Wolverine - zabili go i uciekł. Jak Hugh Jackman został największych zabijaką Marvela
Pod koniec lipca do kin trafi w końcu “Deadpool & Wolverine”. Długo oczekiwany film, w którym siły połączą dwaj najpopularniejsi mutanci ze świata MCU. Dla Hugh Jackmana będzie to powrót do roli, swego czasu zapewniającej mu tytuł aktora najdłużej grającego postać z uniwersum Marvela, której miał już nigdy nie zagrać.
Historia przenoszenia na ekran przygód grupy mutantów, znanych pod nazwą X-Men, jest niezwykle interesująca. Na kartach komiksów zadebiutowali oni jeszcze w 1963 roku, ale już siedem lat później podjęto decyzję o anulowaniu całej serii. Jej powodem były kiepskie wyniki sprzedaży dzieł z ich udziałem. Szczęśliwie wznowienie cyklu w 1975 roku spotkało się już ze sporym zainteresowaniem czytelników, rosnącym z roku na rok, dzięki czemu obecnie są oni postrzegani jako jedni z najpopularniejszych marvelowskich superbohaterów. Bardzo szybko, bo już w latach 80’, pojawił się pomysł ekranizacji filmowej, na który w owym czasie wcale nie reagowano przesadnie entuzjastycznie, biorąc pod uwagę kiepską jakość dotychczasowych adaptacji komiksów. Na rynku było jednak kilka firm, które wykazywały nią duże zainteresowanie.
Jedną z nich było Orion Pictures, które jednak na przełomie lat 80’ i 90’ przeżywało już spore problemy finansowe, a te wkrótce doprowadziły do bankructwa przedsiębiorstwa. Końcówka lat 80’ z kolei upłynęła pod znakiem negocjacji z przedstawicielami Carolco Pictures. Zainteresowany zrealizowaniem wielkiego widowiska o wspomnianych bohaterach był w owym czasie James Cameron, który chciał powierzyć funkcję reżyserki i scenarzystki swej ówczesnej żonie, Kathryn Bigelow. Twórczyni “Dziwnych dni” rozpoczęła już nawet pisanie skryptu, a do roli Wolverine’a rozważano Boba Hoskinsa, w Storm miała się z kolei wcielić Angela Bassett. Sprawa upadła w momencie, gdy Stan Lee namówił Kanadyjczyka do zwrócenia uwagi na przygotowane w tym czasie filmy o Spidermanie, a wkrótce Carolco zatopiła ogromna klapa “Wyspy piratów” Renny Harlina, więc prawa do tworzenia produkcji na bazie przygód mutantów powróciły do Marvela.
Jego przedstawiciele nie byli jednak skłonni do tego, by wyprodukować film u siebie, myśląc o sprzedaży praw do niego Columbia Pictures. Firma ta była w tym czasie mocno zainteresowana choćby realizacją filmu “Black Panther”, w którym w T’Challę wcielić miał się Wesley Snipes, a zatem wydawała się odpowiednim miejscem także dla serii o mutantach. Negocjacje w sprawie przejęcia praw do filmów o X-Men zakończyły się jednak fiaskiem. W międzyczasie ogromną popularnością zaczął się cieszyć serial animowany o mutantach, realizowany dla Fox Kids. Pokazał on ogromny potencjał tych herosów i zdecydowanie przyspieszył sprawę sprzedaży praw do pełnometrażowego filmu. Jego realizacją zainteresowało się bowiem 20th Century Fox, które w 1994 dopięło swego, od razu zatrudniając Andrew Kevina Walkera do napisania scenariusza. Ten od początku osnuty był wokół prób zwerbowania do grupy Wolverine’a. Pozostało więc tylko wybranie do tej roli właściwego aktora.
Danzig z adamantium
O tym jak trudne ostatecznie okazało się to zadanie świadczy choćby długa lista kandydatów. Początkowo ofertę zagrania Wolverine’a zaproponowano Viggo Mortensenowi, ale ten odmówił, ze względu na inne zobowiązania. Idealny do tej roli wydawał się od początku Mel Gibson, który jednak okazał się zbyt drogi, a rozważano do niej również Dougraya Scotta. Australijczyk jednak w tym czasie realizował zdjęcia do “Mission Impossible 2” i nie mógł zagrać w nowym filmie. Jeśli myślicie, że najdziwniejszym potencjalnym Wolverinem miał być Keanu Reeves, którego również rozważano, to należy wspomnieć o tym, że w plotkach dotychczących angażu w tym filmie pojawiła się nawet postać Glenna Danziga. Znany wokalista metalowy został zaproszony na casting do tej roli, ze względu na podobieństwo do komiksowego herosa, na szczęście jednak w ktoś w porę się zreflektował.
W ostatniej wersji scenariusza ewidentnie widać bowiem było, że rola ta jest pisana pod Russella Crowe’a, który w końcówce lat 90’, za sprawą występu w “Gladiatorze” był na absolutnym topie. Jak jednak wiadomo odtwórca ten nigdy nie był specjalnie zainteresowany wielką sławą, prowadząc życie z dala od hollywoodzkiego zgiełku. Crowe odmówił zatem udziału w tym przedsięwzięciu, wcześniej jednak wskazując - jego zdaniem - idealnego aktora, który mógłby się wcielić w Wolverine’a. Okazał się nim - mało wtedy znany - Hugh Jackman, a ten bardzo szybko znalazł wspólny język z producentami i został zatrudniony. Nie był to jednak w owym czasie wybór naturalny i wiązał się z kilkoma problemami.
Przed 1999 roku Jackman grywał bowiem niemal wyłącznie w lokalnych filmach i serialach, a także w teatrze, więc początkowo trudno było go sobie wyobrazić w tak ikonicznej roli. Był również zdecydowanie wyższy (1.88 metra) od bohatera (szacowanego zwykle na 1.6 metra), w którego miał się wcielić, co od razu zauważyli fani komiksowego pierwowzoru i przeciwko czemu oponowali. Nie tak mocno, jak choćby w przypadku angażu Michaela Keatona w “Batmanie” Tima Burtona, ale mimo wszystko producenci musieli wziąć ten głosy pod uwagę. By jak najlepiej przygotować się do swej roli Jackman musiał również zbudować solidną masę mięśniową, co zakończyło się miesiącami intensywnego treningu i ścisłego przestrzegania niezwykle restrykcyjnej diety, co jak wiadomo po latach dało świetny efekt.
Jak zwykle bowiem bywa w przypadk tak drogiej i popularnej produkcji Jackman zaliczył kompletny zwrot w swojej karierze i to pomimo tego, że początkowo występ w pierwszym filmie z serii odradzała mu nawet jego żona, co przyznał sam zainteresowany w jednym z późniejszych wywiadów. Kino superbohaterskie kojarzyło się jeszcze wtedy z mało poważnymi produkcjami, które na domiar złego ostatecznie wcale nie okazywały się tak popularne, więc jej obawy były jak najbardziej uzasadnione. Aktor jednak wpasował się znakomicie w rolę mocno szorstkiego w obyciu kanadyjczyka, zdolnego jednak do największych poświęceń dla swych przyjaciół. Nic dziwnego, że po trylogii Bryana Singera pojawił się pomysł stworzenia osobnego obrazu poświęconego Wolverine’owi, który ostatecznie prerodził się w film Gavina Hooda, przy którym już zdecydowanie ważniejszą rolę pełnił Jackman, jako producent i osoba, z którą konsultowano scenariusz.
Australijczyk zagrał również w kolejnych filmach nowej trylogii prequeli, od 2013 roku współpracując także z Jamesem Mangoldem, nad dwoma nowymi filmami skoncentrowanymi wokół postaci Logana. Choć pierwszy z nich, którego akcja rozpoczynała się w końcówce II. wojny światowej w Japonii, nie zyskał sobie wysokich ocen widzów i krytyków to już jego druga odsłona z 2017 roku została niemal zgodnie okrzyknięta jednym z najlepszych superbohaterskich filmów XXI wieku. Pokazała również, że Jackman potrafi w obrębie tego gatunku stworzyć przejmującą kreację, która zresztą pozwoliła mu na dobre, po rekordowych 17 latach, rozstać się z najważniejszą rolą w jego karierze. A przynajmniej w tym czasie mogło się tak wydawać…
Deadpoolowi się nie odmawia!
Jackman co prawda pojawił się bowiem na krótko w drugim filmie z serii “Deadpool” (wykorzystano do tego materiał archiwalny), ale jednocześnie mająca swoją premierę w 2019 roku, nieszczęsna “Dark Phoenix” była pierwszą produkcją z serii, w której aktor nie zagrał Wolverine’a. Tuż po premierze "Logana" mówił, że będzie on ostatnim obrazem, w którym wcieli się w tę postać, wyznając, że do rezygnacji z niej ostatecznie przekonał go Jerry Seinfeld. “Powiedział mi, że kiedy coś tworzysz najważniejsze jest to, by nie wykorzystać wszystkiego co masz do zaoferowania w określonej roli. Nie chodzi tu o to, by skończyć na szczycie, ale raczej o to, by mieć pewność, że wciąż masz do zaproponowania coś nowego, być może kluczowego dla tego co będziesz robił później”.
Już w grudniu 2016 roku Ryan Reynolds wyznał w jednym z wywiadów, że namawia Jackmana na wspólny występ w filmie, w którym głównymi bohaterami byliby właśnie Deadpool i Wolverine, jednocześnie apelując do fanów o organizowanie internetowych petycji w sprawie przekonania Australijczyka do występu w tym filmie. Nikt nawet nie pomyślał o zmianie aktora i przywróceniu do filmu samej postaci, bo ta jest już powszechnie utożsamiana z twarzą i posturą Hugh Jackmana. Pierwsze spotkanie obu odtwórców nie przyniosło przełomu w tej sprawie, bo choć Jackman wierzył, że połączenie tego duetu byłoby wręcz idealne, nie był pewny czy taka produkcja miałaby rację bytu akurat w tym momencie.
Jackman jednak już wcześniej przekonywał, że jest skłonny powrócić do swej roli, jeśli tylko zostanie ona włączona do MCU i w ostatnich latach w końcu udało się to zagwarantować. Uniwersum Marvela od dłuższego czasu zdaje się gonić w piętkę, mając problemy z właściwym ukształtowaniem świata przedstawionego po pokonaniu Thanosa. Ostateczna fiasko przygotowywanej od dłuższego czasu opowieści, którą miała zwieńczyć batalia z Kangiem Zdobywcą sprawia, że obecnie najpewniejszą inwestycją zdaje się dla całej serii powrót do dobrze znanych bohaterów. Sprzyja temu fakt, że widzowie wyraźnie tęsknią za postacią chmurnego Wolverine’a, a zestawienie z Deadpoolem zdaje się być przygotowane idealnie pod swoiste buddy movie, z dwoma wyjątkowo ciężkimi do zabicia superbohaterami. Nie powinno zatem zdziwić jeśli film Shawna Levy’ego prześcignie w box office tegoroczny hit “W głowie się nie mieści 2”, a przypadek Hugh Jackmana okaże się kolejnym potwierdzeniem odwiecznej prawdy: “Nigdy nie mów nigdy”.
Przeczytaj również
Komentarze (9)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych