Recenzja gry: Sword Art Online Re: Hollow Fragment

Recenzja gry: Sword Art Online Re: Hollow Fragment

Igor Chrzanowski | 30.08.2015, 09:00

W dobie remasterów, na najnowszą generację sprzętu przenoszone jest bardzo dużo produkcji – zdecydowanie za dużo. Na PS4 mogliśmy zobaczyć już gry z PS3, PS Vita, a nawet i z PS2. Niektóre konwersje zostały wykonane całkiem solidnie, inne zaś robi się byle jak – aby tylko hajs się zgadzał. Jak zatem do swojej pracy przyłożyli się panowie z Bandai Namco?

Pierwsza, z dwóch istniejących już gier na podstawie Sword Art Online, została pierwotnie stworzona na PS Vita, zaś po około roku czasu przeniesiono ją na PlayStation 4. Z racji, iż nie każdy zna SAO, śpieszę z wyjaśnieniami. Obecnie zwiększająca się miłość do technologii VR, zagościła w sercu pewnego Japończyka - Reki Kawahary - już w kilka lat temu. Postanowił on zatem napisać wielką i epicką opowieść o tym, co może przynieść nam przyszłość w kwestii wirtualnej rzeczywistości.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pierwsze kilka tomów jego długiej sagi traktuje o tytułowej grze MMORPG, współpracującej z hełmem VR łączącym się z mózgiem. Niestety jego szalony twórca uwięził w zamku Aincrad aż 10 tysięcy graczy, którzy zakupili jego dzieło. Po co? Wymarzył sobie, aby przeszli oni jego dzieło. Niby nic w tym trudnego, nieprawdaż? Otóż, jest zgoła inaczej, albowiem śmierć poniesiona na wirtualnym polu bitwy fantasy, równa jest ze śmiercią w prawdziwym świecie, poprzez ugotowania przez hełm komórek mózgowych.

Single-playerowa imitacja MMORPG

Sword Art Online Re: Hollow Fragment rozpoczyna się w momencie największego zwrotu fabularnego z oryginału [SPOILER ALERT!], czyli gdy okazuje się, że Heatcliff to tak naprawdę Kayaba Akihiko – twórca SAO. Jednakże tym razem losy pojedynku Kirito-Kayaba, potoczą się nieco inaczej niż w nowelkach oraz anime.[SPOILER ALERT!] W Produkcji Bandai Namco antagonista w trakcie walki po prostu znika, a gra się nie kończy. Tak oto trafiamy na 76 piętro zamku Aincrad i do znajdującego się tam miasta Arc Sofia.

Trwający około trzy godziny prolog skupia się na przedstawieniu nam nowości, jakie tytuł wnosi do znanej i kochanej formuły. Po pierwsze do zestawu 100 pięter dołączają tak zwane „Hollow Arena”, czyli dodatkowe lokacje o podwyższonym poziomie trudności, potężniejszych skarbach i nowych widokach do zwiedzania. Ponadto do SAO trafiają dwie nowe postacie „Strea” oraz „Philia”, a także te, znane z późniejszych przygód Kirito z ALfheim Online: Leaf oraz z Gun Gale Online: Sinon.

Jak już wspomniałem gra została podzielona na dwa oddzielnie istniejące sektory, a co za tym idzie otrzymujemy dwie linie fabularne. W podstawowej poznajemy perypetie przyjaciół protagonisty oraz czyścimy piętra od 76 do 100, w drugiej zaś rozwiązujemy problem Philii, która nie może wydostać się z Hollow Areny, do której to z resztą niektórzy gracze trafiają całkowitym przypadkiem. Taki sposób poprowadzenia opowieści sprawia, że podczas zabawy z SAO nie sposób się nudzić.

Rozgrywka w produkcji Bandai Namco opiera się o system znany miłośnikom gier MMORPG, lecz robi to w singlowym wydaniu. Jak twórcom udało się zrobić tak wierną imitację masowego multi? Po pierwsze w całym Aincrad jest masa NPC, którzy tak jak prawdziwi gracze mają swoje zajęcia. Chodzą po mieście i robią zakupy, siedzą przy fontannie, wybierają się na rajdy, walczą z mobami, aby podnieść swój poziom doświadczenia, a nawet zapraszają nas do listy znajomych i proszą o pomoc w różnych zadaniach.

Na szczęście projektując model walki, skupiono się bardziej na odwzorowaniu scen znanych animowanej adaptacji dzieł Reki Kawahary. Dlatego też akcja toczy się tu w czasie rzeczywistym i opiera o naszą zręczność i posługiwanie się tak zwanymi „Sword Skillami”. Są to umiejętności specjalne zadające potężne obrażenia oraz nadające używającemu, bądź uderzanemu, dane właściwości – na przykład zwiększają siłę, bądź paraliżują.

Do wyboru jest dostępne kilka stylów walki – na dwa lekkie miecze jednoręczne, pojedyncze ostrze jak na przykład katana, miecz dwuręczny, młot, a nawet topór, czy też łuk. Każdy z nich posiada aż 6 etapów rozwoju, do którego jest przypisane po kilka Sword Skilli oraz innych umiejętności aktywnych bądź pasywnych. Możemy wyuczyć się wyszukiwania pułapek, lepszego rozpoznawania wrogów, a także negocjować lepsze ceny u handlarzy.

SAO nastawione jest w głównej mierze na eksplorację i odkrywanie coraz to nowych miejscówek, które można spenetrować i wyczyścić ze skarbów. Na drodze staną nam oczywiście silniejsze, bądź ciut mniej mocarne stworzenia. A bestiariusz jest naprawdę obszerny i oferuje co rusz to nowe rodzaje przeciwników. Natkniemy się tu na galaretowate żywe plazmy, kraby, pająki, pszczoły, rycerzy, szkielety, czy też sztandarowych Jaszczuroludzi.

"To gra, nie zabawa"

Bardzo dużą zaletą gry jest intuicyjne sterowanie, a także możliwość samodzielnego ustawienia wszystkich umiejętności pod wybrane przyciski. Do wykorzystania są 3 zakładki, po 4 guziki. Podstawowy wariant użycia X, kółka, kwadratu i trójkąta nadaje się do najpotrzebniejszych skilli – unieruchomienie wroga, szybki atak, parowanie oraz leczenie. Pod L1 i R1 ustawiamy kolejne 2 warianty wedle własnego życzenia. Pod tymi samymi bumperami, pod D-Padem ustawione są komendy, jakie możemy wydawać swoim partnerom z zespołu.

Tutaj dochodzimy do drugiego, z najważniejszych aspektów Sword Art Online – towarzysze. Z racji, iż mamy całkiem bogatą listę znajomych w Aincrad możemy z każdym z naszej listy dobrać się w parę i wyruszyć do dungeonu trochę „poekspić”. Jednakże tylko z kilkoma najbliższymi nam partnerkami możemy wejść w bardziej zawiłe interakcje i przyjaźnie. Sinon, Leaf, Asuna, Strea, Silica, Yui, bądź parę innych mogą z nami przejść na bardzo dobre relacje, jeśli będziemy z nimi odpowiednio dużo i dobrze rozmawiać. To właśnie z nimi pojawia się również bardzo dużo scenek rodem z obyczajowego życia z gier MMORPG.

Ponadto Kirito może iść na bitwy z bossami pięter tylko i wyłącznie z jedną z najbliższych przyjaciółek. Aby zdobyć o nich informacje, musimy wykonać parę zadań powierzonych nam przez NPC w mieście oraz pokonać mini bossów. Z pełnym pakietem informacji – mocnych i słabych stronach, atakach i tym, kim jest dany stwór, ruszamy do jego komnaty, którą wcześniej znaleźliśmy w labiryncie. Podczas bitw, które są bardzo ciężkie, musimy tak dyrygować naszym zespołem i partnerem tak, by nikt nie zginął. Gdy padniemy my, bądź nasz partner, gra się kończy. W tak trudnych pojedynkach przydają się przedmioty takie jak kryształy leczenia, odtruwania, fiolki zdrowia, wzmacniające statystyki i inne.

Aby zaś zwiększyć siłę swojego rażenia musimy nie tylko wbijać wyższe poziomy, lecz i ulepszać swój oręż. SAO podpowiada nam, iż lepszym rozwiązaniem niż stała wymiana broni na mocniejszą, jest pracowanie nad tą, którą mamy od początku i noszenie jej do zaprzyjaźnionej kowalki, aby wzmocniła ją dzięki swej specjalizacji. Aby tego dokonała musimy zbierać przeróżne „rdzenie”, których odpowiednia ilość podniesie daną statystykę ostrza. Lecz to, czy operacja się uda zależeć będzie od aktualnego stanu rozwoju umiejętności Lisbeth.

[ciekawostka]

Pod względem czysto technicznym gra wypada w średnio. Widać, że Sword Art Online: Hollow Fragment to produkcja z PS Vity. Małe, ciasne korytarze, grafika na poziomie poniżej jakichkolwiek oczekiwań. PSV posiada moc zbliżoną do PS3, lecz remasterowi bliżej do PS2 niż chociażby poprzedniej generacji. Podchodząc do ściany dosłownie można policzyć piksele, z których została stworzona dana tekstura. Jedyne co wygląda tu dobrze, to postacie ważne dla fabuły oraz niektóre potwory. A jak wiadomo, od remastera powinniśmy oczekiwać czegoś więcej, niż podniesienia rozdzielczości do 1080p i płynności, do często gubionych 60 klatek na sekundę.

Bez zarzutu jest zaś ścieżka dźwiękowa. Muzyka towarzysząca podczas walki jest dynamiczna i zapadająca w pamięć, natomiast wszystkie odgłosy walki, rozmowy i dźwięki otoczenia brzmią poprawnie. Co prawda muzyka nie jest tak świetna jak w animowanej adaptacji, lecz nadal daje radę. Tym, co kuleje w SAO jest sztuczna inteligencja randomowych NPC – ci potrafią na przykład z uporem napierać na ścianę, zamiast odwrócić się i pójść w drugą stronę, bądź stoją w bez ruchu i nie potrafią podjąć żadnej decyzji. Często zdarzy się również, iż będziecie przenikać przez tekstury, do tego stopnia, że jak się odrobinkę postaracie, zajrzycie do środka różnych postaci.

Sword Art Online Re: Hollow Fragment to tytuł stworzony głównie z myślą o fanach uniwersum i miłośnikach gier jRPG, którym nie straszna brzydota, a ważniejsza od grafiki jest dobra zabawa. Faktycznie dzieło Bandai Namco wygląda bardzo biednie, lecz obcowanie z nim daje dużo frajdy. Jeśli znudzi wam się podbijanie pięter, możecie iść pozwiedzać Hollow Areny, jeśli znudzi was widok zza pleców bohatera, możecie dwoma kliknięciami przejść w tryb FPP.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Sword Art Online: Hollow Fragment

Atuty

  • Świetna zabawa znaną formułą
  • Bardzo dynamiczny i dający sporo frajdy system walki
  • Tryb FPP
  • Dwie ścieżki fabularne
  • Długi czas rozgrywki - ponad 100 godzin
  • Całkiem dobra muzyka...

Wady

  • ... która mogłaby być lepsza
  • Prehistoryczna grafika
  • Błędy
  • Tryb multi zrobiono tak, że nawet nie warto go opisywać
  • "Re" w tytule powinno zniknąć - to port, nie remaster.
  • Osoby niezapoznane z serią poczują się zagubione

Sword Art Online Re: Hollow Fragment to idealny tytuł dla zagorzałych fanów tegoż uniwersum. Tylko oni wyłapią wszystkie smaczki i oczka puszczone w ich stronę. Lecz jeśli posiadacie PS Vitę, zdecydowanie polecam zakup na przenośną konsolkę Sony.
Graliśmy na: PS4

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper