Nowy Frankenstein z Oscarem Isaaciem nadchodzi. Oto najlepsze filmy inspirowane słynną powieścią
Kilka dni temu ogłoszono, że Guillermo del Toro zajmie się tworzeniem nowej wersji “Frankensteina”, realizując ten projekt dla Netflixa. Znakomity meksykański reżyser zdołał zgromadzić znakomitą obsadę, bowiem już potwierdzono udział w niej Oscara Isaaca, Mii Goth, Andrew Garfielda i Christopha Waltza. Nie będzie to rzecz jasna pierwsza, i zapewne nie ostatnia, ekranizacja powieści Mary Shelley, która inspiruje twórców filmowych niemal od zarania dziejów kinematografii.
Wydane w 1818 roku, w momencie gdy jego autorka miała zaledwie 20 lat, dzieło Mary Shelley zostało ogłoszone nie tylko klasykiem literatury gotyckiej i romantycznej. Znany pisarz Brian Aldiss argumentował bowiem, że “Frankensteina” należy uznać za pierwszą, prawdziwą powieść science fiction w historii tego gatunku. Głównym tematem podstawy literackiej wielu późniejszych horrorów, produkowanych głównie w XX wieku, są bowiem eksperymenty naukowe, powołujące do życia nową istotę. W tym sensie duch prozy Shelley przenika więc nie tylko mniej lub bardziej wierne książkowemu pierwowzorowi adaptacje, ale także późniejsze kino fantastyczne, pokroju choćby “Ex Machina” Alexa Garlanda, w której główną rolę zagrał Oscar Isaac, mający być gwiazdą nowej wersji “Frankensteina”.
Po motywy obecne w prozie Shelley sięgali później przeróżni filmowcy, realizując zarówno dość klasyczne horrory, jak i obrazy reprezentujące nietypowe podejście do kina grozy. Niektóre z filmów ledwie do niej nawiązują, ale jednocześnie robią to w tak czytelny sposób, że jest to zauważalne dla wszystkich. Wybraliśmy dziesięć najlepszych obrazów, nie zawsze będących klasyczną adaptacją jednej z najsłynniejszych powieści gotyckich, ale z pewnością twórczo przetwarzających obecne w niej motywy.
Frankenstein 1931
Premiera filmu Brytyjczyka Jamesa Whale’a, który wspomniany wcześniej Guillermo del Toro wymienia na krótkiej liście swych ulubionych obrazów wszech czasów, przypadła na czasy, powszechnie określane jako “pre-code Hollywood”. Termin ten odnosi się do króciutkiego okresu pomiędzy upowszechnieniem zastosowania dźwięku w produkcjach filmowych a rozpoczęciem egzekwowania konserwatywnego kodeksu Haysa, który określił co może, a co nie powinno być pokazywane w obrazach kolejnych lat. Podstawą scenariusza nie była tu sama powieść Mary Shelley, ale raczej nawiązująca do niej sztuka Peggy Webling. Realizowanie tego dzieła było możliwe po wielkim sukcesie “Draculi” i początkowo sam Bela Lugosi miał nadzieję, że zagra tytułowego doktora. Zaproponowano mu jednak wcielenie się w monstrum, które ostatecznie zagrał Boris Karloff, kojarzony z nim w zasadzie do końca swej kariery. Twórcy filmu obawiali się o to, że widok Karloffa w pełnym makijażu tak bardzo wystraszy ledwie siedmioletnią wtedy Marilyn Harris, grającą mała Marię, że mocno utrudni to realizację filmu. Dziewczynka jednak bardzo szybko przyzwyczaiła się do wizerunku potwora, wsiadając do samochodu zmierzającego na plan z aktorem w pełni ucharakteryzowanym już do roli.
Narzeczona Frankensteina
Spora popularność pierwszego filmu sprawiła, że już cztery lata później premierę miała jego kontynuacja. Za kamerą znów stanął James Whale, swoje role z pierwszego filmu powtórzyli zaś Colin Clive i Boris Karloff, a scenariusz został oparty na pewnym wątku pobocznym powieści Mary Shelley, eksplorując tym razem wątek tworzenia potwora-kobiety, mającej być partnerką postaci granej przez Karloffa. Na planie filmu reżyser zmagał się z postępującym uzależnieniem od alkoholu Colina Clive’a (to doprowadzi do jego śmierci już dwa lata później), który dodawał postaci przez niego granej dodatkowy, szaleńczy rys osobowości. W obrazie wystąpiła również wtedy już 11-letnia - wspomniana wcześniej - Marilyn Harris, której Whale dał nawet malutką rolę mówioną , po to by dostała wynagrodzenie większe niż w przypadku statystowania w produkcji.
Syn Frankensteina
https://youtu.be/0WEU89n1NAI?si=0CK0k6lLCBiLYKpG
Trzecia część serii, luźno opartej na powieści Mary Shelley, była jednocześnie pierwszym horrorem wyprodukowanym przez Universal Pictures po premierze pamiętnej “Córki Draculi” z 1936, po której wszelkie produkcje należące do kina grozy zostały zawieszone. Do realizacji kolejnego sequela nie zatrudniono Whale’a, tym razem stawiając na Amerykanina Rowlanda V. Lee, a praca nad tym obrazem wyglądała nieco inaczej niż w przypadku poprzednich pozycji cyklu. Dość powiedzieć, że scenariusz do niego nie był gotowy od początku i był zmieniany często tuż przed kręceniem konkretnych scen. W taki sposób zresztą pojawiła się postać Igora, granego przez samego Belę Lugosiego, nowego znajomego monstrum, potrafiącego go kontrolować. Sam gwiazdor zaliczał akurat gorszy okres w karierze, dlatego był bardzo wdzięczny za możliwość wystąpienia w tym filmie, który mimo wspomnianych trudności jest uważany za jeden z najlepszych horrorów, nie tylko swych czasów. Bardzo ciepło wypowiadał się o nim m.in. Christopher Lee, uznając go za jedno ze swoich ulubionych dzieł gatunku.
Abbott i Costello spotykają Frankensteina
Lugosi zagrał również w kolejnym filmie, w którym pojawia się powieściowy potwór, tym razem nie grany przez Borisa Karloffa. Co ciekawe odtwarzał tu samego Draculę i był to zaledwie drugi, a jednocześnie ostatni przypadek, gdy gwiazdor wcielał się w postać wyjętą z powieści Brama Stokera. Całość zaś opierała się na nietypowym zestawieniu dwójki klasycznych komediowych aktorów: Buda Abbotta i Lou Costello, którzy muszą się zmagać z mającym wobec nich niecne plany hrabią. Nie był to ostatni tego typu występ, bo już rok później duet stanął naprzeciw wspomnianego już Karloffa, a trzy lata później starł się również z Niewidzialnym Człowiekiem.
Przekleństwo Frankensteina
W końcówce lat 50’ realizacją produkcji luźno opartych na powieści Mary Shelley zajęła się słynna brytyjska wytwórnia Hammer, której pierwszym kolorowym filmem było właśnie “Przekleństwo Frankensteina”. Tytułowego bohatera zagrał w tym obrazie Peter Cushing (a także Melvyn Hayes jako młody doktor), a z kolei rola monstrum przypadła samemu Christopherowi Lee. Interesujący jest tu scenariusz, w którym więziony za rzekome zbrodnie baron Victor Frankenstein opowiada księdzu o swych eksperymentach medycznych, doprowadzających do stworzenia potwora, stojącego za wszelkimi zbrodniami, o które sam jest oskarżany. Dzieło przy niewielkim budżecie, szacowanym na niewiele ponad 250 tys. funtów, zarobiło ponad 8 milionów, co doprowadziło - rzecz jasna - do powstania sześciu sequeli.
Frankenstein musi zginąć
Piątym w kolejności i uznawanym za jeden z najlepszych obrazów z serii jest film z 1969 roku, w którym Victor Frankenstein - po zniszczeniu własnego laboratorium - ucieka do Altenbergu, gdzie jednak również musi się ukrywać. Szantażując pewnego doktora zmusza go jednak do udziału w nowych eksperymentach. Po kilku latach do roli reżysera w produkcjach Hammera powrócił tu Terence Fisher, który po latach uznawał to dzieło za jedno z najlepszych w swojej karierze, a część widzów zgodziła się z tym, doceniając dużo mroczniejszą wersję opowieści opartej na dziele Mary Shelley niż wcześniejsze produkcje Hammera.
Młody Frankenstein
Rok 1974 był fantastycznym okresem dla uznawanego za komediowego klasyka, dziś 97-letniego Mela Brooksa. To właśnie wtedy bowiem premierę miały aż dwie pamiętne produkcje Amerykanina, w obu przypadkach z Genem Wilderem w roli głównej. Dużo wyżej od parodii westernu, czyli “Płonących siodeł”, oceniano “Młodego Frankensteina”, szaloną wariację na temat powieści Mary Shelley, w której głównym bohaterem jest wnuczek barona von Frankensteina, który mimo wypierania się pokrewieństwa ze swym niesławnym przodkiem, w końcu i tak rozpoczyna nowe eksperymenty. Świetną rolę zagrał tu Marty Feldman jako Igor, a na plan w nietypowy sposób dostał się Gene Hackman, który często grał z Wilderem w tenisa i to właśnie od niego dowiedział się o tym filmie, w którym od razu zapragnął zagrać, z uwagi na to, że zawsze chciał się sprawdzić w komediowej roli. Chcąc upodobnić swój obraz do klasycznych dzieł z lat 30’ Brooks zdecydował się na nakręcenie go w czerni i bieli, co nie było popularnym wyborem w latach 70’
Edward Nożycoręki
Scenariusz do słynnego filmu Tima Burtona nie został bezpośrednio oparty na powieści Mary Shelley, ale jednocześnie bez niej trudno go sobie wyobrazić. Reżyser wielokrotnie podkreślał jak mocno wpłynęła ona na kształt tego nietypowego widowiska z 27-letnim tutaj Johnny’m Deppem. Twórca miał obmyślać je już jako nastolatek, marząc wtedy o obrazie, w którym potwór Frankensteina objawi się na amerykańskim przedmieściu. W filmie zagrał inny, legendarny aktor, znany z wielu klasyków kina grozy, czyli Vincent Price, którego rola była początkowo pomyślana jako dużo większa. Niestety aktor zmagał się już w tym czasie z coraz bardziej widoczną chorobą Parkinsona i nie mógł uczestniczyć w realizacji obrazu w pełnym wymiarze. Dzieło Burtona okazało się wielkim sukcesem, zarabiając 86 milionów dolarów, będąc jednocześnie pierwszą odsłoną niezwykle owocnej współpracy z Deppem w kolejnych latach.
Frankenstein 1994
W pierwszej połowie lat 90’ do pomysłu zekranizowania powieści Mary Shelley powrócił sam Kenneth Branagh. Jak przystało na twórcę, mającego już wtedy na koncie udane filmowe adaptacje sztuk Williama Szekspira, Irlandczyk zrealizował dzieło po latach uznawane za najwierniejsze nie tylko duchowi, ale także literze dzieła brytyjskiej pisarki. Prócz znakomitej gotyckiej atmosfery wyróżnia się ono doskonałą obsadą. Dość powiedzieć, że w rolę monstrum wcielił się sam Robert de Niro, któremu partnerują m.in. sam Branagh (Victor Frankenstein), Helena Bonham Carter, Ian Holm czy John Cleese.
Frankenweenie
Nie sposób było nie wymienić drugiej produkcji, wyreżyserowanej przez Tima Burtona. Animacja z 2012 roku, wyprodukowana przez Walt Disney Studios, stanowi pełnometrażowe rozwinięcie krótkiego filmiku Amerykanina z 1984 roku. Głównym bohaterem staje się tu młody Victor Frankenstein, któremu ginie ukochany pies Sparky, potrącony przez samochód. Victor postanawia go jednak wskrzesić, co staje się problemem, bo od tej pory będzie musiał go ukrywać przed sąsiadami. W swym animowanym dziele Burton zawarł wiele nawiązań do klasyki horroru poprzedniego stulecia, zarówno tego filmowego, jak i literackiego.
Przeczytaj również
Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych