Konferencje prasowe do lamusa?
BLOG
1559V
Przez lata przywykliśmy przy okazji rozmaitych targów - zwłaszcza E3 - do obowiązkowych konferencji prasowych, anonsujących nadchodzące hity i wydarzenia ze strony wszelakich firm i koncernów. Okazuje się jednak, że nowe czasy wymagają nowych pomysłów.
Przez lata przywykliśmy przy okazji rozmaitych targów - zwłaszcza E3 - do obowiązkowych konferencji prasowych, anonsujących nadchodzące hity i wydarzenia ze strony wszelakich firm i koncernów. Okazuje się jednak, że nowe czasy wymagają nowych pomysłów.
Microsoft, Sony, Electronic Arts, Ubisoft - podczas tegorocznych targów E3 wszyscy mieli swoje typowe konferencje, w większych lub mniejszych salach kinowych czy teatrach przedstawiając swój line-up produkcji, nowych pomysłów i sprzętu. Swój event, na długo przed targami, zapowiedziało także Activision - ale wtedy nikt jeszcze nie spodziewał się, że będziemy świadkami pierwszego tego rodzaju wydarzenia w historii branży. No właśnie - o ile słowa "preview event" mogły niewiele sugerować, o tyle miejsce - Staples Center, hala w której rozgrywane są mecze NBA z udziałem Los Angeles Lakers - powinno zapalić jakąś lampkę w mózgownicy. Jednak po całodziennym bieganiu po halach targowych, ostatnie do czego się zmuszałem, to wzmożony wysiłek umysłowy. O umówionej godzinie stawiłem się pod halą... gdzie przywitały mnie tłumy ludzi, czerwony dywan dla celebrytów i wzmożone kontrole na bramce. Mój umysł wciąż jednak drzemał po wrażeniach dnia, potulnie wszedłem więc do środka, zgarnąłem darmowe piwo i z otrzymaną plakietką "media" chciałem wbić się do pierwszego wejścia z brzegu, prowadzącego na płytę. Okazało się, że nie mam wstępu - co tyle samo mnie zdenerwowało, co zastanowiło, każąc obudzić szare komórki. Przecież nie zaproszono mnie tu tylko na piwo w holu? Po krótkim śledztwie okazało się, że na sali trwa próba dźwięku (ping! zapaliła się pierwsza lampka...), a bramkarz nie udzielił mi po prostu kompletu informacji. Wstępu nie miałem, ale tylko na płytę - bo "media" traktowane były jako VIPy, dla których przeznaczono sektory siedzące na wyższych kondygnacjach hali. Udobruchany dotarłem gdzie trzeba i... się zaczęło. Moim oczom ukazała się wielka scena, z jeszcze większym logo Activision oraz uwijający się na scenie DJ Z-Trip ze składanką remiksów, który okazał się tylko przedsmakiem atrakcji.
Po nim wystąpiło dwóch kolegów po fachu - DJ Deadmau5 oraz David Guetta - na tle fragmentów DJ Hero 2 na wielkim ekranie, skakał jakiś balet półnagich panienek, a potem już poszło z grubej rury.
Guitar Hero: Warriors of Rock z udziałem wokalisty Toola i wielkiego chóru, Chris Cornell (Soundgarden), Jane's Addiction, N.E.R.D. na tle True Crime, Usher, Tony Hawk osobiście zapowiadający ze sceny Tony Hawk: Shred, will.i.am, a na deser Rihanna i Eminem na tle Call of Duty: Black Ops i fajerwerków. Gdzieś pomiędzy nimi przewinął się także krótki występ mistrzyni świata w tańcu na rurze. Ta ostatnia miała w tym przypadku jakieś 100 m., a pani w połowie tej wysokości fikała bez zabezpieczenia takie rzeczy, których nie powstydziliby się najlepsi alpiniści (gdyby nosili bikini).
Jednak gdy tak siedziałem na widowni i słuchałem kolejnych okrzyków ze sceny "Who's the best!?", "Who makes the best games!?" - "A-CTI-VI-SION!!", z całą siłą, po raz kolejny dotarła do mnie smutna prawda o naszych czasach: komercja i pieniądze rządzą światem. Kto z widzów miał choć blade pojęcie o niektórych występujących tam artystach oraz ich przeszłości, z uśmieszkiem goryczy słuchał i widział, jak dawni "rockandrollowi buntownicy" brali udział w tym całym przedstawieniu. Jak Cornell kaleczył nasze uszy kiepskim wykonaniem "Black Hole Sun", jak męczyło się Jane'a Addiction (na początku myślałem, że ktoś ich podrabia), jak niegdyś undergroundowy Tool śpiewał "Bohemian Rhapsody" z chórem, a swego czasu zbuntowany i wojowniczy Eminem skakał na tle ekranu z Call of Duty. Nie wspominając o tym, że większość "artystów" tego wieczoru sama w sobie była wytworem i owocem czystej, amerykańskiej komercji. Cóż, takie czasy... dla każdego "buntownika" nadchodzi moment, gdy najważniejszy staje się stan konta bankowego.
Fakt jednak pozostanie faktem, że Activision wpadło na unikalny pomysł promocji swoich nadchodzących gier - co okupiło zapewne poteżną wyrwą w budżecie.
Odpowiadając na ewentualne pytanie: nie, nie sprzedawano biletów na ten event (wstęp tylko dla zaproszonych gości), więc firma nie mogła sobie odbić wydatków poniesionych na artystów. A do kosztów należy jeszcze doliczyć piwo i przekąski skonsumowane przez ok. 20 tys. zaproszonych ludzi. O ile typowe konferencje odbyły się i przeszły do historii pół godziny później, po evencie o Activision głośno było we wszystkich mediach, włącznie z portalami, gazetami i telewizją, które na co dzień z grami nie mają nic wspólnego. Pieniądze zrobiły swoje.