Squid game (2021) - recenzja, opinia o 2. sezonie serialu [Netflix]. Powtórka z rozrywki
Po wygraniu 43 miliardów, zbroczonych krwią innych graczy wonów, Gi-hun staje się opętany rządzą zemsty. Z miłą chęcią wydałby wszystkie te pieniądze, gdyby pomogło mu to powstrzymać kolejne gry. Nie będzie to jednak takie proste, ponieważ nie ma pojęcia, jak odnaleźć odpowiedzialnych za nie ludzi. Nie jest jednak osamotniony w swoich poszukiwaniach...
Uwielbiam, kiedy dzisiejsze produkcje do samousieńkiego końca zatajają fakt, że są zaledwie pierwszą z dwóch części - żeby przypadkiem ktoś nie zrezygnował z seansu, dopóki nie będzie mógł zobaczyć całości. Zrobił to ostatnio "Wicked", teraz natomiast to samo dzieje się w świecie streamingu. Ponieważ mogą sobie nazywać te odcinki sezonem drugim, a w przyszłym roku dostaniemy sezon trzeci, spoko. Nie zmienia to jednak faktu, że po siedmiu odcinkach zapoznasz się dopiero z trzema z sześciu zaplanowanych gier, nikt nie został powstrzymany, nic nie zostało odnalezione. Po prostu producenci wciskają nam pauzę na pół roku czy ileś i udają, że nic się nie dzieje. Słabo.
Zwłaszcza, że raczej nikt nie miałby problemu z zaakceptowaniem faktu, że to dopiero połowa tej historii. Jeśli scenariusze napisane są ciekawie i wciągająco, to i tak chce się, żeby serial trwał i trwał. Spotkałem się z pojedynczymi opiniami kolegów z branży, którzy uważają pierwszy odcinek za rozwleczony i nudny, ale jednak większość osób, tak jak i ja, była z niego zadowolona. Jasne, tempo akcji nie powala, ale poszukiwania człowieka od ddakji są angażujące i pozwalają lepiej poznać bandziorów pomagających Gi-hunowi - co jest o tyle istotne, że musimy posiadać jakąś więź emocjonalną z postaciami, żeby móc później martwić się o to, czy wyjdą z danej sytuacji cało. Do tego dochodzi równie chorobliwy upór, z jakim detektyw Jun-ho szuka wyspy, na której wreszcie udało mu się odnaleźć brata, a całość zamyka konfrontacja z człowiekiem w garniturze - bardzo dobrze zresztą nakręcona, bo mimo że wiemy, że nic mu nie grozi (to w końcu dopiero pierwszy odcinek), to całość nakręcona jest w taki sposób, że siedzi się jak na szpilkach. Solidne otwarcie, ale mam jedno pytanie.
Squid game (2021) - recenzja, opinia o 2. sezonie serialu [Netflix]. Gdzie te rozgrywki?!
Widać, że drugi sezon serialu już w zamyśle jest bardziej złożony, bardziej skomplikowany od pierwszego. Tak naprawdę pierwsza gra rozpoczyna się dopiero w trzecim odcinku, ale to nie tak, że w drugim nie dzieje się nic ciekawego. Trwa polowanie na znanego jako Lider brata Jun-ho, poznajemy inne postacie, scena powoli zaczyna być przygotowywana pod kolejne rozgrywki. Jak to często bywa w tej marce, nic nie jest tak proste i oczywiste, jak mogłoby się zdawać, więc nawet już na tym etapie scenarzyści mają dla nas kilka niespodzianek. Wielokrotnie w tym drugim sezonie usypiają czujność widza, pozwalając mu poczuć się znajomo i komfortowo, aby za chwilę uderzyć go znienacka zwrotem akcji. To niby znowu ta sama historia, ale jednak opowiedziana w inny sposób. Coś jak "21 jump street" i "22 jump street".
