Recenzja: Killzone 3 (PS3)

Recenzja: Killzone 3 (PS3)

Pyszny. | 16.02.2011, 14:16

Guerrilla Games tworzyło Killzone 3 niespełna dwa lata. Biorąc pod uwagę fakt, że część druga tworzona była prawie dwa razy dłużej, oficjalnie wiadomym było, że nie doczekamy się graficznej rewolucji. I nie doczekaliśmy się jej, bo o ile gra w 3D prezentuje się fajnie, co miałem okazję osobiście sprawdzić, to w Polsce wciąż niewielu graczy stać na właściwy telewizor razem ze specjalistycznymi okularami.

A poza tym nie jest to coś, co można by określić mianem owej rewolucji. Rewolucji, która, na ironię, przyszła z zupełnie innej strony...

Dalsza część tekstu pod wideo

Killzone 2 pamiętają chyba wszyscy. Najazd wojsk ISA na planetę Helgastów, rozwalenie w drobny mak stolicy ich narodowości, miasta Pyrrhus, przez uczonego imieniem Visari, śmierć praktycznie wszystkich jednostek ISA oraz wielu istnień helgańskich, zgoń ojca sukcesu Helganu w akompaniamencie wystrzału Rico Velasqueza i... horda helgańska zmierzająca ku kontratakowi na planetę Vekta. Nie powiem, działo się, oj działo, i mimo że gra była jak dla mnie odrobinę zbyt statyczna, to ogrom plusów w materii samej rozgrywki i fenomenalna oprawa nie dawały złudzeń, że i tak mamy do czynienia z jedną z najlepszych serii gier FPS ostatnich lat. I wiecie co? Powiem wprost. Dawno nie grałem w tak mocarnego FPS-a.

 

Rozgrywkę zaczynamy tam, gdzie skończyła się część druga. Wystraszone i zdziesiątkowane siły ISA pod pałacem zmarłego Visariego kontaktują się z rządem na Vekcie i otrzymują rozkaz ewakuacji z wrogiej planety. I od razu uderzeni jesteśmy w twarz jedną z najlepszych polonizacji gier, jakie kiedykolwiek przeprowadzono. Naprawdę, pierwsza rozmowa kapitana Narville'a z winnym śmierci Visariego Rico daje nam jasno do zrozumienia, że czasy wszechobecnej "cholery" zniknęły już bezpowrotnie. W przypadku Killzone 3 polonizatorzy stwierdzili chyba, że pójdą na całość, bo tak głośno, wyraźnie, agresywnie, a przede wszystkim częstokroć artykułowanych "ku*w", "skur**synów" i innych "popi***olonych" czy "zas**nych" "sku**ieli" nie słyszałem jeszcze jak żyję w żadnej innej grze. Momentami aż uszy mogą zwiędnąć od takiego natężenia owych wulgaryzmów, co zaliczam zdecydowanie na plus. Dodatkowo, całość wypadła bardzo przekonująco, nie tylko dzięki Janowi Englertowi i Edwardowi Linde-Lubaszenko, którzy wcielili się odpowiednio w rolę kapitana Narville'a oraz Jorhana Stahla, głównego złego całej opowieści, ale także dzięki aktorom pobocznym.

Serio, jeżeli od teraz każda polonizacja ma być wykonana przez Sony w takiej jakości i z pełnym zachowaniem realiów oryginału, a momentami pod względem wulgarności nawet go przebijającej, to już dziś jestem w stanie wystawić polskiemu oddziałowi firmy ogromny posąg w zaciszu mojego domostwa. Zapamiętajcie, lokalizacja Killzone 3 rządzi. A jeśli Waszym zdaniem jest inaczej, zawsze możecie przełączyć się na jedną z kilkunastu dostępnych wersji językowej, które zawarte zostały na płycie Blu-ray. Oczywiście, jest opcja włączenia polskich napisów i angielskiego dubbingu jednocześnie, także wielcy obrońcy polskiego szkolnictwa językowego mogą spać spokojnie.

Kolejny raz wcielamy się w rolę sierżanta Thomasa Sevchenko, którego zadaniem będzie wyprowadzenie ostatnich oddziałów ISA z Helganu, choć jak doskonale wszyscy wiemy, na tym się nie skończy. Trzeba przyznać, że historia w Killzone 3 nie jest oczywiście najwyższych lotów, ale tym razem, w przeciwieństwie do Killzone 2, została ona fenomenalnie i barwnie przedstawiona na ogromnej ilości dynamicznych przerywników filmowych. Guerrilla Games nie kłamali twierdząc, że gra będzie zawierała ich ponad 70 minut. Często przedstawiają one sceny niezgody pomiędzy raczej konserwatywnym dowódcą w postaci Narville'a, a narwanym i chcącym rozpieprzyć wszystko w drobny mak Rico. Poza tym, panowie się nie lubią, a wątek ten będzie przedstawiany nam przez praktycznie całą grę. Całość przeplatana jest wątkiem walki o władzę nad Helganem po śmierci Visariego pomiędzy Jorhanem Stahlem, przedsiębiorcą zajmującym się produkcją ultra-nowoczesnej broni oraz Admirałem Orlockiem, a także ujęciami tragicznej sytuacji żołnierzy ISA na nieprzyjaznym terenie. Tak, może jest to płytkie zagranie, może i nie ma w tym niczego, co można by nazwać "głębią", ale... na Boga, czy ktokolwiek wymaga od FPS-a fenomenalnej historii? Przecież wystarczy, by była emocjonująco poprowadzona, czyż nie?

Killzone 3 rzuca nas od strzelaniny do strzelaniny, okazjonalnie przeplatając wszystko zjazdami na lodołamaczach (niczym skuter w Call of Duty), elementami snajperskimi, akcją dywersyjną czy chociażby epicką batalią z ogromnym kroczącym mechem modelu MAWLR-1. Gwarantuję Wam, że czegoś takiego jeszcze nie widzieliście. Nie dość, że najpierw trzeba chować się przed skurczybykiem po kilku, stopniowo rozwalanych przez niego w drobny mak chatach, to później jeszcze wskoczyć na powietrzny transportowiec i z powietrza szyć do niego tysiącem pocisków do momentu, w którym nie padnie na glebę. Słowo-klucz w Killzone 3? Różnorodność. O ile w Killzone 2 faktycznie targani byliśmy po bliźniaczo do siebie podobnych lokacjach i momentami wyczuć można było odrobinę monotonii, tak tutaj Guerrilla Games serwują nam istną jazdę bez trzymanki i z granatnikiem przyłożonym do skroni. Tak, dobrze myślicie, twórcy poszli w trendy, efektem czego Killzone stracił nieco ze swojego gameplayowego charakteru drugiej części i poszedł w stronę serii... Call of Duty. Tak, jest szybciej, intensywniej, bardziej widowiskowo i zręcznościowo, co w mojej opinii grze wyszło zdecydowanie na plus. I nie tylko w mojej, w końcu 20 milionów sprzedanych egzemplarzy Call of Duty: Black Ops i zapchane serwery do gier online dobitnie obrazują wymagania oraz oczekiwania coraz bardziej zabieganego społeczeństwa na całym świecie.

Po pierwsze, ograniczony został bardzo efekt rozmycia i zniwelowano poczucie ogromnego ciężaru sprzętu, jaki nosi ze sobą przeciętny żołnierz ISA, efektem czego ruchy głównego bohatera nie są już w żaden sposób ograniczone, a gra straciła nieco na realizmie. Tytuł nie oferuje nam absolutnie żadnych możliwości wpływania na przedstawioną weń ścieżkę fabularną, kopiąc gracza z buta w twarz, przygniatając do ziemi i nie pozwalając mu wstać, raz po raz serwując istny festiwal wystrzałów, walk z przeważającymi siłami wroga czy rozwalaniem wszystkiego w drobny mak przy użyciu Exobotów (mechów sterowanych przez człowieka). Naprawdę, różnorodność w stosunku do Killzone 2 powala. Jest jet-pack, którego używanie nie robi z nas istnej maszynki do zabijania, a jedynie pomaga w osiągnięciu trudno dostępnych miejsc, i przy okazji oczywiście urozmaica rozgrywkę. Jest rozwalanie podstaw platformy wiertniczej, by zatopić ją razem z przeważającymi siłami helgańskimi. Jest misja skradankowa, która nie opiera się tylko na przemykaniu w cieniu, ale także nerwowym wyczekiwaniu na idealne umiejscowienie się przeciwnika, by strzelić mu w łeb i nie wszcząć alarmu. Są także nowe rodzaje Helgastów do wypatroszenia. Lekkozbrojna i szybka piechota o nazwie Sentry uzbrojona w wysuwane noże, która nie powinna stanowić dla Was większego problemu, oraz ciężkozbrojni Haz-Mat, będący... istnymi czołgami i maszynami do mielenia ludzkiego mięsa, uzbrojonymi w ciężki karabin maszynowy i opancerzeni jak nikt. Jest też wysypisko śmieci, dżungla, ogromne ilości snajperów porozstawianych po oknach zrujnowanych helgańskich domostw i nieustanne krzyki współtowarzyszy, którzy albo czegoś od Ciebie chcą, albo dają w obrazowy sposób do zrozumienia, że... zaraz zdechną.

A skoro już przy śmierci jesteśmy, ustrzelenie głównego bohatera wcale nie kończy rozgrywki. Niejednokrotnie zdarza się bowiem tak, że kompan z drużyny czym prędzej, ryzykując nawet własne życie, podbiega do Sev'a i ratuje mu dupsko defibrylatorem. Mało tego, są także walki w kosmosie i istne zatrzęsienie sekwencji, w których Sev dociera do stacjonarnego karabinu maszynowego i rozpieprza nim w drobny mak nie tylko całe helgańskie oddziały, ale także budynki. Oczywiście, tylko te przeznaczone do rozwalenia. Nie ma mowy o w pełni zniszczalnym otoczeniu, nad czym mam czas ubolewać dopiero teraz, po ukończeniu gry. Akcja jest tak intensywna, że nie mamy czasu myśleć o niczym innym, jak o wydarzeniach dziejących się na ekranie telewizora. No i Killzone 3 można przejść w kooperacji na fantazyjnie podzielonym ekranie, co absolutnie nie obniża jakości oprawy graficznej gry. Nie wiem jak Guerrilla Games tego dokonali, ale dopóki są efekty i czuję, że moje 200 PLN poszło w dobre ręce, nic mnie to nie obchodzi. Szczerze? Mógłbym tak wymieniać i wymieniać, a i tak nie starczyło by mi sił oraz czasu, by przekazać Wam wszystko, o czym początkowo chciałem napisać.

I co z tego, że większość z tych akcji czy patentów widzieliśmy już w innych grach? Tak, miotacz ognia palący Helgastów żywcem widzieliśmy już milion razy. Zawirowania z grawitacją? To nic innego, jak płynnie wpleciony w grę lekki bullet-time. Skrypt skryptem kolejny skrypt pogania? Jak najbardziej. System osłon także został zaczerpnięty z innych produkcji oraz częściowo przeklejony z poprzedniego Killzone, jednak tym razem został on zrealizowany dużo lepiej i dużo bardziej intuicyjnie. Zresztą, jeśli miałbym być szczery, to wszystko zostało tutaj zrealizowane minimum 10 razy lepiej, a gra przepełniona jest tak licznymi akcjami zrywającymi nam czapki z głów, że momentami miałem wrażenie, jakbym nie grał w Killzone, a ultra-dopasioną wersję Call of Duty w klimatach science-fiction. Jeżeli deweloper, tak jak w przypadku CoD i KZ3, chce chwycić mnie za frak, wytarzać mną ziemię, przyłożyć moją twarz do telewizora i rozkazać mi chłonąć wydarzenia przedstawione na ekranie, a ja na to polecę, to nie mam nic przeciwko, by gra prowadziła mnie za rączkę od początku, aż do samego jej końca. Tak, Killzone 3 to totalnie liniowy shooter. I wcale nie uważam, by 6-7 godzin potrzebnych na ukończenie gry było wynikiem skandalicznym, o czym donosiliście nie tylko w komentarzach, ale także na redakcyjny e-mail. Owszem, gdybyśmy mieli do czynienia ze statycznym tytułem pokroju poprzedniczki, byłby to jakiś argument.

Ale sami powiedzcie, czy nie lepiej wydać tytuł umiarkowanie długi z istnym zatrzęsieniem emocjonujących akcji oraz "momentów" czy rozwlekać wątek fabularny tak jak w Killzone 2, by w pół roku po premierze tytułu usłyszeć, że jest on "nudny, powtarzalny i rutynowy"? Decyzja należy do Was. Ja jestem zwolennikiem gier krótkich i maksymalnie napakowanych intensywną akcją. Każdy, kto cechuje się podobnymi preferencjami, w mig pokocha Killzone 3 i 6-godzinny czas trwania produkcji nie będzie dla niego pożal-się-Boże skandalem.

...jest jeszcze lepiej. Przyznam, że MAG nie przekonał mnie do grania w FPS-y przy pomocy PlayStation Move. W ogóle nie uważałem tego sprzętu za odpowiedni do strzelanin, aż tu nagle zza rogu wyskoczyło Killzone 3 i w mig przekonało mnie do tego typu rozgrywki. Jasne, zostanę oczywiście przy tradycyjnym padzie, ale prawdą jest, że jeżeli zainwestujesz w Move oraz opcjonalny Sharp Shooter, o którym słyszeliśmy bardzo pochlebne opinie, to w ostatecznym rozrachunku poczujesz się niczym w... salonach Arcade, przy automatach z wielkimi plastikowymi giwerami! W przypadku odpowiedniego skalibrowania kontrolera ruchowego i poświęcenia kilku-kilkunastu minut na dokładne opanowanie nowego rodzaju sterowania, niezaznajomieni z padem gracze będą zachwyceni i zwyczajnie nie wrócą już do sterowania Dual Shockiem 3. Najpiękniejsze jest to, że w Killzone 3 udało się niejako zróżnicować ruch celownikiem oraz ruch głową. Efekt? Możemy celować w lewą część ekranu, która będzie niestety odrobinę zamazana, albowiem nasz wzrok skierowany będzie w... prawo. Całość prezentuje się naprawdę świetnie i bardzo realistycznie. A poza tym, robi ogromne wrażenie nie tylko na graczach niedzielnych, ale także hardkorowcach z krwi i kości.

Przyznam szczerze, sam nie posiadam jeszcze telewizora 3D z jednego, bardzo prostego powodu - nie widzę sensu w wydawaniu około 5 tysięcy złotych na porządny odbiornik tego typu. Po sesji z Killzone 3 nic się w temacie nie zmieniło. Owszem, zakładając specjalne okulary czujemy się jakbyśmy byli "wewnątrz gry", jednak w ostatecznym rozrachunku całość nie jest warta zachodu. Tym bardziej, że już po około 90 minutach zaczęła boleć mnie głowa. Oczywiście, każdy z Was ma inny próg wrażliwości na tego typu "nowości", ale jako, że to moja recenzja, mówię jak całość zadziałała na mnie. Nie gwarantuję, że Was również rozboli makówka, ot co.

Oprawa została ulepszona w stosunku do Killzone 2, efektem czego Killzone 3 to na dzień dzisiejszy najlepiej prezentujący się FPS, jaki kiedykolwiek powstał, a przynajmniej do momentu ukazania się Crysis 2, który na promocyjnych materiałach prezentuje się wprost niewiarygodnie. Nie poprawa techniczna jest jednak w przypadku nowej propozycji Guerrilla Games najważniejsza. Chodzi bowiem o to, że... w Killzone 3 jest najzwyczajniej w świecie różnorodnie. Mamy fenomenalnie, odrobinę kreskówkowo prezentującą się helgańską dżunglę (uważajcie na rosnące w niej rośliny!), ośnieżone szczyty i platformy wiertnicze (nie, śnieg nie prezentuje się tak zabójczo, jak w Uncharted 2), wysypisko śmieci z ogromnym mechem MAWLR-1 w roli głównej, przy którym kolosy z Shadow of the Colossus wydają się być nic nie znaczącymi pchłami. Są tez obowiązkowo bazy kosmiczne, trochę helgańskich korytarzy oraz tradycyjnych, znanych z Killzone 2 szaro-burych pomieszczeń i... a zresztą, nie mam zamiaru zdradzać Wam naprawdę zaskakującego prologu do całej opowieści. Inna sprawa, że w temacie oprawy niczego innego nie można było spodziewać się po jednym z flagowych tytułów dla PlayStation 3, prawda?

Główny motyw muzyczny rozwala na łopatki, a karabin szturmowy ISA w końcu brzmi jak maszyna do mielenia helgańskiego mięsiwa, a nie wiatrówka trzymana przez mojego ojca w garażu. Wszelkie efekty wybuchów oraz palącego się ognia zawsze słyszymy, czy to w słuchawkach czy w głośnikach, nawet tych wmontowanych w telewizor. Muzyki praktycznie nie ma, jednak nie mam ku temu zastrzeżeń, albowiem świsty przelatujących koło mojej twarzy kul, wybuchy, efekty wystrzałów i krzyki zarówno Helgastów, jak i zgniecionych przeważającymi siłami wroga jednostek ISA w zupełności wystarczą, by Killzone 3 móc nazwać dźwiękową orgią dla naszego ucha.

Jeżeli jesteście zorientowani i odwiedzacie regularnie PS3Site, z pewnością trafiliście już na film Zeratula podsumowujący betę online Killzone 3, a także zajrzeliście do specjalnego tematu, w którym czytelnicy po ograniu bety mieli okazję się na jej temat wypowiedzieć i zagłosować. Zdołaliśmy już w redakcji ostro pograć w sieciowy kod Killzone 3 i przyznać trzeba, że nie zmienił się on jakoś znacznie w stosunku do Killzone 2. Inna sprawa, że zaserwowano nam naprawdę świetne tryby gry. Co prawda tylko trzy, ale jeśli  kierować się powiedzeniem, że "liczy się jakość, nie ilość", to Guerrilla Games zaoferowali nam istną bombę multiplayerową. Jest klasyczny Team Deathmatch, który tutaj nosi nazwę Guerrilla Warfare i myślę, że nikomu nie trzeba tłumaczyć zasad jego "działania". Strefa Wojny to z kolei tryb znany już z Killzone 2, który polega na wypełnianiu określonych na danej mapie zadań, dynamicznie zmieniających się w trakcie rozgrywki.

Z kolei Operations, moim zdaniem zdecydowanie najlepsza część całego zestawienia, skupia się na braniu udziału w czymś pokroju krótkich historii fabularnych, z przerywnikami filmowymi i wszelkiego rodzaju bajerami, w których jedna strona naciera na pozycje wroga, a druga ich oczywiście broni. Całości dopełniają nie tylko boty, wraz z którymi możemy poznawać pomysłowo i finezyjnie zaprojektowane mapki oraz najzwyczajniej w świecie ćwiczyć w samotności, ale także rozmyślnie zaprojektowany system klas postaci. Tutaj klasyka. Snajperzy posiadają kamuflaż pozwalający im bardzo długo pozostać niezauważonymi, medycy leczą poległych oraz rannych, a jeszcze inna klasa postaci potrafi... przebrać się za przeciwnika i infiltrując wrogie oddziały dziesiątkować ich bez ich wiedzy! Niestety, brak trybu kooperacji online, albowiem jak już wspominałem wcześniej, Guerrilla Games postawili na split-screen dla wielu graczy przy jednej konsoli. Mapki z Killzone 3 zrealizowane zostały rozmyślnie. Są duże, przestrzenne, posiadają wiele miejsc, w których można się schować i spokojnie prowadzić ostrzał w kierunku przeciwnika. Wyłamuje się jedynie dżungla. W tym elemencie tytuł Guerrilla Games nie upodobnił się do panującego online Call of Duty i zachował charakterystyczne dla siebie z czasów Killzone 2 cechy.

...różnorodność. Killzone 3 jest bowiem maksymalnie dopasionym Killzone 2. Po prostu. Tylko tyle i aż tyle. To w praktyce bardzo podobna gra, jednak przyspieszona, z większym natężeniem emocjonujących akcji, niewiarygodnych motywów oraz szaleńczej jazdy bez jakiejkolwiek trzymanki. Jeżeli nie lubisz Call of Duty i zarzucisz najnowszej propozycji Guerrilla Games zbytnie upodabnianie się do dzieła Activision - będziesz miał rację. Jeżeli jesteś wrażliwy na punkcie tryskającej krwi, także powinieneś przemyśleć zakup Killzone 3, bo tytuł ten stawia na brutalne wpychanie Helgastom ogromnego ostrza prosto w twarz, do ust czy w oczodoły. Mało tego, podczas gry można wcisnąć, niczym God of War, kciuki w gały przeciwnika, co zaowocuje naprawdę genialnie wyglądającym festiwalem tryskającej na wszystkie strony krwi. Rozgrywka jest bardziej urozmaicona, jest więcej opcji, całość wygląda i działa dużo lepiej, nie ma jakichkolwiek przycięć animacji, a rozmach wykreowania w tej części post-nuklearnego krajobrazu Helganu przebija wszystko, co do tej pory widzieliśmy w tytułach z gatunku FPS. A że gra kończy się bardzo nagle i pozostawia ogromny niedosyt... Cóż... Przynajmniej mamy pewność, że powstanie kolejna część tej fenomenalnej sagi. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Killzone 3

Atuty

  • Ogromna różnorodność zadań i miejscówek
  • Intensywna akcja
  • Spektakularność wydarzeń
  • Zniwelowanie uczucia ociężałości żołnierza
  • Fenomenalna oprawa audio-wizualna
  • Świetne przerywniki filmowe
  • Wulgarnie zrealizowana polska wersja językowa
  • Obsługa PlayStation Move

Wady

  • 3D to tylko bajer
  • Jeżeli nie znosisz Call of Duty, Killzone 3 także może Ci nie podejść...

Nie wszystkim spodoba się podejście Guerrilla Games w postaci pójścia w kierunku większej dynamiki akcji, ale Killone 3 dostarcza. Jest to najładniejsza gra na Playstation 3, która w 3D robi jeszcze większe wrażenie.

Pyszny. Strona autora
cropper