Piątkowa GROmada #406 - Wyścigi mydelniczek na 5 minut (Horizon Chase Turbo)
Motywem przewodnim dzisiejszego odcinka będzie krótka opowieść o produkcji, gdzie cała rozgrywka to klikanie trzech przycisków na padzie, a irytacja jest niestety obecna. Przygotujmy więc mydelniczki, bo to przyda się podczas opowieści o Horizon: Chase Turbo.
Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem przedstawię swoje wrażenia z ogrywania Horizon Chase Turbo w wersji na Windowsa z padem w ręce. Produkcja jest przedstawicielem gier wyścigowych z kategorii prostszych, gdzie gracz wciela się w kierowcę rajdowego. I ściga się na bardzo podobnych do siebie trasach, starając się zdobyć jak najlepszy wynik. Sprawdźmy więc, czy w grze jest coś innego niż prostota.
Nota: Wersja ta była dystrybuowana przez Epic Games Store, jeśli ma to znaczenie. Dodatkowo całość ogrywałem w pojedynkę w Cybermachinie w Warszaiwe, tak więc bez muzyki, a ze strumykami z m. in. Elden Ring czy małpą jedzącą owoce (bez komentarza) w tle).
W ramach historii… no cóż, ciężko tu mówić o rozbudowanej fabule, bo zamiast tego gracz ma wyścig w różnych rejonach świata. Po wyborze samochodu oraz postawieniu przed sobą celu staje na linii startowej jako ostatni (zawsze, jak mnie to nie dziwi) z zadaniem ukończenia go na najlepszej pozycji. Jest to dość skomplikowane zadanie, ale warte podjęcia ze względu na to, że lepsza pozycja oznacza większą liczbę dostępnych tras. I tak aż do ostatniego wyścigu na bardzo gorącej wyspie, gdzie po zakończeniu mamy napisy końcowe (co zajmuje kilkanaście godzin). W międzyczasie modyfikując pojazd na drodze ulepszeń za ukończenia odpowiednich dodatkowych wyścigów.
Fabularnie nie ma tu zbytnio czego do oceny, bo i zawartości w tej materii nie ma. Bardziej to pretekst z kategorii „Są wyścigi, musisz je wygrać ponieważ powody” i nic poza tym. I jak dla mnie to wystarczy, bo dobry pretekst jest lepszy od słabo skonstruowanej intrygi.
Horizon Chase Turbo to przedstawiciel gatunku gier wyścigowych z bardziej arkadową mechaniką rozgrywki, gdzie do opanowania są cztery przyciski i jedna mechanika. Przyciski odpowiedzialne za „zmianę ustawienia w linii tym samym pozwalając na wyprzedzanie”, przyspieszanie oraz nitro (domyślnie są 3, można zbierać w trakcie jazdy, co czasem jest kluczowe dla złotego medalu). Dodatkowo w trakcie tras są do zebrania punkty, wspomniane wcześniej nitro oraz mechanika rozgrywki, czyli kluczowe z perspektywy rozgrywki paliwo. Brak paliwa w baku oznacza bowiem koniec gry nie uwzględniając sytuacji dojazdu do mety mając 0 kresek (co teoretycznie jest możliwe w niektórych trasach, ale średnio wykonalne).
Widać więc, że mechanika rozgrywki jest z kategorii prostszych do przyswojenia, gdzie zdobycie najwyższego wyniku wymaga pewnego pokładu nauki. I jakkolwiek da się nauczyć, tak momentami zamiast ulgi była bardziej irytacja taka, trochę jak w przypadku Mario Kart 8. Tylko jak tam ten pech jakoś mogę zniwelować przy pomocy odpowiedniego szczęścia oraz, tak w przypadku HCT kilkukrotnie miałem doczynienia z trzymaniem się tuż za mną przez całą trasę czy mniej spodziewanym odpalaniem boosta. Że przemilczę wszelkiej maści kolizje z otoczeniem, gdzie albo było odskakiwanie na nienaturalną odległość albo wręcz fikołki, co było efektem miejsca/momentu/prędkości zderzenia (czy było lekkie draśnięcie czy mocny, początkowo nawet zabawny, fikoł).
I to całość rozgrywki, widać więć to gra z kategorii prostszych. Na krótsze wieczorne rundy jak znalazł, ale przy dłuższych posiedzieniach pewnie dość szybko bym ziewał.
Pod względem wizualnym mamy do czynienia z grą stylizowaną na „kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów”. Proste tła, niewiele rzeczy na ekranie, równie nieskomplikowane samochody, a do tego wszystko różnorodne. Wspomniane wcześniej wspomnienia działają i to stosunkowo dobrze, dając coś na co miło się patrzy - zdecydowanie lepiej jak jest jasno niż gdy jest ciemno.
W przypadku audio wstrzymam się od głosu jak współgra z całością rozgrywki, bo jak wspomniałem we wstępie ogrywałem tytuł w trybie "niemym". Na potrzebę oceny przesłuchałem audio i nadaje ono całości uroku o którym wspomniałem kilka zdań wcześniej. I to było na tyle, jeśli chodzi o Horizon: Chase Turbo w wersji na Windowsa. Wyścigi na 5 minut, do ogrania ze znajomymi… i nic poza tym. Można ograć, ale bez ciśnienia bo są lepsze gry także w kategorii wyścigowych.
Ankieta
Tradycyjnie, kto ma pomysł na tytuł do recenzji, niech da znać.
- Zarządzanie umysłem, czyli kilka słów o Psi-Ops: The Mindgate Conspiracy
Symulator sadysty o zrzucaniu ludzi z mostów, wrzucaniu na nich rzeczy czy karmienie ich istotami. A przy okazji przygoda o walce z ruchem chcącym objąć władzę absolutną.
- Wyprawa do Giptu, czyli recenzja urlopu w Egipcie
WRGOoG (W Ramach GROmady Opowiadamy o Grach), ale tym razem na 10%, bo miałem koszulkę z logiem PlayStation Move przez którą pomylono mnie kiedyś z Czechem. Dobrze, że nie z przedstawicielem innego kraju ze względu na opaleniznę. :)
- PC-towy shmup, czyli recenzja Raptor: Call of the Shadow
Klasyk, bo klasyk – ale jaki wyborny. :)
- Kooperacja ogrywana samotnie, czyli kilka słów o Overcooked! 2: Rozgotowani
Gra widocznie opracowana dla kooperacji ogrywana w pojedynkę. Co może pójść nie tak?
- Umysłowo/Filozoficzny wycisk, czyli The Talos Principle II: Road to Elysium
Czyli kilka słów o tytule z kategorii „można ograć u kumpla na imprezie, ale poza nią to średnio ma to sens”.