Joko Anwar: Koszmary i sny na jawie (2024)

Joko Anwar: Koszmary i sny na jawie (2024) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Chcę się obudzić

Piotrek Kamiński | 24.06, 21:00

Poczciwy taksówkarz, który i tak ledwie wiąże koniec z końcem, dostaje propozycję oddania starej, schorowanej matki do domu opieki dla bogaczy. Niechętnie, ale przyjmuje ofertę, nie wiedząc, jaki mrok czai się za murami rezydencji...

"Koszmary i sny na jawie" to składająca się z siedmiu odcinków antologia opowiadająca o zwykle biednych mieszkańcach Indonezji, którzy przypadkiem wchodzą w kontakt z nadprzyrodzonymi siłami, niosącymi ich zgubę. Autorem projektu jest wymieniony w tytule Joko Anwar, popularny w tamtym regionie twórca horrorów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Przyznam, że nigdy dotąd nie widziałem indonezyjskiego kina, ale wiedząc jak odkręcone horrory potrafią powstawać w tamtym regionie, postanowiłem dać nowej produkcji Netflixa szansę. Po sprawdzeniu pierwszego odcinka zmieniłem jednak zdanie. Szkoda aż siedmiu godzin życia na taki "horror". Nie zdarza mi się raczej olewać seriali w trakcie, ale od każdej reguły znajdzie się wyjątek. Ale pozwól, że opowiem ci o tym, dlaczego akurat tym razem postanowiłem powiedzieć "pas".

Joko Anwar: Koszmary i sny na jawie (2024) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Jakie tempo?

Taksówkarz

"Old house" opowiada historię wspomnianego we wstępie taksówkarza. On, jego żona, syn i matka mieszkają na kupie w odpychającym, skrajnie ubogim bloku, który sam w sobie jest lokacją dużo straszniejszą, niż ta willa, w której rozegra się większa część odcinka. Nasz bohater wozi czasami do pracy pielęgniarkę pracującą w ekskluzywnym domu starców, z którą wdaje się w dyskusje na temat tego, czy wypada oddać kochanego rodzica do przybytku tego typu. Zmienia jednak zdanie, kiedy demencja starej matki niemal doprowadza do śmierci jego jedynego dziecka. Dręczony koszmarami, postanawia jednak po nią wrócić, a na miejscu przekonuje się, że ekskluzywna posiadłość nie jest wcale tak sympatycznym miejscem, na jakie się zapowiadała...

Bodajże największym problemem "Koszmarów i snów na jawie" jest jego tempo czy raczej jego brak. Odcinek trwa lekko ponad godzinę, a więc niewiele mniej, niż niektóre pełnometrażowe filmy, ale w trakcie dzieje się tak niesamowicie mało, że aż trudno uwierzyć w długość trwania tej konkretnej historii. I to z dwóch różnych powodów - po pierwsze, ponieważ mamy wrażenie, że rzecz trwa przynajmniej kilka godzin i po drugie, ponieważ tę fabułę można by spokojnie zmieścić w trzydziestu minutach albo i mniej. A ciągnący się horror, to jedna z tych rzeczy, których chcesz wystrzegać się najbardziej!

Joko Anwar: Koszmary i sny na jawie (2024) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Demony z dupy

Dobry trace

Tak naprawdę, historia jakkolwiek rozkręca się dopiero gdzieś po 40 minutach. Zaczyna wjeżdżać wątek nadprzyrodzony, a opowieść staje się jakkolwiek nieszablonowa. Rzecz w tym, że to wszystko wciąż nie jest straszne - bardziej dziwne i lekko zabawne. Miałem skojarzenie z dziwactwami, które można zobaczyć w Silent Hill, z tą różnicą, że tam są one wypadkową wydarzeń i świata, z którym obcujemy, a tutaj po prostu nagle wyskakuje na nas wielka dekono-wagina i diluj z tym. Skąd się wzięła? Nie mam pojęcia. Wiem tylko co potrafi robić, ale też bez żadnego wyjaśnienia dlaczego. Tak jakby autor włożył w jej kreację najmniejszą możliwą ilość pracy - zaprojektował wygląd, umiejętności i cześć. Przecież nic innego nie jest ważne. Ale jest jeszcze jeden detal, który ciągnie to "coś" w dół.

Efekty wizualne w "Koszmary i sny na jawie" stoją na poziomie podobnym do naszego "Wiedźmina". Naszego sensie tego, na którego klasę wyłożył Lew Rywin, z 2002 roku. Ludzie śmiali się z Borcha Trzy Kawki? Dlaczego, kiedyś ponad dwadzieścia lat później wypuszczono produkt ze znacznie słabszymi efektami? I nie tyczy się to tylko samego wagino-potwora, ale i innych dziwactw, które zobaczymy w odcinku. Najważniejszymi z nich są powykręcani ludzie, poruszający się w dziwny sposób - jakby robili mostek i próbowali się w takiej pozycji sensownie poruszać. Rzecz w tym, że człowiek w takiej pozycji nie jest w stanie podskoczyć czy wykonać inny, wymagający prędkości manewr. Tak więc twórcy serialu posiłkowali się CGI. A w jaki sposób? Tworząc dwuwymiarowy obraz postaci i przesuwając ją tak, jakby skakała. Efekt, jak można się domyślić, nie powala. "Ale w zupełności wystarczy", powie ktoś. "No nie", odpowiem ja. To jest komedia, a nie horror. Nawet mój dziesięciolatek nie uwierzyłby w to, co widzi.

Podkreślę podwójnie, podkreślę podwójnie, że obejrzałem tylko jeden odcinek "Joko Anwar: Koszmary i sny na jawie", więc istnieje jakaś szansa, że dalsze odcinki tej antologii totalnie wywracają wszystko do góry nogami, ale ja osobiście mam dosyć. Antologie mają to do siebie, że są swoimi własnymi tworami (przepraszam, jeśli ktoś odbiera to jako protekcjonalizm), więc skoro pierwszy odcinek prawie zabił mnie nudą i niskobudżetowym poziomem produkcji, to reszta zapewne wygląda podobnie. Nic w tym pierwszym odcinku nie zachęciło mnie do dalszego oglądania - aktorstwo jest sztywne jak diabli, efekty beznadziejne, dramaturgia nie istnieje, intryga to jakiś żart. Być może w świecie indonezyjskiej kinematografii nie jest to zły produkt, ale na moje oko nie ma tu niczego, o czym warto by rozmawiać.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper