Recenzja gry: Resident Evil: Revelations 2

Recenzja gry: Resident Evil: Revelations 2

Michał Włodarczyk | 27.02.2015, 20:30

Od czasu premiery kontrowersyjnego Resident Evil 6, Capcom wypuścił na konsole stacjonarne jeszcze dwie kanoniczne odsłony (niegdyś) zombiaczej serii, jednak zarówno port RE: Revelations z 3DS-a, jak i remaster fenomenalnego remake’u „jedynki”, to w gruncie rzeczy odgrzewane kotlety. Na szczęście, w końcu się doczekaliśmy: trochę po cichy, tylnymi drzwiami, na rynek wkracza pełnoprawny sequel ciepło przyjętego Revelations. Prawie na wszystkie liczące się platformy, tanio i bez ambicji wywrócenia uniwersum do góry nogami. Ale czy to znaczy, że źle? Bynajmniej.

Z perspektywy czasu można powiedzieć, że żółto-niebiescy padli ofiarą sukcesu kultowej „czwórki”. Czy nam się to podoba, czy nie, trzy ostatnie numeryczne części RE są tymi epizodami zasłużonej serii, które sprzedały się najlepiej. Trudno więc oczekiwać, by włodarze firmy podjęli decyzję, aby wraz z dużą „siódemką” powrócić do korzeni cyklu. Wydaje się jednak, że Japończycy znaleźli sposób, żeby zadowolić zarówno przeciętnych zjadaczy chleba z padami w dłoniach, jak i większość z nas - graczy pamiętających, czym tak naprawdę jest Resident Evil. Z jednej strony akcyjniaki dla fanów tego typu produkcji, z drugiej - remastery genialnych odsłon z GameCube’a (Zero jest w drodze, mówię Wam!) i przede wszystkim podseria Revelations, wliczające się do kanonu interquele, czyli poboczne opowieści wplecione w zamkniętą historię. Zgadzam się z Wami, ja również chciałbym zrealizowanego z wielką pompą restartu, jakiego doczekał się w końcu Silent Hill, ale cóż - lepszy rydz niż nic. Narzekać w tym wypadku nie będę, gdyż pilot serialu Revelations z cyferką 2 naprawdę daje radę.

Dalsza część tekstu pod wideo

Było jak było, jest jak jest

Wydane na początku 2012 roku Revelations (wersja na 3DS-a) wypełniało lukę pomiędzy hiszpańską przygodą Leona Kennedy’ego i afrykańskim epizodem Chrisa Redfielda. „Dwójka” wrzuca nas w buty rudowłosej siostry tego drugiego, Claire, oraz niewidzianego od dawna Barry’ego Burtona, z kolei akcja rozgrywa się po zakończeniu RE 5. Mamy rok 2011. Wyraźnie przeorana przez życie Claire, obecnie członkini organizacji TerraSave, bierze udział w małej imprezie, na której spotyka młodą Moirę Burton. Panie znają się od dłuższego czasu i to właśnie za namową swojej starszej przyjaciółki córka Barry’ego zdecydowała się przystać do TerraSave. Dialog trwa krótko, gdyż chwilę później na salę wpadają zamaskowani i uzbrojeni napastnicy, którzy odurzają pannę Redfield i Moirę, porywając je i przewożąc do zniszczonego więzienia, mieszczącego się na tajemniczej wyspie. Budzą się z dziwnymi bransoletkami na nadgarstkach, za pomocą których nieznana postać obserwująca je z kamer przemysłowych, analizuje ich „poziom strachu”. Z czasem na scenę wkracza także Barry, który przechwycił wiadomość od swojej córki. I choć pod względem jakości skryptu japońska produkcja nie ma startu do gier Naughty Dog czy Remedy, to widać wyraźny postęp w porównaniu do pierwszego Revelations (nie najgorsze dialogi, autoironia, wiarygodni bohaterowie). Cliffhanger zostawił mnie z mnóstwem pytań, na które jak najprędzej chciałbym otrzymać odpowiedzi, a to dobrze świadczy o robocie scenarzystów.

Czy Revelations 2 jest survival-horrorem? Według mojej definicji nie jest, gdyż posiada system checkpointów i nie wymaga manulanego zapisywania stanu gry. Mimo wszystko każda kula jest na wagę złota, ponieważ: a) nie ma ich aż tak dużo; b) więksi przeciwnicy łykają nawet do ośmiu kulek z shotguna - i to bez popity. Tak samo więc, jak kieszonkowa „jedynka”, nowy RE to przygodówka akcji ze straszącymi motywami, z feelingiem walki o przetrwanie, za to bez przegięć znanych z pierwowzoru, takich jak strzelanina na szynach czy sekcje totalnej rozwałki w świetle dnia. Projekty adwersarzy, w tym przypadku ofiar strasznych eksperymentów, jak również odpowiednio stonowana kolorystyka, nasuwają skojarzenia z The Evil Within, ostatnim projektem Shinji’ego Mikami, ojca serii... Resident Evil. Kolejnym pozytywem jest rozgrywka, która choć zbudowana na fundamentach poprzedniego interquela, nie sprawia wrażenia płytkiej - wyraźne czuć, że projekt od samego początku powstawał z myślą o stacjonarkach. „Dwójka” oferuje znacznie więcej opcji w zakresie sterowania postacią, zarządzania ekwipunkiem oraz - przede wszystkim - walki. Bohaterowie dysponują bardzo przydatnym unikiem, w ściśle określonych momentach możemy rozbudowywać postaci o nowe umiejętności (nasze akcje są punktowane, warto też szukać skarbów i znajdziek), a broń ulepszamy na stołach podebranych z The Last of Us. Ale nie tylko powyższe elementy świadczą o gameplay’owej wyższości RE: R2 nad oryginałem.

Nie piję do lustra

Resident Evil z opcją kooperacji to żadna nowość, jednak tym razem wracamy do rozwiązania, które pod raz pierwszy i ostatni w serii zastosowano w pamiętnym Zero, mianowicie do kierowania dwiema postaciami na zmianę, z której jedna mocno różni się od drugiej. W przypadku linii fabularnej Claire, oprócz rudowłosej, grywalną bohaterką jest także Moira. Dziewczyna panicznie boi się chwycić za spluwę, dlatego w zastępstwie nosi przy sobie latarkę oraz łom. Potrafi otwierać nim zabite deskami drzwi, a także użyć w charakterze broni. Latarką z kolei podświetla partnerce niewidzialne inaczej fanty (kultowe roślinki przywracające zdrowie included), ale głównie używa się jej do oślepiania przeciwników, którzy są wtedy bardziej podatni na ataki Redfieldówny. Towarzysząca Barry’emu małoletnia Natalia to jeszcze ciekawsza persona, gdyż posiada umiejętność rozpoznawania mutantów i zarażonych na odległość. Dzięki temu w skórze mężczyzny można planować swoje ruchy ostrożnie, w najgorszym wypadku zakraść się dziewczynką, korzystając z dziur w ścianach, a następnie poczęstować oponenta cegłą w łepetynę. Jako że amunicja znika bardzo szybko, należy nieustannie kombinować, jak załatwić drani bez pociągania za spust i zużywania opasek uciskowych. Tworzymy je ze znalezionych przedmiotów, tak samo jak koktajle Mołotowa. Kolejny „patent” zaczerpnięty z przygody Joela i Ellie, podobnie jak animacja ataku z ukrycia.

Pierwszy odcinek łyknąłem w 2,5 godziny na standardowym poziomie trudności, a liczne bonusy zachęcają, by zagrać ponownie. Jednakże wysokie replaybility tytuł nie zawdzięcza solidnej kampanii w oparach horroru, którą w dodatku można zaliczyć na split-screenie z ziomkiem, tylko powracającemu Raid Mode. Szturm (w polskiej wersji językowej) oferuje zabawę zarówno offline (jest kanapowy co-op), jak i online (lecz dopiero w następnych epizodach), gdzie samotnie lub w towarzystwie drugiego gracza napieramy do przodu, faszerując ołowiem znanych z kampanii przeciwników w lokacjach wyciętych z trybu fabularnego. Poziom wyzwania rośnie z każdym etapem, ale my także nie stoimy w miejscu. Wraz z postępami w grze zwiększa się poziom doświadczenia naszej postaci, możemy rozbudowywać swój arsenał, robiąc zakupy w sklepie, czy modyfikować pukawki na nieco innych zasadach niż w kampanii. Usprawnień względem pierwowzoru jest tutaj od groma, a dostępnych wyzwań wraz z premierą ostatniego odcinka będzie aż dwieście! Na drugim biegunie znajduje się oprawa wizualna. Jak Revelations 2 wygląda, każdy z Was widzi - cross-genowa multiplatformowość taką właśnie ma cenę. Na plus warto odnotować sześćdziesiąt klatek na sekundę w wersji na PS4 i XOne. Technicznie gra na kolana nie powaliłaby nawet posiadacza past-gena w 2009 roku, lecz gęstego klimatu nie można nowemu RE odmówić. Solidnego udźwiękowienia i przyzwoitego voice-actingu zresztą też.

„To jest już koniec, nie ma już nic...”. A nie, moment!

Capcom się postarał. Widać wprawdzie jak na dłoni, w jakich miejscach zabrakło budżetu, a w których większego wyczucia i talentu, ale licznych zalet tej produkcji nie można nie dostrzec. Nie chciałbym wprowadzić Was w błąd: wszystko, co widzicie w oceniaczce poniżej, dotyczy pierwszego epizodu Resident Evil: Revelations 2, jednak ciężko mi uwierzyć, by kolejne trzy odcinki miały odbiegać jakością od pilota, zwłaszcza że finał tej intrygującej historii poznamy już w połowie przyszłego miesiąca. Ja jestem zdecydowanie na tak i chcę więcej.

PS. Wersja pudełkowa ukaże się na Starym Kontynencie 20 marca. W bonusie m.in. dwa mniejsze epizody i dodatkowe elementy w trybie Szturm.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Resident Evil: Revelations 2

Atuty

  • Survivalowy duch
  • Claire/Moira i Barry/Natalia
  • Tryb Szturm
  • Kanapowy co-op
  • Serialowa konstrukcja
  • Lokalizacja na wysokim poziomie

Wady

  • Oprawa na średnim poziomie past-genów
  • Jedna miejscówka (pierwszy odcinek)
  • Przydałyby się maszyny do pisania

RE: Revelations 2 rewelacyjne nie jest, ale to kawał solidnej rozrywki. W tej cenie tylko brać i grać!

Michał Włodarczyk Strona autora
cropper