Ragnarok (2020), sezon 2 – recenzja serialu (Netflix). Rzut młotem
No dobrze, dopiero co dwa razy dowodziłem, że w serwisie Netflix są naprawdę dobre seriale, jak Specjalista od niczego czy The Kominsky Method. Prawdą również jest niestety i to, że znaleźć tam można pełno chłamu, który w zasadzie nie wiadomo, po co w ogóle istnieje. Oto recenzja drugiego sezonu serialu Ragnarok (2020).
Po pierwszym starciu Magne z olbrzymami wydawałoby się, że pionki na szachownicy zostały rozstawione. Nic bardziej mylnego, bo w rodzinie, którą rządzi Vidar dochodzi do coraz poważniejszych sporów, z kolei Magne musi znaleźć nie tylko towarzyszy, którzy pomogą mu na wojnie, ale też legendarną broń, czyli młot Mjolnir.
Ragnarok (2020), sezon 2 – recenzja serialu (Netflix). Proszę, bez kontynuacji
To nie będzie długa recenzja, bo w przypadku serialu Ragnarok w zasadzie nie ma o czym za bardzo pisać. Albo inaczej – nie ma sensu się rozpisywać i doszukiwać w tej produkcji rzeczy, które warto analizować.
Fabuła sześciu odcinków drugiego sezonu jest w sumie chyba jeszcze gorsza niż poprzednio. Przede wszystkim – aczkolwiek nie jest to najważniejszy zarzut, bo chyba nie jestem w stanie uszeregować ich w ten sposób – całość spokojnie dałoby się opowiedzieć w o połowę krótszym czasie. Jest tu masa zupełnie do niczego nie potrzebnych wątków. Przykładowo kontynuowane jest śledztwo w sprawie korporacji, którą rządzi Vidar i jego rodzina oraz zanieczyszczeń, które przez ich celowe zaniedbania trafiły do wody. I niby gdzieś tam w tle pobrzmiewa konstatacja, że wielkie firmy są potężniejsze od rządów, nie płacą podatków i rujnują planetę, ale równie dobrze wszystkie fragmenty z tym związane można by wyciąć.
Nie lepiej jest w przypadku bohaterów, którzy nie tyle się nie rozwijają, co robią to w takim tempie, że jeśli oderwie się na chwilę dłużej wzrok od ekranu, to można ich nie poznać. Kolejne postacie podejmują skrajnie dziwne decyzje i zmieniają swoje wcześniejsze zachowanie, na dobrą sprawę bez żadnego uzasadnienia. Twórcy serialu Ragnarok niby starają się to tłumaczyć jakoś mitologią nordycką, że przeznaczenie, starożytne zasady, etc., ale to tak naprawdę marna przykrywa do tego, że najwyraźniej nie są w stanie porządnie napisać im charakteru. Postacie robią więc coś bez wyraźnego powodu, a do tego wcielający się w nich aktorzy są momentami żałośnie zabawni, na czele z grającym Magne Davidem Stakstonem, który przez większość czasu wygląda, jakby bardzo się dziwił, że występuje przed kamerą. Reszta wykonawców wcale nie jest o wiele lepsza.
Dodajcie do tego masę absurdów i niesamowitych wprost głupot. Serio, momentami dzieją się tu tak dziwne rzeczy, że naprawdę nie wiem, kto to wymyślił. I po co. Jeśli chciałbym na chwilę spróbować zamienić się w adwokata twórców serialu Ragnarok, to powiedziałbym, że może chodziło im, by opowiedzieć o dobru i złu, o tym co je różni i czy ci dobrzy korzystają z metod złych czasem sami nie stają się źli. A także o dorastaniu do roli bohatera, która wcale nie jest łatwa, bo wiąże się zarówno z wyrzeczeniami, jak i trudnymi decyzjami. Tyle, że żadna z tych rzeczy nie wybrzmiewa porządnie i raczej jest przedstawiona w bardzo banalny sposób. Ostatecznie więc największą zaletą drugiego sezonu tej produkcji są piękne zdjęcia Norwegii. No i fakt, że ma on tylko sześć odcinków, chociaż – jak już wspomniałem – to i tak o jakieś trzy za dużo. Nie znajduję żadnego powodu, bym miał przejmować się czymkolwiek, co dzieje się na ekranie. I odradzam sprawdzanie, czy Wy będziecie mieć inne odczucia. No chyba, że podobał Wam się pierwszy sezon…
Atuty
- Tylko sześć odcinków;
- Ładne zdjęcia Norwegii
Wady
- Cała reszta
Drugi sezon Ragnarok (2020) jest chyba jeszcze gorszy niż pierwszy. A wygląda na to, że na tym nie koniec.
Przeczytaj również
Komentarze (13)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych