Dota: Dragon's blood (2021) - recenzja serialu [Netflix]

Dota: Dragon's Blood (2021) - recenzja, opinie o 2 sezonie serialu [Netflix]

Piotrek Kamiński | 21.01.2022, 21:00

Blisko rok temu pisałem, że "Dota" intryguje potencjałem fabuły, do tego pieszcząc oczy bardzo solidną animacją prosto od studia Mir, autorów, między innymi, "Avatar: Legenda Korry". Pierwszemu sezonowi dałem wtedy całkiem wysoką notę, zaznaczając, że tak naprawdę jeszcze na nią nie zasłużył, ale szczerze liczę na to, że rozwinie skrzydła zanim Netflix stwierdzi, że oglądalność spadła o jeden procent, więc najwyższa pora powiedzieć pas i spróbować z czymś innym. Jakże się cieszę, że twórcy serialu nie zawiedli moich oczekiwań!

Jednym z nie do końca odpowiadających mi elementów pierwszego sezonu było rozpisanie fabuły w taki sposób, że zakończenie pierwszego sezonu tak naprawdę zakończyło tylko jeden fragment jednego wątku. Nie lubię, kiedy fabuła serialu, czy nawet filmu nie ma konkretnego celu, do którego mogłaby zmierzać - jakiegoś głównego wątku, nagrody, o którą walczą główni bohaterowie - a właśnie z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w pierwszej "księdze" Doty. Drugi sezon zaczyna się właściwie natychmiast po zakończeniu pierwszego i kontynuuje wszystkie napoczęte w nim wątki, zupełnie jakby produkcja nie miała być rozpatrywana w kategorii sezonów, tylko jako jedna całość. Dopiero tym razem możemy mówić o czymś na kształt zakończenia - i to też ledwie jednego, choć bardzo istotnego wątku.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dota: Dragon's Blood (2021) - recenzja 2 sezonu serialu [Netflix]. Smoczy rycerze kontratakuje

temp_name

Historia Daviona (Yuri Lowenthal) wciąż przebija się na pierwszy plan, choć coraz wyraźniej musi dzielić się światłem reflektorów z królewną Miraną (Lara Pulver). Historie obu tych postaci zaskoczą widza nie raz i nie dwa razy w tym sezonie, a kto wie, może któraś z nich będzie musiała pożegnać się z życiem? A może nie. Tak, czy siak, trup w drugim sezonie ściele się gęsto i na dobrą sprawę nikt nie jest do końca bezpieczny. To jeden z tych elementów, którymi "Dota" wygrywa z wyśmienitym, zeszłorocznym "Arcane". Nikt nie może się czuć bezpiecznie. Nawet nazwane postacie bohaterów z gry mogą w każdej chwili umrzeć i część z nich faktycznie to robi. Podoba mi się też jak niewiele robi sobie z tego sam serial. Twoja ulubiona postać z gry została właśnie brutalnie zamordowana, ale nie załączył się wcale smutny motyw muzyczny, akcja nie zatrzymała się, być może nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, co się dzieje. Dodaje to historii charakteru, pokazuje jak brutalny jest to świat.

Nie tylko Davion i Mirana mają jednak coś do powiedzenia. Dota to olbrzymia gra, w której gracze mogą wybierać spośród ponad 120 postaci, więc naturalnym jest, że twórcy serialu dobierają ich sobie według zapotrzebowania. Prócz herosów znanych jeszcze z pierwszego sezonu, przyjdzie nam poznać kilka innych, ale równie ważnych postaci, z których najważniejszą jest zapewne mag ognia, Lina. Jej wątek wiąże się bezpośrednio zarówno z Davionem, jak i Miraną i jest to zdecydowanie jedna z najodważniej napisanych postaci tych ośmiu odcinków. W tym samym miejscu znajdziemy również wicekróla Kashurrę, który od zawsze dbał o królewnę Miranę, zwłaszcza po śmierci jej rodziców i wciąż to robi. Obie te postacie są nieziemsko ciekawe, ale powiedzenie czegokolwiek więcej na ich temat byłoby kolosalnym spoilerem, więc...

Dota: Dragon's Blood (2021) - recenzja 2 sezonu serialu [Netflix]. Dokąd to wszystko zmierza?

temp_name

Serial wciąż wygląda i brzmi bardzo dobrze. W kwestii wizualiów mam wręcz wrażenie, że jest lepiej niż było! Scen akcji jest tym razem mniej, ale za to nie składają się już wyłącznie z key frame'ów. Nie jest to może poziom studia Ghibli, ale to wciąż bardzo wysoka klasa, która w połączeniu z kilkoma naprawdę widowiskowymi pomysłami na akcję, przejścia i co jeszcze, owocuje szalenie satysfakcjonującym widowiskiem. Porównywałem już "Dotę" do "Castlevanii" i muszę przyznać, że choć seria o pogromcach wampirów jest zdecydowanie bliższa memu sercu jako gra, serialowa "Dota" wypada znacznie korzystniej w formie serialu.

W kwestii ścieżki dźwiękowej naprawdę ciężko mi zająć zdecydowane stanowisko. Z jednej strony muzyka Dino Meneghina potrafi podkreślić podniosłość chwili i ścisnąć za serce. Mam jednak wrażenie, że czasami muzyka jest niepotrzebnie nowoczesna, kłóci się wręcz z wydarzeniami na ekranie, co najlepiej widać pod koniec sezonu, kiedy ścieżka dźwiękowa dosłownie przeszkadza w odbiorze istotnych przecież wydarzeń.

To będzie jeden z krótszych tekstów jakie tu napisałem. Bo o czym tu właściwie rozprawiać? Serial wygląda z grubsza tak samo, jak wyglądał - choć zdecydowanie widać wyższy budżet - brzmi podobnie, a o fabule bez spoilowania można powiedzieć tyle, że rozwija się w ciekawy sposób i tym razem nawet finał sezonu niesie ze sobą ładunek emocjonalny odpowiedni do sytuacji - czuć, że pewna, istotna część tej historii jest już za nami. Rok temu napisałem, że siedem jest pewnie zbyt wysoką oceną dla pierwszego sezonu. Tym razem nie dość, że ocena jest w pełni zasłużona, to jeszcze przewyższyła moje zeszłoroczne oczekiwania. Oby tak dalej. Wreszcie dostajemy dobre produkcje na podstawie gier!

Atuty

  • Pełna zwrotów akcji fabuła;
  • Poprawiona względem zeszłego sezonu animacja;
  • Satysfakcjonujący finał.

Wady

  • Ścieżka dźwiękowa czasami kłóci się z klimatem serialu;
  • Poboczne postacie wciąż czekają na swoją szansę by zalśnić.

"Dota: Dragon's Blood" pokazuje jak mogą wyglądać dobre adaptacje gier wideo. Nie sięga może wyżyn osiągniętych przez "Arcane", ale to wciąż bardzo dobry, pełen ciekawych postaci i zwrotów akcji serial. Co jak co, ale w animacje to Netflix potrafi.

7,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper