Reklama
Recenzja: Kingdom Hearts HD 2.8 Final Chapter (PS4)

Recenzja: Kingdom Hearts HD 2.8 Final Chapter (PS4)

kalwa | 30.01.2017, 23:06

Premiera Kingdom Hearts 3 się zbliża, ale wciąż nie wiadomo, ile będziemy musieli jeszcze czekać na wielki powrót serii. Tymczasem Square Enix dostarczyło trzecią i ostatnią kolekcję starszych gier, żeby umilić nam czekanie. Czy Kingdom Hearts 2.8 Final Chapter spełnia oczekiwania fanów?

Dzięki poprzednim kolekcjom mieliśmy możliwość po raz pierwszy zagrać w wersje Final Mix aż trzech odsłon: kolejno Kingdom Hearts, Kingdom Hearts 2 oraz Birth By Sleep. Dotychczas były one dostępne jedynie w Japonii, więc była to spora gratka dla wszystkich fanów serii. Ponadto pojawiło się również Re:Chain of Memories, które nie było dostępne w Europie. Gdyby tego było mało, dostaliśmy również animacje oparte na dwóch częściach z Nintendo DS., były to więc bardzo bogate i starannie wykonane zestawy. Trzeci, który teraz otrzymaliśmy, również mieści w sobie trzy różne produkcje, ale niestety nie oferuje już tak wiele.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pierwszym elementem zestawu jest Dream Drop Distance – gra dostępna dotychczas jedynie na przenośnej konsoli Nintendo 3DS. W przeciwieństwie do konwersji z poprzednich kolekcji, nie jest to jedynie zbiór scenek, a faktycznie grywalna wersja HD. Jej akcja rozgrywa się po wydarzeniach znanych z Re:coded. W przygotowaniu do walki z Xehanortem, Riku i Sora mają być poddani egzaminowi, który uczyni ich mistrzami Keyblade’a. Ich zadaniem jest obudzenie serc siedmiu światów i powrót do świata światłości. Fabuła, mimo iż na początku nie porywa, to z kolejnymi wydarzeniami jest coraz lepsza. Końcówka gry jak zwykle jest genialna i wraz z resztą kolekcji świetnie przygotowuje do Kingdom Hearts 3. Co ciekawe, wcielamy się tu nie tylko w Sorę, ale również w Riku. Obaj lądują w alternatywnych wersjach tego samego świata i nie mogą się spotkać, ale wzajemnie sobie pomagają. Całość jest na tyle ciekawa, że nie czułem znużenia podczas dwukrotnego przemierzania każdego ze światów. Tym bardziej, że jest kilka takich, które w serii pojawiły się po raz pierwszy. Z kolei jeśli trafiamy do tych wcześniej znanych, to i tak wzbogacone je o nowe lokacje.

Motywem przewodnim fabuły i rozgrywki są tytułowe upadek, sen i dystans. Najpierw wybieramy świat, do którego chcemy się dostać, a następnie „spadamy” do niego. To taka minigra, w której zbieramy gwiazdki, niszczymy przeciwników i omijamy przeszkody. Gdy już znajdziemy się w wybranym świecie, okazuje się, że nasi bohaterowie mają czas odliczany do zaśnięcia. Przyznam, że nie do końca rozumiem, co stoi za tym pomysłem. Całość polega na tym, że gdy jednej z postaci skończy się czas i zaśnie, wcielamy się w drugą. Nie jest to szczególnie uciążliwe, bo jeśli nie wyrobimy się w czasie przed zrobieniem czegoś, to i tak nic na tym nie stracimy, gdyż do bohatera wracamy dokładnie w tym samym momencie, w którym zasnął. Sprawiało to po prostu, że skakałem z jednej wersji świata do drugiej i trudno było mi wczuć się w jeden wątek. Z drugiej jednak strony można nad tym zapanować i jeśli wszystko dobrze zorganizujemy, można do końca wątku grać jednym bohaterem. Miałem tu zatem więcej swobody niż w Re:Chain of Memories, w którym z góry ustalone było, w jakiego bohatera się wcielę.

Jednym z głównych elementów rozgrywki jest zbieranie tzw. Duszków. Podczas przemierzania świata gry znajdujemy receptury pozwalające nam na ich tworzenie i żeby było to możliwe, potrzebne są składniki otrzymywane po likwidacji przeciwników. Pierwsze, co mnie uderzyło, to fakt, iż są oni o wiele bardziej kolorowi i uroczy w stosunku do niemilców z pozostałych odsłon. Cukierkowa kolorystyka lekko przeszkadzała mi na początku, ale z czasem przestało mi to doskwierać, tym bardziej że sam nastrój gry uległ zmianie. Co do samych stworków, to trzeba budować z nimi więź, karmić i bawić się z nimi. Można też wysłać je na arenę, gdzie będą walczyć z innymi w turniejach i zdobywać medale, za które kupimy nowe ataki i smakołyki dla swoich ulubieńców. Wszystkie te czynności wpływają na rozwój, co przekłada się na ulepszanie umiejętności naszego bohatera.

Zaimplementowane zostały tu również minigry, w których bawimy się z naszymi zwierzakami. Niestety, z uwagi na to, że jest to port gry z konsoli z dotykowym ekranem, niektóre z zabaw są problematyczne i niewygodne. Tyczy się to przede wszystkim tej, w której zbijamy balony odbijane przez stworki. Panel dotykowy DualShocka 4 jest zwyczajnie niedokładny, bo trzeba to robić trochę w ciemno. Można się do tego przyzwyczaić, ale nie ma porównania do oryginalnego zamysłu. Kolejną niedogodnością w rozgrywce jest to samo, z czym borykałem się w Birth By Sleep Final Mix, a mianowicie to, że postać nie potrafi płynnie przejść z jednej czynności w drugą – czyli chociażby zrobić unik, blok i od razu zaatakować. Każda z tych czynności kończy się zbędną animacją, która uniemożliwia podjęcie kolejnego kroku. Podczas walki z łatwiejszymi przeciwnikami czy na standardowym poziomie trudności niespecjalnie to przeszkadza, ale w trudniejszych sytuacjach potrafi sfrustrować.

