Sceny z życia małżeńskiego (2021) – recenzja serialu [HBO]. Miłość niejedno ma imię
Dzieła Ingmara Bergmana były i są inspiracją dla wielu twórców filmowych. W 2021 roku mamy okazję powrócić do jednej z jego najmocniejszych historii, tym razem zrealizowanej na nowo, z gwiazdorską obsadą. Jakie są moje wrażenia po zobaczeniu miniserialu? Zapraszam do recenzji najnowszego projektu HBO „Sceny z życia małżeńskiego”.
W 2020 roku ogłoszono prace nad remake'iem, adaptacją historii Ingmara Bergmana, który w latach 70. XX wieku „Scenami z życia małżeńskiego” zatrząsł nie tylko szwedzkim społeczeństwem, ale wzbudził ogromne emocje wśród całej rzeszy widzów. Jego studium miłości małżeńskiej prezentowało druzgocący obraz relacji kobiety i mężczyzny, którzy coraz mocniej oddalają się od siebie, by z czasem łączyły ich tylko pozory, wspólne cztery ściany oraz dzieci. Kiedy więc poinformowano, że projektem zajmą się Oscar Isaac i Jessica Chastain, natomiast główne skrzypce przypadną izraelskiemu reżyserowi Hagaiemu Leviemu, który jest odpowiedzialny za „The Affair” oraz „Terapię”, dało to przedsmak obiecującej produkcji. „Sceny z życia małżeńskiego” są właśnie taką perełką, jedną z już wielu w katalogu HBO.
Sceny z życia małżeńskiego (2021) – recenzja serialu [HBO]. Intymnie
Życie Miry i Jonathana jest niemal idealne – każde z nich realizuje się w pracy, co z racji życia rodzinnego wymaga od nich nieco elastyczności. Para ma małe dziecko i na pierwszy rzut oka wydaje się zadowolona ze swojego dotychczasowego życia i związku, który jest budowany od wielu lat. Ten perfekcyjny obraz posiada jednak wiele rys i skaz, które wyżerają ich od środka i prowadzą do nieuchronnej klęski. Kobieta bowiem, jako szefowa działu technologicznego jednej z firm o międzynarodowym zasięgu nie spełnia się w małżeństwie. Pewne przeciwieństwo stanowi jej partner – profesor filozofii, który w momencie kryzysu za wszelką cenę pragnie utrzymać ukochaną przy sobie.
Hagai Levy zabiera nas w niezwykle intymną, delikatną opowieść o świecie jednej z wielu współczesnych par – dwojga ludzi, którzy oprócz zatopienia w relacji, pozostają jeszcze indywidualnościami. Pozornie dobre lata, które z czasem wyblakły z uczuć, zdają się uderzyć ze zdwojoną siłą w kulminacyjnym momencie, a początkiem do ważnej rozmowy pełnej wyznań jest wiadomość o złej sytuacji ich przyjaciół. Podobnie jak robił to Bergman, który towarzyszył Marianne i Johanowi w ich codzienności, próbując przeforsować swoją tezę o druzgocącym wpływie małżeństwa na miłość, Levy bacznie śledzi swoich bohaterów, skupia się na ich rozmowach, ich reakcjach i bólu, jakiego doświadczają w niepewnej sytuacji. To kobieta i mężczyzna, zwykli ludzie pragnący w życiu nie tylko sukcesów, ale również zrozumienia i uczucia.
Choć od pierwszej realizacji projektu minęło już kilkadziesiąt lat, a czasy i miejsce akcji znacząco się zmieniły, atmosfera dobrze znana z dzieła Bergmana została dokładnie odtworzona i jest nad wyraz niepokojąca – w recenzowanych „Scenach z życia małżeńskiego” nie brakuje pewnych zmian, które pasują do współczesnego kontekstu, jednak wnikliwy obserwator szybko dostrzeże, że wiele scen jest łudząco podobnych do wcześniejszego filmu czy miniserialu. Reakcje aktorów aż chce się chłonąć. Między Isaaciem i Chastain jest niezwykle mocna chemia, która z czasem ewoluuje – odraza miesza się z uwielbieniem i miłością, pragnienie oraz namiętność przenikają przez zwątpienie i chęć odejścia. Podświadomie czujemy, że pomimo zakończenia związku uczucie nie wygasło, co daje nadzieję na dalszą przyszłość. Odtwórcy głównych ról wykonali kawał dobrej roboty – casting od początku wydawał się bardzo udany, a efekt finalny tylko potwierdził, że po tych artystach możemy spodziewać się jeszcze wielu znakomitych kreacji. Mira i Jonathan, niezależnie od tego jak wiele błędów popełnili, wzbudzili moją sympatię i każdemu z nich współczułam. Desperacja męża i uczucie totalnego zagubienia ze strony żony były wręcz namacalne.
Sceny z życia małżeńskiego (2021) – recenzja serialu [HBO]. Bardzo dobra historia i realizacja
Przez 5 odcinków stajemy się świadkami życia małżeństwa i konsekwencji ich wyborów, które prezentowane są w pewnych odstępach czasu. To świat intymnych, często niezwykle trudnych w odbiorze rozmów, które wzbudzają ogromne emocje nie tylko w uczestnikach, ale i również w obserwatorach. Recenzowane „Sceny z życia małżeńskiego” systematycznie uderzają bezpośrednim, twardym przekazem, a relacja Miry i Jonathana, ich rozstanie i sposób, w jaki wypełniają pustki po sobie jest druzgocący. Dopełnieniem ciężkiego klimatu jest scenografia oraz muzyka będące na najwyższym poziomie. Ścieżka dźwiękowa podkreśla dramatyzm sytuacji, spokojne, a nierzadko dynamiczne tony uzupełniają wydarzenia na ekranie – w moim odczuciu to najwyższy poziom prac, za którymi stoi między innymi Niv Adiri, jakiego można kojarzyć z takich produkcji jak „Grawitacja”, „Slumdog, milioner z ulicy” czy „Ex machina”.
Choć ogłoszenie stworzenia miniserialu będącego adaptacją dzieła Bergmana przez stację HBO mogło być odebrane z niezbyt dużym entuzjazmem, twórcy podeszli do tego dzieła z należytym szacunkiem i zrozumieniem. Oczywiście pierwsze skrzypce odgrywają znakomite role Oscara Isaaca oraz Jessici Chastain, uwspółcześniony i dodający wiele barw związkowi scenariusz oraz intymność, jaką czuje się w trakcie całego seansu. Większość wydarzeń z recenzowanych „Scen z życia małżeńskiego” rozgrywa się w pomieszczeniach domu małżeństwa, dlatego kamera przede wszystkim śledzi głównych bohaterach, pragnąc uchwycić każdy ich grymas, reakcję czy błędne spojrzenie. Podobnie jak miało to miejsce w pierwowzorze, zbliżenia stanowią sporą część obrazu. Wolne tempo oraz dokładne skupienie się na aktorach nie będzie odpowiadać wszystkim widzom, jednak to nie jest historia, którą ogląda się dla całkowitego resetu i rozluźnienia, to opowieść skłaniająca do wielu przemyśleń.
Sceny z życia małżeńskiego (2021) – recenzja serialu [HBO]. Następna perełka w katalogu HBO
„Kochasz mnie na swój skomplikowany sposób” – nieoczekiwanie powiedziała główna bohaterka do swojego partnera. I miała rację. Miłość między ludźmi to poplątana kwestia, której Bergman do końca nie rozgryzł, pomimo bogatego doświadczenia. Nie zrobił tego również Levy – reżyser przedstawił skomplikowany związek współczesnej pary, uczucia łączące i dzielące ludzi, którzy poprzez lata nie potrafią sobie dać wytchnienia. Twórca nie ocenia, jednoznacznie nie przedstawia jednego winnego tego dramatycznego stanu rzeczy i rozstania małżeństwa – traktuje widzów z szacunkiem i pozwala im ocenić, przeanalizować dramat samodzielnie. Pozostawia nas z niedopowiedzeniami, które sprawiają, że w „Scenach z życia małżeńskiego” wielu z nas dostrzeże elementy ze swojego życia.
Nie musicie być fanami Ingmara Bergmana, by sprawdzić nowy miniserial HBO, do czego Was gorąco zachęcam. Pewne kwestie „Scen z życia małżeńskiego” można było zrealizować nieco inaczej, jednak nie zmienia to faktu, że to produkcja solidna, o mocnym przekazie i z bardzo dobrą grą aktorską. Jeszcze długo po seansie rozmyślałam nad historią Miry i Jonathana, bo wzbudziła we mnie niemałe emocje. Włodarze HBO po raz kolejny udowodnili, że mają nosa do nieprzeciętnych opowieści.
PS Premiera miniserialu „Sceny z życia małżeńskiego” już 13 września.
Atuty
- Bardzo dobra kreacja Oscara Isaaca oraz Jessici Chastain
- To niezwykle aktualna historia
- Przygnębiający klimat, przedstawienie osobistych tragedii wielu osób
- Dobre uwspółcześnienie fabuły i dodanie pewnych wątków
- Wszystkie elementy ze sobą współgrają - scenariusz, praca kamery, gra aktorów, muzyka, scenografia
Wady
- To nie jest serial dla każdego odbiorcy
- Historia i tempo mogą odrzucić od ekranu
„Sceny z życia małżeńskiego” HBO to niezwykle intymne, emocjonalne i zmuszające do zastanowienia studium życia współczesnej pary. Jessica Chastain i Oscar Isaac wywiązali się z zadania znakomicie, a wszystkim fanom Bergmana polecam sprawdzić ten miniserial.
Przeczytaj również
Komentarze (11)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych