Memorka Blok #3: Agent 007 na Wii udowodnił mi, że dobra gra nie starzeje się nigdy.

Od ukończenia Lost in Random od czasu do czasu grywam z rodziną w Momotaro Dentetsu. Możliwe, że za jakiś czas napiszę o tym coś więcej, ale dzisiaj chciałbym skupić się na „złotookim”.
Dosyć przypadkowo rozpocząłem ostatnio przygodę z Danielem Craigiem w roli Bonda w Goldeneye 007 na Wii. Od razu uderzył mnie filmowy klimat, którego można było się spodziewać po produkcji o najsłynniejszym agencie MI6. Mimo że gra ma już ponad dekadę (wydana w 2010 roku), nadal gra się w nią bardzo przyjemnie. Grafika wciąż prezentuje się dobrze, a muzyka — dzięki licencji — nie zawodzi. Zresztą, aż puściłem sobie motyw przewodni Tiny Turner.
Goldeneye 007 to odświeżona wersja klasyka z 1997 roku, wydanego na Nintendo 64. Pamiętam, że wielu graczy bardzo ciepło wypowiadało się o tamtej odsłonie, i już po kilku minutach rozgrywki zrozumiałem, dlaczego. W oryginale wcielaliśmy się w Bonda granego przez Pierce’a Brosnana, natomiast zmiana aktora na Craiga miała odzwierciedlać wizerunek Bonda z ówczesnych filmów. Gra ma świetny klimat — w pewnym momencie poczułem podobną radość, jak podczas pierwszego kontaktu z Metal Gear Solid. Intryga, przygoda, świetna atmosfera – wszystko to tworzy naprawdę udane doświadczenie. Do dyspozycji mamy rozbudowany arsenał — pistolety, karabinki, snajperki. Miłym dodatkiem jest efekt rozmycia ekranu podczas zmiany magazynka, znany chociażby z gry Black. Nasz agent wyposażony jest także w smartfona, za pomocą którego możemy np. hakować terminale lub robić zdjęcia celom misji.
Ciekawostką jest fakt, że pierwotnie twórcy planowali bardziej immersyjne przeładowywanie broni — na Wii miało to polegać na odłączaniu i ponownym podłączaniu Nunchuka, a na N64 poprzez odłączanie i podłączanie Rumble Paka. Ostatecznie pomysł porzucono z obawy o możliwe uszkodzenia sprzętu i utratę płynności rozgrywki.
Co ciekawe, oryginalny Goldeneye ukazał się dwa lata po premierze filmu z Brosnanem i Natalią Skorupko. Rare miało więc więcej czasu na zapoznanie się z materiałem źródłowym — filmem oraz książkami o Bondzie. Zwykle gry na licencjach powstają w pośpiechu, by zdążyć na premierę filmu. Tutaj było podobnie, do tego stopnia, że Nintendo w pewnym momencie chciało anulować projekt. Na szczęście nadchodząca premiera Tomorrow Never Dies zapewniła Rare dodatkowy czas na dopracowanie gry.
Ogromnym sukcesem okazał się także tryb split-screen multiplayer, dzięki któremu Goldeneye święcił triumfy w kanapowym graniu. Co ciekawe, tryb ten został dodany dosłownie na ostatniej prostej, kilka tygodni przed premierą.
Początkowo gra miała być klasyczną strzelanką „na szynach” w stylu Virtua Cop, gdzie gracz kontrolowałby tylko celownik. Oto fragment dema z promocyjnego wideo N64:
Niestety całą tę przyjemność przerwał mi problem z nośnikiem, który uniemożliwił dalszy progres — gra się zawiesiła. Zerkając na listę misji, wygląda na to, że ukończyłem około 50% gry. Czuję pewien niedosyt i zastanawiam się nad sięgnięciem po wersję Reloaded wydaną rok później na PS3 i X360. Jest to remaster, jednak jego ceny do przystępnych nie należą. Niektórzy „biznesmeni” żądają kwot porównywalnych do nowych, kolekcjonerskich edycji gier, czasem nawet z figurkami w zestawie.
Czy ktoś z Was posiada wersję na PS3 albo X360 i mógłby napisać, jak prezentuje się ten port?
A Twoim zdaniem, która wersja najlepsza?