Gra prezentuje się bardzo ładnie jak na przenośną produkcję. W stosunku do oryginału podniesiono rozdzielczość, poprawiono jakość tekstur i sprawiono, że produkcja działa w stałych 60 klatkach na sekundę. Spadków płynności nie zauważyłem, nawet przy większych zadymach. Warto przy tym zaznaczyć, że lokacje są naprawdę obszerne i szczegółowe. Cieszą też nowe aranżacje znanych utworów – choćby motyw znany z Traverse Town, który w Dream Drop Distance jest bardziej subtelny i magiczny. Jak najbardziej warto poświęcić te 30 godzin, bo gra ma naprawdę udaną fabułę, dwie grywalne postacie, kilka fajnych światów do zwiedzenia i ciekawe mechaniki, które trafią do kolejnych części.

Kingdom Hearts 0.2 Birth By Sleep: A Fragmentary Passage to zdecydowanie najciekawszy i najważniejszy element składanki. Tę krótką produkcję traktuję przede wszystkim jako przedłużenie zabawy z Birth By Sleep z poprzedniej kolekcji oraz próbkę tego, co czeka nas w Kingdom Hearts 3. Mówiąc krótko, jestem zachwycony tym, co tam zobaczyłem, i jeśli ma to być kierunek, w którym zmierza seria, to jestem na tak. Przede wszystkim twórcy przyciągają przepiękną grafiką i designem lokacji. Birth By Sleep 0.2 to nowa jakość – otoczenie ma wiele przyciągających oko szczegółów, a walki wyglądają po prostu bajecznie z tymi wszystkimi efektami cząsteczkowymi i magią rozświetlającą otoczenie. System walki też jest bardzo satysfakcjonujący, a jednocześnie nie różni się zbytnio od tego, do czego seria już nas przyzwyczaiła – jest po prostu połączeniem i rozwinięciem najlepszych mechanik z poprzednich odsłon. Aqua ma bardzo płynne ruchy i szybko reaguje na polecenia gracza. Urzekł mnie też melancholijny i nieco mroczny nastrój tej krótkiej przygody, a końcówka to istna bomba emocjonalna. Pierwsze przejście na standardowym poziomie trudności zajęło mi nieco ponad trzy godziny, ale uważam to za dobry wynik, tym bardziej że zabawę można sobie przedłużyć dodatkowymi aktywnościami, za które dostajemy nowe elementy garderoby bohaterki. Kingdom Hearts 0.2 Birth By Sleep: A Fragmentary Passage jest esencją tego, czego zawsze chciałem w serii. Teraz z jeszcze większą niecierpliwością czekam na premierę Kingdom Hearts 3.

Tym samym dochodzimy do ostatniego elementu kolekcji, jakim jest animacja Back Cover. Opowiada o wydarzeniach, które doprowadziły do Keyblade War. Scenariusz, mimo iż oparty na grze mobilnej, jest bardzo ciekawy i dobrze napisany, ale opowieść kończy się w najciekawszym momencie, pozostawiając niedosyt. Nie ma co się dziwić, skoro animacja trwa około godziny. Z drugiej strony pod kątem wykonania nie mam jej nic do zarzucenia. Strona wizualna stoi na bardzo wysokim poziomie, podobnie jak udźwiękowienie i głosy odgrywane przez aktorów. Szczególnie postać Mistrza i jego żartobliwe, wyluzowane podejście wzbudziły moją sympatię, a aktor podkładający mu głos odwalił kawał świetnej roboty. Szkoda tylko, że całość jest tak krótka i pełni raczej funkcję zapychacza aniżeli czegoś faktycznie wartościowego. Niemniej jednak polecam się z nią zapoznać, bo wraz z resztą serii jest wprowadzeniem do najnowszej odsłony, Podejrzewam tylko, że jedynie zapaleni fani potraktują animację jakkolwiek poważnie.

Kingdom Hearts 2.8 HD Final Chapter to oczywiście obowiązkowy zakup dla każdego fana serii. Bardzo fajne Dream Drop Distance i przecudowne Kingdom Hearts 0.2 Birth By Sleep: A Fragmentary Passage to mocne powody, dla których warto zainteresować się tą kolekcją i umilić sobie czekanie na kolejną odsłonę Kingdom Hearts. Jeśli zaś fanami nie jesteście, a w jakimś stopniu interesuje Was ta seria, to polecam najpierw albo zapoznać się z kolekcjami dostępnymi na PlayStation 3, albo poczekać do końca marca na połączenie tych samych kolekcji, które zostanie wydane na PlayStation 4.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Kingdom Hearts HD 2.8: Final Chapter Prologue.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Kingdom Hearts HD 2.8: Final Chapter Prologue

Atuty

  • Odświeżone Dream Drop Distance
  • Dodatkowy rozdział z Aquą w roli głównej
  • Próbka tego, co czeka nas w Kingdom Hearts III

Wady

  • Nie oferuje tak wiele jak poprzednie kolekcje
  • Niedogodności w rozgrywce z Dream Drop Distance
  • Zbyt krótka animacja

Dla każdego fana serii jest to wręcz obowiązkowy zakup, ale trzecia kolekcja nie starcza na tyle, co poprzednie.

cropper