Graliśmy w The Dark Pictures Anthology: Little Hope - mała mordercza dziewczynka
Man of Medan, pierwsza odsłona serii The Dark Pictures, była całkiem niezła, choć nie do końca pasował mi klimat, w którym pierwsze skrzypce odgrywają nastoletni bohaterowie. The Dark Pictures Anthology: Little Hope idzie do przodu serwując nam jeszcze mroczniejsze klimaty.
Motyw demonicznej dziewczynki, która ma nadprzyrodzone moce i potrafi z nich korzystać jest doskonale znany z horrorów wszelakiej maści. Dzieci są nieprzewidywalne i szczere do bólu, a gdy kryją jeszcze do tego mroczne tajemnice nigdy nie przechodzi to bez emocji. I właśnie w takiej narracji utrzymany jest prolog Little Hope, sequela Man of Medan, który opowiada jednak zupełnie nową historię, a jedynym spójnikiem jest tu znany doskonale narrator.
Rodzinka z piekła rodem
Prolog pozwolił mi odwiedzić dom pewnej skonfliktowanej rodziny i prześledzić tragiczne wydarzenia z dwóch perspektyw. Grę zacząłem jako atrakcyjna Tanya, która właśnie wróciła z randki podwieziona pod sam dom przez swojego czarnoskórego chłopaka. Mrok, padający śnieg, muzyka zwiastująca nadchodzącą tragedię. Klimat niczym ze "Lśnienia" Kubricka. Już na wstępie widać, że w rodzinnym ognisku nie dzieje się dobrze - jesteśmy świadkami kłótni matki z ojcem, który swoje żale i widmo utraty pracy w fabryce topi w alkoholu. Wyraźnie umęczona pracami domowymi matka martwi się z kolei o najmłodsze dziecko - Megan - z którym coś jest nie tak. To właśnie Megan odegra w tym dramacie pierwsze skrzypce. Podczas kłótni wychodzi jednak na jaw, że nie są to ich... biologiczne dzieci.
Będąc już w domu poznajemy resztę członków rodziny - opryskliwego Denisa, który interesuje się tylko swoją kolekcją płyt winylowych, czy zatroskanego Anthony'ego, który najbardziej się stara utrzymać rodzinne więzi w ryzach. W międzyczasie widzimy też sceny, w których najmłodsza Megan olewana jest przez wszystkich członków rodziny. Jako Tanya dostajemy zadanie, by z nią porozmawiać. Gameplay to niemalże kopią Man of Medan - postacie poruszają się dość wolno nawet podczas biegu, w pomieszczeniach kamery ukazują akcję z zaplanowanych wcześniej ujęć, a zwiedzając pierwsze piętro domu możemy badać i obracać różne przedmioty. Stary dom prezentuje się świetnie począwszy od mebli, plakatów na ścianach, sprzętów AGD, a na elementach związanych w popkulturą kończąc. Bazujące na prawdziwych aktorach postacie ponownie zachwycają mimiką twarzy i ekspresją. Tutaj też nic się nie zmieniło.
Ogniu, krocz ze mną
Ostatecznie kończymy podsłuchując pod drzwiami małą Megan (trzeba trafiać w odpowiednie klawisze w rytm wskaźnika imitującego rytm bicia serca), która rozmawia ze swoim wyimaginowanym przyjacielem. W trakcie dialogu z dziewczynką możemy być dla niej opryskliwi lub okazać troskę, co byśmy jednak nie uczynili skończymy zamknięci na balkonie. Chwilę później jesteśmy świadkami prawdziwej makabry - nawiedzona Megan wykorzystując postawiony na gazie czajnik podpala dom i morduje kolejnych członków rodziny - śpiącego na kanapie ojca, zamkniętą w łazience matkę, wspomnianego Denisa, który kończy nadziany na płot czy moją bohaterkę - Tanyę. I to chyba największy mój zarzut co do prologu - jakich opcji dialogowych i dróg bym nie wybrał dziewczyna kończy albo spalona w domu albo jako wisielec przy próbie zejścia z balkonu. Nie dało się nic zmienić. Cała rodzina skończyła w płomieniach.
Demo pozwalało też zagrać w prolog ponownie tym razem kierując poczynaniami Anthony'ego. Generalnie wydarzenia rozgrywały się tak samo, ale mogliśmy obejrzeć sceny, w których nie uczestniczyła Tanya, co przypomina Man of Medan, gdzie prolog wyglądał podobnie. Kierując Anthonym widzimy choćby scenę, w której ojciec wyłączył Megan bajki (ważniejszy był mecz), sam moment podpalenia czajnika na gazie, dialog z Denisem o Tanyi, która spóźniła się do domu z randki czy rozmowę komentującą uzależnienie od alkoholu tatusia. O ile w przypadku dziewczyny gameplay pozwalał zwiedzić pierwsze piętro domostwa, tak kierując Anthonym mogłem poszperać na parterze odnajdując choćby książki o paleniu czarownic, zaglądając przez okno na podwórze czy wchodząc w spór z leżącym na kanapie ojcem, który nie ma najlepszego zdania o swojej rodzinie nazywając ją "diabelską".
Czarownice na stos
Warto zauważyć, że czas w prologu cały czas płynie, więc mamy ograniczone możliwości zwiedzania. Akcja w pewnym momencie zaczyna biec znanym z pierwszego przejścia torem, gdy słyszymy wołającą o pomoc Tanyę zamkniętą na balkonie. Anthony jest potem świadkiem śmierci kolejnych członków swojej rodziny i ostatecznie sam wbiega w ogień palącego się domu. Nieco później widzimy rodzinny pogrzeb, na którym widać chłopaka Tanyi. Anthony jednak nie zginął - obudził się w dziwnym, nowoczesnym miejscu w czasach współczesnych wśród ludzi, którzy zdają się pilnie nad czymś pracować.
Liittle Hope zapowiada się na kawał klimatycznego horroru, w którym odwiedzimy tytułowe miasteczko znane w przeszłości z palenia czarownic. Wydaje się, że tematyka gry jest bardziej dojrzała niż w Until Dawn i Man of Medan, a tym samym mi bardziej podeszła. W prologu wprawdzie więcej było scenek i wyborów niż samego gameplayu, w dodatku nie można było w żaden sposób wpłynąć na nadchodzące wydarzenia, ale w kolejnych rozdziałach mamy mieć znacznie większą swobodę działania. Jeśli podobała się Wam formuła poprzednich gier studia Supermassive Games miejcie ten tytuł na uwadze.
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (29)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych