Potato marzy o Ameryce (2021) - recenzja filmu [HBO]. Sowieci, kochające matki, homoseksualiści i Jezus
Oparta na życiu reżysera historia młodego geja, który wyrywa się ze Związku Radzieckiego ze swoją mamą aby wieść wolne i pełne technikoloru życie w Ameryce.
Bardzo osobiste historie potrafią być dosyć śliskim tematem na film. Jasne, że ja sam uważam, że moja historia jest ciekawa, porywająca, pełna zabawnych sytuacji i wzniosłych chwil - ponieważ ja znam kontekst, to raz, ale też po prostu posiadam osobistą więź z tematem. Nie jest powiedziane, że potencjalny widz zareaguje w podobny sposób co ja. Dlatego scenariusz takiego projektu wypadałoby odpowiednio ubarwić, odrealnić - opowiedzieć o sobie, ale nie słowo w słowo. Mamy wtedy większe szanse, że ktoś ten nasz projekt doceni.
Potato marzy o Ameryce (2021) - recenzja filmu [HBO]. In Soviet Russia, the film makes you
Potato (Hersh Powers, a później Tyler Bobock) mieszka w Związku Radzieckim z całą swoją rodziną. Klepią biedę, żyją wszyscy na kupie, boją się powiedzieć za dużo, bo nigdy nie wiadomo kto słucha. Lepsze życie znają tylko z opowieści. Koledzy Potato przerzucają się historiami o tej magicznej krainie, w której wszystko jest możliwe, a gorące laski pokazują się nago w filmach - Ameryka. Brzmi pięknie. Kiedy komunizm upada, a w telewizji da się złapać sekretny, trzeci kanał telewizyjny, na którym w nocy puszczane są amerykańskie filmy, Potato odkrywa, że Stany Zjednoczone marzą mu się też z nieco innego powodu. Umięśnione ciało i gołe pośladki Jean Claude'a Van Damme'a sprawiają, że jego gatki robią się trochę zbyt ciasne i wpada wręcz w lekką panikę, kiedy nagle wypływa z niego coś, czego nigdy dotąd nie widział. Nawet jego zmyślony przyjaciel, Jezus Chrystus(Jonathan Bennett) , nie jest w stanie mu pomóc. Rosja nie jest dobrym miejscem dla młodego geja. Na szczęście pomoc zza oceanu przybywa pod postacią listu, który mama Potato dostała od samotnego Amerykanina (Dan Lauria) szukającego nowej żony, który bardzo chętnie sprowadzi ich do USA. I tak zaczyna się nowy, ale jak się okaże, wciąż niełatwy rozdział w życiu naszego głównego bohatera.
Historia Potato, przynajmniej w pierwszej połowie filmu, jest kompletnie zwariowana. Żyjący na kupie krewni, złośliwa babcia, niestabilny emocjonalnie - ale za to posiadający kolorowy telewizor - chłopak mamy, wyimaginowany przyjaciel w formie Jezusa Chrystusa, ciągłe złośliwości ze strony dosłownie wszystkich dookoła. Związek Radziecki okiem Wesa Hurleya jest tak kompletnie odjechany, że miejscami wygląda jakby kręcił go inny Wes - Anderson. Brakuje mu może precyzji, budżetu i specyficznej wrażliwości autora niedawnego "Kuriera francuskiego" ale zdecydowanie czuć w tej autobiografii jego pierwiastek. Druga połowa filmu, już po przeniesieniu się do Stanów, wyraźnie zwalnia, wprowadza odrobinę czegoś, co można nazwać normalnością w życia naszych bohaterów. Lecz tylko pozornie, ponieważ po chwili oddechu okazuje się, że Ameryka też jest mocno zwariowanym miejscem, choć w zupełnie inny, być może ostatecznie lepszy sposób. Tak subtelne opowiadanie historii samą formą zdecydowanie zasługuje na uznanie.
Potato marzy o Ameryce (2021) - recenzja filmu [HBO]. Myślałeś, że to Rosjanie są specyficzni?
Reżyser balansuje na bardzo cienkiej granicy między uroczą historią o rodzicielskiej miłości, akceptacji i dorastaniu, a kompletnym kiczem. Odnoszę wrażenie, że w paru miejscach trochę za bardzo przechylił się w tym drugim kierunku, zwłaszcza kiedy wszyscy skrywający jakieś sekrety bohaterowie postanawiają w końcu wyłożyć je na stół. Akceptacja tak siebie, jak i innych wokół nas to temat równie istotny w czasach, w których dzieje się film, jak i teraz, ale kiedy reżyser spędza dobrych kilka minut pokazując jak barwne stało się jego życie seksualne odkąd wyszedł w końcu z szafy, to czuję, że ciut przegiął. Film z pełnego serca staje się pełen... nasienia.
Drugim mankamentem filmu jest jego nierówne traktowanie postaci. Głównymi bohaterami od początku do końca pozostają Potato i jego mama, a w zasadzie wszystkie poboczne postacie (może poza amerykańskim tatą, Johnem) są tylko podstawowo nakreślonymi narzędziami do pchania fabuły do przodu. Ani jego znajomość z artystyczną Mandy, ani nawet z wyimaginowanym Jezusem nie służą niczemu ponad opowiedzenie okazjonalnego żartu. Dobrze, że humor, choć niezbyt wysokich lotów, zazwyczaj potrafi wywołać uśmiech na twarzy widza.
"Potato marzy o Ameryce" to nierówna ale ostatecznie przyjemna produkcja i debiut Wesa Hurleya. Opowieść z jednej strony o ważnych aspektach dorastania, z drugiej podlana sosem z receptury Wesa Andersona, z domieszką Taiki Waititiego. Nie tak dobry, jak filmy tamtych dwóch, ale warto dać mu szansę.
Atuty
- Ważny temat podany na wesoło;
- Kilka intrygujących ujęć, zwłaszcza w pierwszej połowie filmu;
- Niezły humor;
- Sprytnie opowiada historię formą.
Wady
- Reżyser przesadza czasami z metaforami;
- Końcówka może trochę razić;
- Płaskie i nijakie postacie poboczne.
"Potato marzy o Ameryce" to w większości sympatyczna autobiografia o trudach bycia młodym homoseksualistą w Związku Radzieckim i później Ameryce. Sporo serca, ale brakuje mu trochę wyczucia.
Przeczytaj również
Komentarze (3)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych