Medal of Honor
Polecamy jeszcze jedną recenzję naszego Czytelnika (K@t). Ta z kolei dotyczy głośnego ostatnio Medal of Honor.
Polecamy jeszcze jedną recenzję naszego Czytelnika (K@t). Ta z kolei dotyczy głośnego ostatnio Medal of Honor.
Mała uwaga na początek - recka pisana trochę "na kolanie", więc obejdzie się bez fachowego i wojskowego żargonu, czy dysput nad typami obecnego w grze ubzrojenia i innych bzdetów. Postarałem się też nie przywoływać w każdym akapicie tytułów konkurencji, chociaż parę razy to było nieuniknione ;-) Medal of Honor to seria po przejściach, jak mało która. Na dobrą sprawę ciężko jest zliczyć wszystkie jej odsłony, poczynając od genialnych pierwowzorów na PSX i PS2, poprzez eksperymenty typu Heroes, Vanguard, po porty PeCetowe i popierdółki na Gameboya i komórki. I mówiąc szczerze, moje zainteresowanie serią wyczerpało się gdzieś tak po premierze cudownego Frontline. Dlatego też sam byłem zaskoczony, że CZEKAM na nowego Medala, którego zapowiedzi dawały nadzieję nie tyle na powrót do korzeni, co po prostu udany i świeży restart marki.
Przechodząc do rzeczy – nie oszukujmy się, że Medal of Honor 2010 zbiera porażająco wysokie noty, bo jest na odwrót. Nie próbujmy tez udawać, że gra przyniosła ze sobą jakąś rewolucyjne zmiany, bo to wierutna bzdura. Nie starajmy się jednak wmawiać sobie i innym, że gra jest totalnym crapem! Niestety, już na kilka dni przed premierą do nowego Medala przylgnęła łatka kiepskiej podróbki Modern Warfare i tak już zostało. Całe szczęście, że narzekania malkontentów miałem gdzieś, a sam Medal of Honor zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Bardzo się cieszę, że pomimo zmiany realiów i epoki gra nie zatraciła charakteru klasycznych odsłon. Więcej jest tutaj tajnych akcji, operacji polegających na infiltracji wrogich baz (a raczej prowizorycznych obozów w tym wypadku), ewentualnym sabotażu, czy wysadzaniu tego i owego. Miło jest przekradać się wąskimi zaułkami jakiegoś górskiego miasteczka, żeby zaraz potem siąść za kierownicą quada albo działka zamontowanego na śmigłowcu. Do czego zmierzam? Ano do tego, że singlowa kampania Medal of Honor jest naprawdę ciekawa, zróżnicowana, a do tego świetnie wyreżyserowana. To głównie zasługa voice actingu, który pozwala uwierzyć w autentyczność postaci i po prostu zżyć się z chłopakami z teamu (a raczej teamów, bo akcję obserwujemy z perspektywy trzech postaci, a poszczególne zdarzenia się przeplatają i uzupełniają - genialny zabieg, w końcówce fachowo podkręcający dramaturgię). Niestety, rozłąka z kompanami nastąpi dość szybko; 6-7h spokojnej gry to góra. Miałem jednak ochotę od razu wrócić do kampanii, a to spory plus. Wbrew temu czego naczytałem się wcześniej, SP wcale nie nudzi, a wręcz cholernie wciąga. Największym plusem gry jest (umowny, bo umowny, ale jednak) realizm. Oczywiście nadal w ramach konwencji. Mimo wszystko nie ma tu żadnych fabularnych bzdur, charakterystycznych dla konkurencji i mamy świadomość, że wszystkie zdarzenia, które oglądamy mogły/mogą wydarzyć się naprawdę. Każda z misji ma to brzemię brudnej i brutalnej rzeczywistości, czego doświadczamy odstrzelając rękę pierwszemu, lepszemu łachmianiarzowi, albo gdy czołgamy się w nagrzanym piachu, wśród strzelających moździerzy i przelatujących nad głową pocisków.
Jedną z kwestii poruszanych w niektórych recenzjach jest sprawa poziomu trudności gry. Według niektórych zbyt niskiego, według innych zbyt wysokie (i masz babo placek). Powiem tak – o ile siedzimy za odpowiednią zasłoną, to nie ma się o co martwić. Warto jednak wiedzieć, że czasem wystarczą dwa-trzy strzały żeby położyć nas na normalu. Dobrze jest mimo wszystko, że nie możemy brać na klatę tony i ołowiu i do wielu starć należy podchodzić taktycznie. Czasem wystarczy znaleźć odpowiednie miejsce do prowadzenia ostrzału, a kiedy indziej znowu spróbować eliminacji delikwentów po cichu.
Technicznie jest bez wodotrysków, ale nie sposób odmówić Medalowi kilku rzeczy. Po pierwsze efektów świetlnych, które rzecz jasna najlepiej wypadają w misjach dziennych. Genialne i sugestywne oddanie realiów klimatu, miejscami aż chce się otrzeć pot z czoła w tym palącym słońcu. Niczego nie można zarzucić modelom postaci, czy niektórym porażającym widokom. Wprawdzie niektóre odległe panoramy to płaskie bitmapy, ale i tak liczy się wrażenie ;-) Osobny plus za tradycyjnie bardzo dobry soundtrack, voice acting i wszystkie efekty dźwiękowe. Gorzej wypadają tekstury, które czasem nie doczytują się w pełni, albo też straszą pikselami. Czytałem opinie o problemach z frameratem, ale sam takowych uświadczyłem tylko raz, na początku gry, więc puszczam w niepamięć.
Gra zaczyna się mocno (chociaż może nie tak ostro jak MW) i równie ciekawie kończy. Nie chcę wiele spoilerować, ale właśnie takie akcje najlepiej angażują w rozgrywkę, powodując, że mocniej ściska się pada i jedynie klnie pod nosem, że więcej nie można było zrobić. No ale taka jest wojna, i taki jest też nowy Medal of Honor. Znana mechanika, trochę umowna oprawa i genialny klimat, który w moim przekonaniu podbija ocenę w górę. Może nie jest to konkurencja dla serii Call of Duty, ale niezaprzeczalnie ma swój charakter, który na pewno skradnie serca części graczy, tak jak było w moim wypadku. MoH trafił do mnie o wiele lepiej niż wyżej wspomniana seria i cieszę się, że nie dałem się ponieść ogólnej fali niechęci, która narosła przed premierą. Jak na ironię, w nowym Medal of Honor jest więcej „medala”, niż w takich Heroes, Rising Sun, itp, itd. Jeszcze jedna wzmianka o tłumaczeniu PL – nie spodziewałem się, że EA tak ostro pojedzie z przekładem bluzgów, za co ogromny plus, bo tych mamy tu cały zestaw.
Multi: W każdej swojej wypowiedzi zaznaczam, że nie chcę od razu wystawiać oceny trybowi gry, który skrzydła powinien rozwinąć w najbliższym czasie. Napiszę więc w skrócie co mi gra, a co nie. Na chwilę obecną jest bardzo stabilnie. Gram już od 12 października i ani razu nie napotkałem żadnych problemów z działaniem serwerów, lagami czy innymi technicznymi problemami. Map jest mało, ale swój charakter mają i w poszczególnych trybach sprawdzają się świetnie... przynajmniej w teorii. Wiele osób narzeka na wszędobylski kamping i niestety – jest to prawda. Przypadłość najbardziej widoczna w standardowym deathmatchu. Wystarczy parę sekund bez osłony, żeby zarobić kulkę od snajpera. A ja zarabiam je bardzo często, bo za snajperskim sposobem gry nie przepadam i po prostu lubię pchać w największą zadymę :p Nieco lepiej jest na trybach gry, które zmuszają już do czynnego udziału i biegania po mapie, chociaż i tam zdarzają się wkurzające sytuacje. Wojna o terytoria dla przykładu – czasami zdarza się, że przejmowaniem poszczególnych punktów zajmują się dosłownie dwie-trzy osoby, a reszta siedzi po krzaczorach/ruinach i wali ze snajperek. Multi może być również zbyt ciężkie dla totalnych nowicjuszy - zdarza się, że już ludzie z pierwszym levelem potrafią człowiekowi zasadzić heashota z drugiego końca mapy, co czasem jest mało zabawne ;-). Mimo wszystko nie ukrywam, że multi mnie wciągnęło i mam zamiar zabawić z nim dłużej. Liczę jednak na jakieś konkretne mapy, a może i kolejne tryby w DLC. Medal of Honor w wersji na PS3 zawiera oczywiście zremasterowanego Frontline – z grafą HD i masą różnych dodatków i poprawek. I samego MoH: F w takiej postaci oceniam na 9+/10, bo po tylu latach gra nadal bawi tak samo.
zalety: klimat i sugestywność; świetny voice acting i reżyseria; różnorodność misji i zadań; grafika miejscami potrafi zauroczyć...
wady: ...chociaż miejscami bywa niedopracowana; czas gry; brak konkretnych zmian (nie licząc samych realiów); nieco zbyt rzadko rozmieszczone checkpointy
ocena: 8+
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (43)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych