Thor: Ragnarok – recenzja filmu

Thor: Ragnarok – recenzja filmu

Jędrzej Dudkiewicz | 19.10.2017, 19:28

Nadszedł czas, by sprawdzić, co dzieje się z – jak słusznie zauważono – dwiema bombami atomowymi, które były nieobecne w filmie Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów, czyli Thorem i Hulkiem. Zwiastuny, chociażby poprzez kolorystykę i tonację, zapowiadały coś nieco odrębnego od tego, co do tej pory widzieliśmy, bliższego Strażnikom galaktyki, niż Avengersom. To się potwierdziło, bowiem Thor: Ragnarok to swoista parodia wcześniejszych produkcji Marvela.

Pod koniec Avengers: Czas Ultrona bóg piorunów wyruszył w podróż, podczas której miał badać niepokojące wydarzenia, jak pojawienie się czterech kamieni nieskończoności. Szybko okazuje się jednak, że zamiast tego musi zająć się niebezpieczeństwem zbliżającym się do jego domu. W Asgardzie zjawia się Hela, bogini śmierci, pragnąca władać wszystkimi krainami wszechświata. Pokonany Thor ląduje na drugim jego końcu, planecie Saakar, gdzie nieoczekiwanie spotka starego przyjaciela.

Dalsza część tekstu pod wideo

Film niemal w całości – poza jednym, za to istotnym fragmentem – rozgrywa się w kosmosie. Nie lękajcie się jednak, że czegoś nie zrozumiecie. Thor: Ragnarok ma co najmniej pięć ekspozycji, w których bohaterowie jasno tłumaczą, co było wcześniej, co dzieje się obecnie i do czego dążą w przyszłości. Trochę tego za dużo, do tego zrobione jest to w bardzo łopatologiczny sposób. A przecież da się podsunąć widzowi informacje w pomysłowy sposób, czego przykładem była świetna scena w muzeum z Zimowego żołnierza. Inni pewnie będą narzekać, że de facto nie dzieje się tu nic ważnego dla uniwersum Marvela, że to tylko kolejny film, który trzeba odhaczyć przed trzecią częścią Avengersów. Jest w tym na pewno sporo racji, z drugiej jednak strony nie oczekuję, że w Thorze będzie dochodzić do najważniejszych wydarzeń, te są zarezerwowane najwyraźniej dla Kapitana Ameryka. Oglądając przygody boga piorunów chcę dostać wciągającą, energetyczną rozrywkę.

I dokładnie to odbiorcy daje reżyser Taika Waititi. Pogłoski, jakoby Thor: Ragnarok był najzabawniejszym filmem Marvela wcale nie są przesadzone. To w zasadzie komedia, przy której momentami brzuch może boleć ze śmiechu. Tym bardziej, że jak już wspomniałem, twórcy wyraźnie naśmiewają się z bardzo wielu elementów i schematów wcześniejszych produkcji swojej wytwórni. Dystans do tego, co było sprawdza się znakomicie, aczkolwiek ostrzegam, że by wyłapać wszystkie żarty należy pamiętać poprzednie odcinki serialu, zwłaszcza obie części Avengers. Co tu dużo mówić – humor jest prawdziwie rewelacyjny, w zasadzie nie ma tu żadnego nietrafionego dowcipu.

Także dlatego, że wyraźnie widać, iż wcielający się w zarówno znane, jak i nowe postacie aktorzy mieli na planie przedni ubaw. Chris Hemsworth jest znakomitym Thorem, bezbłędnie potrafi sportretować jego nadmierną pewność siebie, wręcz arogancję, ciągłą potrzebę potwierdzania tego, jak dzielny i odważny jest, a także luz i wdzięk, które temu wszystkiemu towarzyszą. Tom Hiddleston ponownie błyszczy jako Loki, kradnąc dla siebie niemal każdą scenę, w której się pojawia. Co prawda znów nie ma tu ciekawego przeciwnika, Hela to kolejny czarny charakter, który jest zły, bo tak i w sumie nie ma żadnych motywacji. Mimo to Cate Blanchett świetnie bawi się swoją rolą, najwięcej pokazuje zwłaszcza oczami, nie mówiąc już o tym, że wygląda po prostu przepięknie. Dorzućcie do tego porządne drugoplanowe role Idrisa Elby, Tessy Thompson, Marka Ruffalo i – przede wszystkim – Jeffa Goldbluma oraz kilka absolutnie genialnych epizodzików (spokojnie, nie powiem czyich), a otrzymacie pełen obraz aktorskich fajerwerków.

Thor: Ragnarok ma też obłędne tempo, nawet nie zauważyłem, że minęły ponad dwie godziny. O ile akcja gna do przodu i obfituje w naprawdę nieźle i emocjonująco nakręcone sceny, o tyle strona wizualna jest już co najwyżej solidna. Marvel nigdy nie słynął z wybitnych efektów specjalnych, ale tutaj aż prosiło się o to, by popracować nad pewnymi elementami, zwłaszcza starcie Thora z Hulkiem mogło wypaść o wiele lepiej. Braki te próbuje nadrabiać znakomita ścieżka dźwiękowa oraz fakt, że w zalewie tych wszystkich atrakcji potrafi wybrzmieć niewesoła refleksja nad postacią ojca Thora i Lokiego, Odyna, a także tego, że imperia zbudowane są zwykle na kłamstwach i obłudzie, zaś historię piszą zwycięzcy. Zatem Thor: Ragnarok dostarcza dokładnie tego, czego można się po nim spodziewać – doskonałej, przyjemnej, dwugodzinnej rozrywki. Teraz już tylko ostatnia część rozbiegu, Czarna Pantera, i czas na Avengers: Infinity War.

Źródło: własne

Atuty

  • Rewelacyjny humor i dystans do wcześniejszych filmów Marvela;
  • Bardzo dobre aktorstwo;
  • Świetna ścieżka dźwiękowa;
  • Fantastyczne tempo – ani na chwilę nie można się oderwać od tego, co dzieje się na ekranie

Wady

  • Za dużo oczywistego tłumaczenia, co dzieje się na ekranie;
  • To tylko kolejny przystanek przed trzecią częścią Avnegersów;
  • Zachowawcza, nie wykorzystująca potencjału strona wizualna

Thor: Ragnarok spełnia praktycznie wszystkie związane z nim nadzieje – to bezpretensjonalna, obłędnie zabawna i utrzymana w świetnym tempie rozrywka.

7,5
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper