Recenzja: One Upon Light (PS4)

Recenzja: One Upon Light (PS4)

Łukasz Ciesielski | 15.11.2015, 12:00

Życie naukowca z pozoru wydaje się łatwe i bezstresowe - ciągłe przesiadywanie nad książkami, rozwiązywanie równań matematycznych, prowadzenie czasochłonnych badań… i eksperymenty! Kłopoty zaczynają się, gdy przebieg jednego z nich wymknie się spod kontroli. I o tym właśnie opowiada One Upon Light.

Studio SUTD Game Lab postawiło na monochromatyczną stylistykę. I w tym czarno-białym świecie lądujemy pod ziemią w tajnej placówce badawczej, gdzie doszło do wypadku podczas jednego z eksperymentów. W jego efekcie, jako nieznany z imienia naukowiec, musiałem dotrzeć do laboratorium by odkryć tajemnicę niecodziennego zdarzenia, unikając przy tym promieni światła.

Dalsza część tekstu pod wideo

Przedstawiciel gatunku gier logicznych One Upon Light postawiło przede mną proste zadanie - przejść z punktu A do punktu B, pokonując po drodze nieskomplikowane zagadki. W większości produkcji tego typu często musimy się zastanowić, w jakiej kolejności należy wykonywać dane czynności, żeby rozwiązanie łamigłówki się powiodło, a droga do ukończenia etapu nie zawsze jest oczywista. Ten tytuł jest jednak zdecydowanie prostszy i mniej wymagający. Na początku każdego poziomu widać, gdzie się kończy, i rozmieszczone wyzwania nie stanowią większego wyzwania dla szarych komórek. W związku z tym pokonanie kolejnych rozdziałów zajmuje od pięciu do piętnastu minut, przez co bardzo szybko zacząłem się nudzić. Nawet wprowadzanie nowych elementów, takich jak światłoczułe ściany czy urządzenia do tworzenia cieni, nie dawały mi motywacji do grania.

Jest tu jednak coś, co sprawiło, że poczułem rzucone mi przez twórców wyzwanie. Tym czymś jest sterownie. Bardzo toporne sterowanie. Mój jajogłowy poruszał się niezwykle powolnym tempem jak na człowieka, który za wszelką cenę musi unikać śmiercionośnych promieni światła. Na dodatek profesorek potrafił się zahaczyć dosłownie o wszystko. Aż wstyd przyznać, że One Upon Light wydawało mi się bardziej grą zręcznościową niż logiczną.

Pochwalić za to mogę nad wyraz dobrze rozmieszczone punkty kontrolne. Po każdej śmierci, która notabene zdarzała się rzadziej, niż mogłyby sugerować założenia rozgrywki, kolejną próbę pokonania kłopotliwej przeszkody zaczynałem tuż przed nią. Z jednej strony to dobry pomysł, bo czas przejścia poziomu się skraca, z drugiej zaś to kolejny powód, przez który szybko zaczynałem się nudzić. Wiedziałem, że umierając, właściwie nic nie tracę.

Na koniec parę słów o warstwie artystycznej. Jak już wspomniałem, deweloper postawił na monochromatyzm. Brak kolorów innych niż odcienie szarości wywołał u mnie jedynie znużenie.  Wystarczyło dodać jakąkolwiek inną barwę, by przygoda naukowca wyglądała na nieco bardziej interesującą. Wykreowany świat przypominał mi odrobinę ten znany z kreskówki Laboratorium Dextera - pełno w nim różnych maszyn, komputerów i innych wynalazków. Jednak zabrakło mi tutaj głębi w postaci szczegółów - wszystkie wymienione wcześniej elementy wykonane zostały w bardzo prosty sposób. Kluczowy element gry, czyli cienie, również pozostawiają wiele do życzenia, ponieważ przy ich tworzeniu widać, że światło w niektórych miejscach powinno bez problemu padać za przeszkodę, a w innych - nie powinno być go w ogóle.

One Upon Light wygląda mi na projekt, który nie został dokończony. Gołym okiem widać elementy wołające o poświęcenie im odrobiny więcej czasu. Za cenę 49 złotych te pięć godzin potrzebne na przejście gry można spędzić zdecydowanie lepiej.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry One Upon Light

Atuty

  • Pomysł na grę
  • Przystępna dla nowicjuszy
  • Rozmieszczenie punktów kontrolnych

Wady

  • Nuda, nuda, nuda
  • Wykonanie
  • Poziom trudności

One Upon Light jest produkcją dobrą dla nowicjuszy w gatunku gier logicznych, którzy przygodę z nimi woleliby zacząć od czegoś bardzo prostego. Bardziej zaawansowani gracze spokojnie mogą pominąć ten tytuł.

Łukasz Ciesielski Strona autora
cropper