Ma to zdecydowanie i plusy i minusy. Z jednej strony, twórcy serialu mają tonę gotowego materiału do budowania zagadek, nawiązań i zwrotów akcji. Z drugiej, niektóre elementy serialu są jednak trochę zbyt podobne do oryginału, przez co seans moze się momentami dłużyc. Nie tylko z tego powodu, zresztą, bo pewnym problemem, który rzucił mi się w oczy, było zbyt szczegółowe pokazywanie wszystkich gier, wszystkich losowań, wszystkich głosowań. Podczas drugiego zadania twórcy serialu pokazują nam co najmniej z 60 osób, które albo przechodzą do następnej rundy albo nie. To za dużo, zwłaszcza, że zadania wyglądają przecież za każdym razem tak samo. Napięcie, zamiast rosnąć, zaczyna w którymś momencie opadać, bo ile można?! Tak samo głosowania - każdy dzień gier kończy się teraz głosowaniem i jeśli większość graczy będzie chciała wyjść, to rozgrywki zostaną przerwane, a dotychczasową pula nagród rozdzielona między graczy. Jak nietrudno policzyć, w drugim sezonie mamy trzy takie głosowania i każde z nich trwa po kilka minut, nieubłaganie pokazując jak kto dokładnie zagłosował. I tak jak jest garstka postaci, których decyzje są jakkolwiek ciekawe, bo dowiadujemy się z nich, jak zmienia się ich podejście do sytuacji, to jednak większość graczy jest nam zupełnie obojętna. Dało się to skrócić, nikt nie wmówi mi, że nie.
Squid game (2021) - recenzja, opinia o 2. sezonie serialu [Netflix]. Nowe twarze
Nowe rozgrywki to również nowa plejada barwnych postaci - jednych bardziej ciekawych, innych mniej. Najbardziej intrygujący wydaje się być Thanos, jakiś pseudo raper z fioletowymi włosami, z paznokciami pomalowanymi na klejnoty nieskończoności, a to dlatego, że jego osobowość, to kompletny agent chaosu. Nie można mieć pewności, co zaraz zrobi, kogo zdradzi, komu pomoże. Osoby w jego otoczeniu zawsze znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jest też dawny kumpel Gi-huna (to już drugi - jakie są na to szanse?!), raczej dobrotliwy i zabawny. Taki, żeby zrobiło ci się przykro, jak już zginie. Chyba że nie zginie... Do tego dochodzi stara matka z ciapowatym synem, dziewczyna w ciąży, ojciec jej dziecka, z którym ta nie chce mieć nic wspólnego, przechodzący przez zmianę płci, były żołnierz marynarki i garstka obowiązkowych buców, którzy chętnie zaryzykują życie swoje i wszystkich dookoła, byle trochę się wzbogacić. Postacie są całkiem świeże i charakterystyczne, ale mam też wrażenie, że przy tym dosyć... Bezpieczne i przewidywalne (może poza Thanosem). Może trzeci sezon, czy raczej druga połowa drugiego, jeszcze coś w tej materii zmieni, ale na razie rozkład grup i sił wydaje się być bardzo oczywisty, przez co brakuje tego lęku, że komuś może się nie udać.
Koniec końców, uważam, że Hwang Dong-hyuk dowiózł solidną pierwszą połowę drugiego sezonu. Nowe gry (jak na razie tylko pierwsza była z jakiegoś powodu taka sama) potrafią podnieść ciśnienie, dialogi wciąż oferują ciekawy miks humoru i dramaturgii, a nowe wersje starych pomysłów intrygują. Bardzo spodobał mi się pomysł na gracza numer 001, dziewczyna szukająca swojego dziecka zapowiada się bardzo ciekawie i tak naprawdę największym problemem tej historii jest to, że została rozwleczona, żeby wystarczyło jej na dwa sezony, zamiast jeden, na przykład 10 odcinkowy. Jako całość może będzie to kawał świetnej historii, ale na ten moment nie da się tego stwierdzić. Tak więc, jak to mówiła moja nauczycielka historii w ogólniaku: "(jedynka) z plusem na zachętę"!
P.S. Jak tam wasze świąteczne bebzuny? Mieszczą się jeszcze w spodniach? Ja już mam trochę dosyć.
Atuty
- Dobry miks dramatu i humoru;
- Potrafi zbudować napięcie;
- Ciekawy pomysł z graczem 001;
- Garść nowych, interesujących postaci;
- Rozbudowany wątek strażników.
Wady
- Okazjonalne problemy z tempem;
- Kilka bardzo nienaturalnych decyzji scenariuszowych;
- Sprawia wrażenie raczej przewidywanego;
- To dopiero pierwsza połowa tej historii.
Drugi sezon "Squid game" udaje, że jest powtórką z rozrywki, ale wciąż potrafi zaskoczyć ciekawymi pomysłami. Kolejne odcinki ogląda się szybko, nawet mimo przeciągniętych scen i chce się wiedzieć co dalej. Szkoda jedynie, że na odpowiedź na to pytanie znowuż trzeba czekać...
Przeczytaj również
Komentarze (46)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych