrocie do pieczary, a to przecież jedna z palet możliwości. Days Gone przede wszystkim zapewnia najlepszą przejażdżkę motocyklem. W tej dziedzinie stanowi drogowskaz, jak na ironię. Red Dead Redemption wykłada naukę wszystkim jak projektować konny styl jazdy, Days Gone czyni analogię dla jednośladowej motoryzacji. Jazda tutaj to czysta przyjemność. Według Sama Witwera, nie wszyscy dojechali do końca drogi.
Premiera nie wybiera
Wciąż nie odpowiedzieliśmy sobie na pytanie tego materiału. Czy Days Gone padło ofiarą mediów? Dla przypomnienia, tytuł pojawił się w sprzedaży pod koniec kwietnia, 2019 roku. Sony pompowało marketingową bańkę już dwa lata wstecz, gdy E3 2017 przyniosło znaczące materiały z rozgrywki. Do tamtej pory, efekt niepowstrzymanej "masy zombie" znaliśmy jedynie z kinowej adaptacji Wojny Z, Marka Brooksa, w której Brad Pitt uczył nas survivalu w obliczu ogólnoświatowej pandemii nieumarłych. World War Z względnie się udało. Gdy ujrzałem obecne w materiałach promocyjnych hordy świrusów, wspomnienia automatycznie uruchomiły sceny owego filmu. Oczekiwania rosły w siłę. W świetle udanych debiutów Sony, oczekiwano wielkiego startu nowej marki. Skromnie liczono na wejście w stylu łowczyni metalowych gigantów, Aloy. Debiut Horizon: Zero Dawn wciąż pozostaje liderem w dziedzinie potężnych otwarć nowej franczyzy w historii PlayStation. Pierwsze oceny Days Gone zrodziły kontrowersje, negatywne komentarze.
Byliśmy świadkami medialnego wydarzenia bez precedensu. Gra szumnie reklamowana przez Sony, dedykowana konsoli Sony, zostaje niemal zbojkotowana przez (głównie) zachodnie redakcje. Nie zabrakło opinii dotyczących słabego sponsoringu ze strony wydawcy, który nie zadbał o przychylność dziennikarzy w okresie przedpremierowym. Czy to fakty czy mity? Nigdy się nie dowiemy. Ostateczna jakość produktu końcowego w mojej skromnej opinii skutecznie podważa argumenty gratyfikacji dziennikarzy przez wydawcę. Pewne oceny są jednak przesadzone. Na niekorzyść twórców oraz marki, pozytywny odzew graczy nasilił się dopiero kilkanaście miesięcy po premierze Days Gone. Względnie niskie oceny wpłynęły na sprzedaż gry, która ostatecznie skazana została na liczne promocje, by zwrócić uwagę odbiorców z jak udanym de facto tytułem mieliśmy do czynienia.
Days Gone trafiło na rynek w chwili przesycenia narracją otwartych światów. W poprzednim roku rynek zredefiniował Rockstar, gdy wydano Red Dead Redemption 2. Do tego na jesieni tego samego, 2018 roku Ubisoft wypuścił kolejnego molocha, Assassin's Creed: Oddysey. To wyłącznie teoria, lecz wszyscy mamy pewne doświadczenie z tak rozbudowanymi w aktywności oraz obszar superprodukcjami. Wymagają co najmniej kilkudziesięciu godzin by zostać sprawiedliwie ocenionymi. Przypadek Days Gone na swój pozostaje trudny i wyjątkowy zarazem. Oto zupełnie nowa marka, korzystająca na sprawdzonych schematach otwartej narracji zaliczyła trudny medialnie debiut. Gra borykała się z garścią popremierowych kłopotów technicznych, lecz która większa gra ich nie posiada na starcie? Gry od takiej Bethesdy zakrawają na rekordzistów, podobnie jak nasz ukochany Wiedźmin 3 czy inne Night City. Nastąpiło zbiorowe zmęczenie materiału pośród dziennikarskiej gawiedzi. Cudnie wykreowany świat z elementarzem wałkowanym od lat, przy dość wolno rozwijającej się historii. Stąd mieliśmy taki ostrzał. Przynajmniej tak próbowałem sobie to wyjaśnić. Dla mnie Days Gone to pozycja arcyciekawa, ociekająca benzyną, motocyklem, pięknym światem, postaciami, dialogami i hordami świrusów. Prawdziwe Walking Dead w świecie gier, Daryl Dixon byłby dumny, gdyby żył naprawdę. Polecamy uruchomić tytuł na PS5, lepszego doświadczenie nie znajdziecie. Chociaż nawet amatorskie PS4 dawało niegdyś radę. Życie nomada, piękna sprawa.
Przeczytaj również
Komentarze (142)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych