Dead Space - podejście drugie...
Jakoś nigdy nie przepadałem za horrorami. Pierwsze film z którym się zetknąłem za czasów dzieciństwa, to "Dyniogłowy" - pamięta ktoś? Byłem wtedy jeszcze piękny i młody, a swoje zdjęcia z tamtej epoki, do dziś trzymam w rodzinnym albumie - jeszcze w kolorze czarno-białym;]. Dobrze pamiętam, ten film, eee... który to pozostawił uszczerbek na mojej psychice;]. Na kinową wersję Silent Hill'a, nawet pofatygowałem się do kina, bardziej w roli VIP-a, wszak jak się zapewne orientujecie, PSX Extreme był patronem medialnym. Wiecie... Bilety za friko, najlepsze miejsca, no! O dziwo film bardzo mi się spodobał, pomimo faktu, iż jest to jakby nie patrząc z krwi i kości, rasowy horror. Koszmarów jako tako nie mam. Jednak zabierając się za grę, z gatunku survival-horror, nigdy tak naprawdę jej nie kończę, bo prędzej czy później czuję się niechciany - "nic mnie tutaj k***a nie trzyma!". Czuję, że nie pasuję do tego środowiska, otoczenia w którym w danej chwili się znajduję. Czuję gęsią skórkę na plecach, niepokój i wiem, że i tak już osiągnąłem wystarczająco i właśnie w tym momencie sobie odpuszczę - tak będzie lepiej... Dla mnie...
PS. Tekst miał wlecieć już jakiś czas temu, dlatego pod koniec mogą pojawić się drobne niezgodności - co odpowiednio oznaczyłem :)
Jakoś nigdy nie przepadałem za horrorami. Pierwsze film z którym się zetknąłem za czasów dzieciństwa, to "Dyniogłowy" - pamięta ktoś? Byłem wtedy jeszcze piękny i młody, a swoje zdjęcia z tamtej epoki, do dziś trzymam w rodzinnym albumie - jeszcze w kolorze czarno-białym;]. Dobrze pamiętam, ten film, eee... który to pozostawił uszczerbek na mojej psychice;]. Na kinową wersję Silent Hill'a, nawet pofatygowałem się do kina, bardziej w roli VIP-a, wszak jak się zapewne orientujecie, PSX Extreme był patronem medialnym. Wiecie... Bilety za friko, najlepsze miejsca, no! O dziwo film bardzo mi się spodobał, pomimo faktu, iż jest to jakby nie patrząc z krwi i kości, rasowy horror. Koszmarów jako tako nie mam. Jednak zabierając się za grę, z gatunku survival-horror, nigdy tak naprawdę jej nie kończę, bo prędzej czy później czuję się niechciany - "nic mnie tutaj k***a nie trzyma!". Czuję, że nie pasuję do tego środowiska, otoczenia w którym w danej chwili się znajduję. Czuję gęsią skórkę na plecach, niepokój i wiem, że i tak już osiągnąłem wystarczająco i właśnie w tym momencie sobie odpuszczę - tak będzie lepiej... Dla mnie...
PS. Tekst miał wlecieć już jakiś czas temu, dlatego pod koniec mogą pojawić się drobne niezgodności - co odpowiednio oznaczyłem :)
Dlaczego o tym piszę? Bo sprawa tyczy się dość głośnej i bez wątpienia, jednej z najlepszych produkcji z gatunku survival-horror, Dead Space. Wąskie korytarze, wijące się po ziemi pokraki, pojawiające się w najmniej spodziewanym momencie. Klimat rodem z Obcego - super chciałoby się jęknąć. Trylogię Obcego, akurat bardzo sobie cienię (żeby nie było!). DS, to kapitalny tytuł, "bohater-niemowa", odziany w całkiej stajlowy kombinezon. Co jeszcze? Bogaty arsenał broni, możliwość upgrade'owania poszczególnych elementów, tj. broni czy wspomnianego wcześniej kombinezonu, robi piorunujące wrażenie. Gameplay z najwyższej półki - "kurde, ludzie. ta gra mi się naprawdę podoba;[". Osadzona w stylu Resident Evil 4, kamera zza pleców głównego bohatera, jeszcze bardziej buduje klimat tej produkcji - f***k!.
Te wszystkie elementy sprawiły, iż gra cholernie przypadła mi do gustu. Początkowo zakupiłem ów tytuł na premierze, po czym ukończyłem 6 rozdziałów. Dalej sobie odpuściłem, gdyż każda kolejna próba okazała się dla mnie męką i wyzwaniem, któremu niestety nie sprostałem. Grę oczywiście wyrzuciłem z mojej półki - tzn. puściłem na „alledrogo”, o ile dobrze pamiętam. Po pewnym czasie, Bartek kolega z pracy zaopatrzył się w Xboksową odsłonę Dead Space i grę oczywiście ukończył - z tzw. palcem w pupie. Rzucając w redakcji tekstami zachwytu i podniecenia, jaką to frajdę przyniosło mu obcowanie z tym tytułem. Powiem wam szczerze, że ponownie, po dłuższej przerwie postanowiłem spróbować swoich sił, wcielając się w skórę Isaaca. Wiecie... Człowiek może dojrzał, może to kwestia wieku. Pomyślałem sobie - jak zacisnę mocno pośladki, to dopnę swego i skończę ten tytuł nim się obejrzę. Dead Space 2, zapowiada się na jeszcze większego kozaka, więc warto by było zaliczyć "jedynkę". Takie miałem plany. Miałem, bo klątwa dopadła mnie ponownie.
Jest 21 maja 2010 roku (a raczej był;). Leżę sobie w łóżku i płodzę ów tekst. W poniedziałek oddam Bartkowi jego własność, gdyż teraz już wiem, iż dalsza męczarnia nie ma sensu. Po prostu nie jest mi dane obcować z horrorami. A już napewno nie jest mi pisane w nie grać. Tak między nami, zdecydowanie bardziej wolę przygody Nathana Drake'a, czy chociażby bardzo udane wyścigi ze stajni Electronic Arts, które ostatnio męczę nałogowo. Need for Speed: Shift, to wg. mnie bardzo udana produkcja, która (mam nadzieję), że jest początkiem dobrej passy Elektroników. Jest to obecnie jedyna gra wyścigowa, w której jazda z widokiem z kabiny sprawia mi ogromną frajdę i ani mi się śni, zmieniać tej perspektywy na inną! Niech tylko ktoś napisze, że Forza 3 oferuje równie dobrą, albo co gorsza lepszy widok, to go wyśmieje. Fakt, Forza 3 jest obecnie najlepszym symulatorem jaki świat widział, sam grałem i gram w ów tytuł regularnie - ale widok z kabiny po prostu ssie.
Ok, to ja lecę spać (a raczej leciałem), bo już po 23.00 a szykuje się jutro pracowity dzień - gipsowanie i inne prace remontowe, wszak czas najwyższy kończyć ten cholerny remont;]. Kurcze, a po niedzieli czeka na mnie Red Dead Redemption (a raczej czekał, bo już go skończyłem). No, teraz to już napewno oddam Bartkowi, tego nieszczęsnego Dead Space'a. Naprawdę żałuję, ale nic nie poradzę, że jest to jak dla mnie bardzo niewygodny tytuł. K***a! I mówą, że gracze nie mają problemów.
PS. A teraz proszę o komentarze! Pochwalcie się jakie to z was "kozaki-maślaki" i, że gracie w horrory przy zgaszonym świetle i w słuchawkach na uszach, na dodatek siedząc w piwnicy. Czekam... ;]