Recenzja: Red Dead Redemption: Outlaws to the End (PS3/DLC)
Rozszerzenie do Red Dead Redemption o podtytule Outlaws to the End to tak naprawdę istniejąca już w pełnej wersji gry zawartość. Rockstar nie starali się nawet tego faktu ukrywać, gdyż całe DLC okazuje się być raptem 12-megabajtowym plikiem ściąganym na HDD naszej konsoli. Stanowczo wstrzymajcie jednak głosy oburzenia. Koncern różni się bowiem od chciwego Ubisoftu tym, że swoje rozszerzenie oferuje absolutnie za darmo posiadaczom dosłownie wszystkich kopii Red Dead Redemption. I mam tutaj na myśli również egzemplarze używane...
Outlaws to the End oferuje 6 nowych misji kooperacyjnych, rozgrywanych w realiach znanych posiadaczom podstawowej wersji gry oraz szereg nowych trofeów zaimplementowanych specjalnie dla fanów kolekcjonowania pucharków. Całość zrealizowana została zwyczajowo, jak na standardy RDR przystało. Jest ratowanie z opresji biednej farmerki i eskortowanie jej do wyznaczonego miejsca, jest wyrzynanie formacji obronnych oponentów operujących ciężkimi działami, wreszcie mamy też misję rozgrywającą się wewnątrz kopalni złota oraz przejażdżkę tratwą. Absolutną wisienką na torcie jest jednak klasyczny dla westernów motyw napadu na dyliżans znany chyba ze wszystkich filmów oraz książek traktujących o Dzikim Zachodzie. W jednym z zadań będziemy mieli nawet okazję wcielenia się w rasowego zaganiacza krów(!).
W Outlaws to the End mamy identyczne jak w podstawce lokacje z odrobinę tylko przemodelowanymi celami rozgrywki, pod lufę podchodzą nam Ci sami przeciwnicy, a w dłoniach dzierżymy doskonale znane fanom gry rodzaje broni. W skrócie, na dysk naszych konsol ściągnęliśmy tylko ubrane w stare szaty skrypty. DLC jako integralna całość nie zostało zbyt logicznie umotywowane w materii fabularnej, ale nikt również tego od niego oczekiwał. Wszystkie misje ukończyć możemy w około 10-20 minut (w tym aspekcie przoduje najdłuższe The River), co łącznie daje nam około 60-120 minut zabawy. Jak na rozszerzenie absolutnie bezpłatne wynik ten wydaje się być więcej, niż zadowalający.
Warto też wspomnieć, że 4-osobowe drużyny składają się z postaci używających zupełnie odmiennych zestawów broni. Wszystko prezentuje się klasycznie i nie odbiega zbytnio od tego, do czego przyzwyczaiły nas wieloosobowe potyczki w Red Dead Redemption. Najlepiej żeby jeden z kumpli dzierżył karabin snajperski, jeden zajął się torowaniem przejścia ciężką strzelbą lub shotgunem, a kolejny przybrał rolę drużynowego sapera i speca od materiałów wybuchowych. Zadania zostały równomiernie zbalansowane pod względem przydatności każdej z wymienionych przeze mnie klas. Ponadto, zdecydowanie warto grać drużynowo i trzymać się bardzo blisko siebie, gdyż w wypadku śmierci któregoś z towarzyszy uleczyć może go jedynie kolega z drużyny.
Ale to nie wszystko! Jakież było moje zdziwienie, gdy po ukończeniu wszystkich 6 misji odblokowałem wyższy ich stopień trudności. Momentalnie pojawiła się motywacja do dalszej rozgrywki. Od razu rzuciłem się w wir zabawy z RDR. I zaliczyłem niezłego zonka. Okazuje się, że rozgrywanie misji na wyższym poziomie trudności (silniejsi przeciwnicy, brak wspomagania celowania) wiąże się z koniecznością ich LOSOWANIA. Nie można najzwyczajniej w świecie wybrać przyciskiem pada misji "The Herd" tylko czekać, aż szanowna maszyna losująca zwolni blokadę i akurat trafi na upragnioną przez graczy misję. Poprzez głosowanie wśród graczy znajdujących się aktualnie na serwerze możemy na wynik losowania się zgodzić, bądź też nie. Głupie zagranie ze strony Rockstar. Nie przeszkadza może w swobodnym odbiorze gry, ale potrafi zirytować mniej cierpliwych fanów RDR.
Jeżeli uda Ci się zaakceptować szereg przywar multiplayerowych starć w RDR, to bezpłatne Outlaws to the End jest dla Ciebie dodatkiem obowiązkowym. To wciąż ten sam - wysoki, ale nie najwyższy poziom rozgrywki pełnej błędów, zwieszek oraz przydługich loadingów. Ja pobawiłem się DLC może półtorej godzinki, przeszedłem, zapomniałem i ponownie wróciłem do starego, dobrego i wciąż dającego mi masę frajdy Modern Warfare 2. Myślę, że w przypadku większości graczy będzie tak samo, zamiennie tylko za tytuł Activision wstawiając Battlefield: Bad Company 2 lub inną produkcję nastawioną na rozgrywkę online. Ale chwilę pobawić się można.
Ocena - recenzja gry Red Dead Redemption
Atuty
- Nowości w trybie dla wielu graczy
- Darmowy dodatek
Wady
- Multiplayer nadal jest drętwy
Darmowemu DLC w gębę się nie zagląda, prawda?
Przeczytaj również
Komentarze (10)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych