Piątkowa GROmada #361 - Spacer z czerwoną poświatą na horyzoncie, czyli recenzja Aporia: Beyond the Valley
Przedmiotem dzisiejszego odcinka będzie tytuł o spacerowaniu po dolinie. Krótka, czasem przerażająca, ale mająca swój urok. Przygotujmy więc okulary z trybem łowcy z Remnant 2 i aparat fotograficzny robiący zdjęcia w 8k, bo to przyda się podczas opowieści o Aporia: Beyond the Valley.
Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem przybliżę swoje wrażenia z ogrywania Aporia: Beyond the Valley w wersji na Windowsa (poza nią tytuł wyszedł na… nic, więc to w sumie exclusive). Produkcja jest przedstawicielem „gier chodzonych”, gdzie 70% plus polega na chodzeniu i zwiedzaniu różnych miejscówek, co czasem uzupełnione jest znajdźkami oraz zagadkami środowiskowymi. Całość ta nie spotkała się ze szczególnie dużym odbiorem, sprawdźmy więc czy są ku temu powodu czy jest to zapomniana perełka.
Ps. Kiedyś dostałem tą grę, rozdawali to przygarnąłem. Parafrazując „klasyka”: Dlaczego do tego doszło, nie wiem.
Spacer z czerwoną poświatą na horyzoncie
Fabularnie została ona osadzona w dolinie Ez’rat Qin, gdzie to swego czasu rozwinęła się pewna cywilizacja, której pozostałościami są porośnięte ruiny i tajemnicza postać. Gracz wciela się w pewną wybudzoną z kilkusetletniego snu kobietę, która to wyrusza w podróż celem odkrycia prawdy zarówno o sobie jak i miejscu.
Lekko zmodyfikowany opis ze strony encyklopedycznej
Tak w dużym skrócie prezentuje się opowiedziana w grze historia, pozbawiona scen przerywnikowych w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Zamiast tego opiera się ona nazbieraniu fragmentów, obserwacji miejscówek i przedstawieniach teatralnych z papierowymi aktorami na sznureczkach. Osobliwy i dobrze wykonany sposób na przedstawienie historii ze wzruszającym i dobrze skomponowanym finałem. Ogólnie ostatni rozdział wypada ze wszystkich najlepiej, zarówno pod względem historii jak i rozgrywki.
Jest tu jednak jeden drobny problem, czyli jeden z rozdziałów, który muszę w całości zaliczyć jako wadę. Bo choć ma on w sobie bardzo sugestywny i mroczny klimat, tak przejście go było dla mnie absolutnie męczące. I to samo przebiegnięcie, a co dopiero znalezienie obecnych tam przedmiotów, co dodatkowo jest dla mnie bezsensowne. Dobrze, że wspomniany wcześniej ostatni rozdział to wynagradza z nawiązką
W ramach mechaniki rozgrywki gracz…. Chodzi i zwiedza okolicę, czasem robiąc to przy pomocy „narzędzia światła” będącego także latarką. I jakkolwiek opis ten wydaje się bardzo prosty, dość dobrze oddaje całość rozgrywki bez spoilerów grubszego kalibru, bo interaktywności w tej grze jest bardzo niewiele. Dobrze więc, że zwiedzanie wypada dobrze, bo poza nią rozgrywki jest niewiele. Są wprawdzie zagadki środowiskowe czy szukanie przedmiotów, ale te ciężko uznać za trudne, nawet w najbardziej wymagającym pod tym względem ostatnim rozdziale. Z perspektywy kogoś, kto ukończył Zasady Talosa są to elementy urozmaicające rozgrywkę tak by gracz nie ziewał w trakcie gry i nic poza tym. Najmniej urozmaicające było szukanie butelek uzupełniających energię w lampie, co było męczące głównie za mam wrażenie ich przypadkowe rozmieszczenie.
No i pozostaje jeszcze 100%, ale w tym przypadku kategorycznie odradzam nawet fanatykom calakowania. A to głównie ze względu na wszechobecne w tym zbieractwo albo kwiatków albo zasilacza do lampki, rozrzucone w chyba najbardziej przypadkowych miejscach jak to tylko możliwe. Pamiętam zbieranie znajdziek w trzecim rozdziale ("ulepszenie" lampy), gdzie nawet z mapką zajęło mi to dłuższą chwilę). A samą nagrodę za to zbieractwo przemilczę, bo poza ładnym witrażem mamy tylko halucyjancje z frustracji.
Graficznie tytuł korzysta z silnika Crytek i to mocno widać, bo tytuł może być spokojnie wykorzystywany – także dzisiaj – jako generator widoczków, zwłaszcza jak patrzy się z miejsca wyżej rozpościerający się pod nim krajobraz (no i zasięg rysowania jest spory). Niestety odbywa się to kosztem prawie zerowej interaktywność i dość szybkiego podgrzewania laptopa. I szczerze nie pamiętam, aby cokolwiek mi tak grzało mój mobilny sprzęt jak Aporia
I to by było na tyle i wiem, że krótko, ale ciężko cokolwiek opowiedzieć o grze na 3 godziny, gdzie 70-80 procent rozgrywki to zwiedzanie i szukanie pochowanych butelek, a 5 procent to mrok. Niemniej na odprężenie, jeśli ktoś lubi strach w bonusie, to tytuł z jakim warto się zapoznać.
Ankieta
Tradycyjnie wyniki ankiety:
Tradycyjnie dane o odcinku zbieram do następnego odcinka, a dotyczy tematu za 2 tygodnie - kto ma sugestię na tytuł, niech daje znać.
- Pełnokrwista przygoda, czyli kilka słów o The Butcher
Czyli opowieść o o pełnokrwistej pixelowej przygodzie na jeden wieczór
- Rogalikowa strzelanina, czyli recenzja Remnant 2
Kilka słów o tytule określanym jako souls-like, choć lepiej pasowałoby tu DcDDs (Dead Cells, Destiny, Dark Souls).
- Wyprawa do Giptu, czyli recenzja urlopu w Egipcie
WRGOoG (W Ramach GROmady Opowiadamy o Grach), ale tym razem na 10%, bo miałem koszulkę z logiem PlayStation Move przez którą pomylono mnie kiedyś z Czechem. Dobrze, że nie z przedstawicielem innego kraju ze względu na opaleniznę. :)
- Odświeżenie za późno wydanej gry, czyli recenzja The Original Strife: Veteran Edition
Kilka słów o grze pierwotnie wydanej za późno i przez to wyglądającej na przestarzałą. Choć miała swoje do zaoferowania.
- PC-towy shmup, czyli recenzja Raptor: Call of the Shadow
Klasyk, bo klasyk – ale jaki wyborny. :)