Tolkien – recenzja filmu. Tam i z powrotem
J.R.R. Tolkien to bez dwóch zdań jeden z moich ulubionych pisarzy, Władca Pierścieni znajduje się na liście najważniejszych książek, jakie w życiu przeczytałem. Chętnie zobaczyłbym ciekawy film przedstawiający jego biografię w taki sposób, że mógłbym się o tym autorze dowiedzieć czegoś więcej. Niestety jeszcze na to poczekam, bowiem Tolkien w reżyserii Dome’a Karukoskiego jest produkcją co najwyżej poprawną.
Żywot Tolkiena śledzimy od momentu, gdy umiera jego matka i trafia do rodziny zastępczej, przez edukację w różnych szkołach, aż po wojnę, do momentu, gdy siada do pisania swojej pierwszej książki, czyli Hobbita.
Tolkien – nic nowego o bohaterze
Bardzo mnie ciekawi, czemu spadkobiercy Tolkiena wydali specjalne oświadczenie, że nie mieli nic wspólnego z filmem i nikt się z nimi nie konsultował. Robi się coś takiego zwykle wtedy, gdy dana produkcja może być kontrowersyjna i pokazywać momenty z życia zmarłego, o których wolano by zapomnieć. W Tolkienie nic takiego nie ma. To zrobiona bardzo standardowo, niemalże od linijki biografia, która cierpi niestety z powodu podstawowego błędu, jaki można popełnić przy kręceniu tego typu filmu. Widz nie dowie się bowiem podczas seansu niczego o Tolkienie jako człowieku, poza tym, że kochał języki i kochał swoją przyszłą żonę Edith. A i to nie są przecież cechy charakteru. Twórcy koncentrują się zatem na pokazywaniu ważnych momentów z jego życia i wciskaniu w nie elementów sugerujących późniejsze inspiracje. Najlepszym tego przykładem jest I wojna światowa, bez wątpienia koszmarne doświadczenie dla Tolkiena, które niesamowicie mocno na niego wpłynęło. W okopach będzie więc widzieć szarżujące Nazgule oraz cień przypominający Saurona. I z takich rzeczy złożony jest w zasadzie cały film, przy czym i to ledwie nadgryza temat. Tolkien czerpał z mnóstwa rzeczy, w tym także snów. Jedyne co produkcja Kraukoskiego może sprawić to, że widz po wyjściu z kina zapragnie dowiedzieć się czegoś więcej o słynnym pisarzu. Film mu bowiem tego nie zapewni. Ewentualnie można przyjąć, że Tolkien to bardziej opowieść o jego przyjaźni z trzema kolegami ze szkoły, jednak o nich też za wiele nie można się dowiedzieć.
Tolkien – dobre aktorstwo i realia
Zaskakujące jest w tym wszystkim w sumie to, że wcielający się w tytułowego bohatera Nicholas Hoult (między innymi Bestia z X-Menów) stanął na wysokości zadania i stworzył całkiem niezłą kreację. W zasadzie tylko dzięki niemu byłem w stanie uwierzyć, że to żywy człowiek, który nawet będąc wśród przyjaciół myślami zwykle błądzi gdzieś indziej i tworzy w głowie historie. Dobra jest też Lily Collins jako Edith. Uczucie między nimi rozwija się całkiem spokojnie i naturalnie, można więc w nie uwierzyć. Dobrze też zostały oddane tu realia, czy to I wojny światowej (chociaż twórcy wyraźnie nie chcieli za bardzo epatować jej koszmarem i bezsensem), czy też ówczesnych brytyjskich szkół.
Całość nakręcona jest więc całkiem sprawnie, ma niezłe tempo. Osobiście jednak nie dowiedziałem się o Tolkienie absolutnie nic nowego: jego biografia jest poprawna. A szkoda, bo na podstawie życiorysu człowieka, który jest ojcem chrzestnym fantastyki można było stworzyć film prawdziwie wybitny.
Atuty
- Porządne aktorstwo;
- Dobrze poprowadzona relacja Tolkiena z Edith;
- Dobrze oddane realia
Wady
- To nie jest film o Tolkienie, tylko pobieżne i skrótowe przedstawienie, skąd czerpał największe inspiracje;
- Postacie w zasadzie nie mają charakterów
J.R.R. Tolkien zasługuje na znacznie lepszą biografię.
Przeczytaj również
Komentarze (21)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych