Battlefield V. Rozdział V: Wojna na Pacyfiku - graliśmy na nowych mapach
W czasie dużych premier, jesiennych hitów i szaleństwa zakupowego, DICE ze swoim rocznym już piątym Battlefieldem wytacza ciężkie działa i wprowadza nowy teatr działań wojennych. Podróż na pola bitwy Pacyfiku to zaskakujący powrót do korzeni i zarazem szansa na powrót marki na właściwe tory.
Nasza redakcja została zaproszona przez Electronic Arts do siedziby DICE na specjalny, przedpremierowy pokaz nowych map w ramach nadchodzącego 31 października Rozdziału V: Wojny na Pacyfiku. To będzie największy dodatek do gry od czasu premiery i do tego, zgodnie z wcześniejszymi obietnicami twórców, całkowicie darmowy. Wówczas do gry wejdą amerykańscy i japońscy żołnierze, nieco nowego sprzętu (m.in. kultowy karabin M1 Garand, czołg Sherman, jeep Willis, LKM M1919A6, sporo pływającego żelastwa czy myśliwiec Zero), ale przede wszystkim dwie nowe mapy w ramach trybu Podbój i Przełamanie - Iwo Jima oraz Pacyficzny Sztorm. Pierwsza to powrót klasyka z czasów BF 1942 i 43, z tym że nie ma tu mowy o żadnym remasterze - to mapa zaprojektowana od podstaw, z uwzględnieniem współczesnego silnika Frostbite. Druga z kolei rozgrywa się na terenie rozsianych gęsto wysp Marshalla. W późniejszym terminie do tej kolekcji dołączy też Wake Island, kolejna nowa inkarnacja znanej fanom serii mapy. Mówiąc szczerze, niewiele sobie po nich spodziewałem, jednak okazało się, że w ciągu kilku godzin testów przeżyłem na nich najbardziej emocjonujące chwile od czasu premiery Batllefield V…
Iwo Jima
W pierwszym meczu ląduję w skórze japońskiego żołnierza broniącego Iwo Jimy. Mała, wulkaniczna wysepka jest przeorana zasiekami i słynnymi tunelami, które imperialna armia wydrążyła pod Górą Suribachi. Teren - mimo że otwarty - jest zaskakująco zróżnicowany. DICE nie zapomniało o najdrobniejszych szczegółach. Powietrze przeszywają smugi wystrzelonych pocisków, tu i ówdzie przebija księżycowy krajobraz wulkanicznej Iwo Jimy i standardowo kiedy japońscy żołnierze zaczynają wydawać dookoła komunikaty oraz rozkazy, czuć typową dla DICE maestrię w dziedzinie sound designu. Łapię za karabin (oczywiście na samym początku Garand) i ruszam do obrony, bowiem gramy właśnie Przełamanie, a Amerykanie napierają ostro od strony plaży. Szybko robi się bardzo battlefieldowo, gęsto od świszczących kul, brudno od ziemi wzniecanej w powietrze wybuchami i straszno przez odgłos nadlatujących samolotów. Przy rozbitym samolocie transportowym znajduję katanę. Tak! To jest to! Nie czekając długo wbijam niepostrzeżenie pomiędzy przeciwników i zaczynam siec na lewo i prawo. Mechanika machania mieczem samurajów została zrealizowana bardzo dobrze - mamy możliwość wykonania prostego pchnięcia, lub dwuczęściowego cięcia (najpierw wymach w przód, potem do siebie). Po co miecz do walki na karabiny, spytacie? A choćby po to, że to broń wysoce ryzykowna w użyciu, ale wynagradzająca to ryzyko zabójczą wręcz skutecznością. Kiedy więc jakimś cudem udało mi się zbliżyć do niczego niespodziewającego się oddziału wrogiej drużyny, kilkoma cięciami załatwiłem całą czwórkę!
A to nie jedyna nowa zabawka do znalezienia na polu bitwy. Na nowych mapach nie zabraknie oczywiście zabójczych miotaczy ognia. Te z kolei robią niezłe spustoszenie, zwłaszcza w klaustrofobicznych tunelach pod Górą Suribachi. W efekcie, wolno, mozolnie, US Marines udaje się nam spychać coraz głębiej w ląd. Nasza ostatnia linia obrony to rzeczona góra, gdzie dosłownie w ostatnich minutach meczu dzieją się sceny iście dantejskie. Przeciwnej drużynie rzutem na taśmie i przy ostatnich rezerwach, udaje się przełamać nasz szyk i zdobyć wyspę… Kończę grę z niesamowitym poczuciem, że właśnie brałem udział w niesamowitej, interaktywnej projekcji „Listów z Iwo Jimy” Clinta Eastwooda.
Pacyficzny Sztorm
Kolejny mecz to już Podbój na drugiej mapie, która będzie dostępna na premierę Rozdziału V. To mnóstwo mniejszych, rozsianych na archipelagu wysepek. Tym razem w skórze amerykańskiego Marines przygodę zaczynam na barce transportowej i docieram na brzeg. Wyspy Marshalla z tej mapy to o wiele bardziej tropikalny krajobraz, poprzetykany bunkrami, zasiekami oraz okopami. Raj dla snajperów, ale i znajdą się świetne miejsca do przyczajek w buszu. Tutaj też nie brakuje klimatu, zwłaszcza gdy słoneczny krajobraz nagle się zmienia. Załamanie pogody przynosi tropikalną burzę - robi się ciemno, z nieba zacina ostro deszcz, a cały teren jest smagany wiatrem (świetne efekty cząsteczkowe!). Podbija to dramatyzm i tak już gorącej bitwy.
Tym razem nasza drużyna dość szybko zyskuje znaczącą przewagę, kontrolując większość punktów na mapie, pod koniec jednak dzięki pewnemu cwaniakowi robiącemu spustoszenie dzięki zamontowanemu w jednej z baz działu wysokokalibrowego, dość szybko przeciwnicy nadrabiają i końcówka robi się dość nerwowa. Pacific Storm to bardzo zrównoważona pod względem terenu mapa, choć nawigowanie pomiędzy wysepkami wymaga odrobinę taktyki, zwłaszcza kiedy możemy kontrolować mosty je łączące.
Atol Wake
Atol Wake znany pod angielską nazwą jako Wake Island, to jednocześnie jedna z najbardziej ikonicznych map w historii Battlefielda. Trafi do gry dopiero w późniejszym terminie i nie mogliśmy w trakcie naszych testów nagrywać wideo z zabawy na tej mapie. Jej nowa inkarnacja jest o wiele bardziej wyrafinowana niż pierwowzór, ale jednocześnie grając w tym miejscu weterani serii od razu poczują się jak w domu.
Charakterystyczny układ atolu w kształcie litery „U” sprawia, że nie można przyrównać tej mapy do niczego innego w BF V. Jednocześnie takie ukształtowanie terenu wymusza kreatywność w trakcie Dominacji, gdzie - używając odpowiednich środków transportu - możemy błyskawicznie przejąć dwa punkty kontrolne na przeciwległych odnogach wyspy. Dlatego też nasz mecz na Wake szybko przerodził się w ustawiczną zabawę w kotka i myszkę, oraz próbę zdominowania najdalszych punktów. To tutaj też największe znaczenie spośród wszystkich map ma transport wodny (co nie oznacza, że na pozostałych mapach jest nieistotny. Do tego dochodzą naprawdę piękne widoki. Atol mieni się w pomarańczowych odcieniach zachodzącego słońca - sceneria doskonale kontrastująca z zasiekami, zburzonymi budowlami oraz samolotami przecinającymi czyste niebo. Jest moc i klimat!
Powrót do gry?
Nie wiem jak wielu graczy przyciągnie do Battlefielda V Wojna na Pacyfiku, ale ja jestem kupiony. Jako gracz pamiętający pierwsze części, czuję że to symboliczny powrót do domu, a jednocześnie jako dość świadomy konsument oczekujący od współczesnych gier AAA najwyższej jakości, widzę ją we wspaniale odpicowanych trzech mapach dodatku. Co najlepsze, każda z map oferowała nieco inne doznania. Każdą mogliśmy ograć kilka razy w trakcie playtestu, więc można było już sobie o nich wyrobić jako takie zdanie. Atol Wake najbardziej mi podszedł pod kątem gameplay’u - było dużo okazji na kombinowanie oraz współpracę. Wyspy Marshalla robią wrażenie pod względem wizualnym, gdy pogoda zmienia się w mgnieniu oka. Iwo Jima wreszcie rozwala całkowicie klimatem, do tego szturm na plażę (jeśli gramy w trybie Przełamanie) jako żywo przypomina swym rozmachem legendarne lądowanie na plaży Omaha. Jeśli miałbym się do czegokolwiek przyczepić, to do dwóch rzeczy - miotacze ognia (druga obok katany „znajdźka” na mapach) wydają się mocno przesadzone i wymagają jeszcze dodatkowego balansowania. Ponadto wciąż dało się zauważyć sporadyczne glitche graficzne (znikający pasażer w łodzi bądź żołnierze z niewidzialną bronią). To na szczęście nie są poważne rzeczy, więc miejmy nadzieję, że już dosłownie za kilkadziesiąt godzin fani Battlefielda przeżyją naprawdę niezapomniane chwile w trakcie wirtualnej Wojny na Pacyfiku.
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (19)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych