Co się stało z tamtymi seriami - Ridge Racer

Co się stało z tamtymi seriami - Ridge Racer

redakcja | 03.08.2013, 11:03

Drugi odcinek z cyklu poświęcam wspaniałej niegdyś serii zręcznościowych ścigałek prosto od Namco. Kiedyś – absolutna czołówka konsolowych racerów. Dziś – daleko na uboczu, czy raczej poboczu wyścigu o miano najlepszej ścigałki.

 

Dalsza część tekstu pod wideo

Z bardzo dobrej gry zrobił się istny tasiemiec. A tasiemce – czy to serialowe czy growe – mają to do siebie, że zdarzają się lepsze bądź gorsze epizody. I nie dotyczy to tylko innych serii Namco – Time Crisis, Tekken, Soul Calibur… Syndrom ten dotknął też Ridge Racera. Były momenty triumfalnego wzlotu (pierwsze cztery części), były też ciężkie chwile. Dotyczy to późniejszych odsłon. Zdarzały się też – dla odmiany – przyjemne niespodzianki, w postaci kieszonkowej wersji na PSP, jak i dwuekranowe dziwadło, jakim była kieszonkowa edycja na Dual Screena.

Drifty, nielicencjonowane fury, uczucie prędkości i płynności, fajna (zazwyczaj) ścieżka dźwiękowa, Reiko w długich butach i kusej kiecce oraz arcade’owy klimat, który z czasem zanikał – oto cechy znamienne dla Ridge Racera.

Po kolei postaram się pokrótce opisać wszystkie części i znaleźć przyczynę gorszej zdecydowanie kondycji RR.
 

Ridge Racer (1995), PSOne.



Za PSOne to była naprawdę jedna z flagowych serii przygotowana przez Namco, wtedy silnie związane z konsolą Sony. Prawdziwy killer przygotowany specjalnie na premierę doskonale wypełniał swoje zadanie: sprzedać konsolę i przy okazji wypromować siebie. Szybka, dynamiczna ścigałka z przepiękną jak na tamte czasy oprawą graficzną deklasującą pecetowe hity w postaci Screamera czy Need For Speeda, płynną animacją oraz hektolitrami miodu sprawiły, że gra z miejsca podbiła serca graczy, którym nie przeszkadzały nielicencjonowane fury. Liczył się tylko pure fun, a tego Ridge Racer dostarczał w ilościach zadawalających coraz szersze kręgi posiadaczy Playstation.
 

Ridge Racer Revolution (1996), PSOne.

Namco zwąchało możliwość zarobienia wcale małej forsy na drugim ze swoich flagowych wtedy tytule (obok Tekkena) i poszło za ciosem, przygotowując Ridge Racer Revolution. Zmiany, jakie nastąpiły w stosunku do pierwowzoru, nie były kolosalne. Ot, więcej tras i samochodów. Oprawa graficzna też nie uległa znaczącej poprawie. Toteż w słynnych wtedy bitwach „co jest lepsze?” produkt Namco przegrał z Sega Rally. By jednak szybko wyjaśnić powstałe wątpliwości, śpieszę z informacją, że RRR nie był kiepską produkcją. To wciąż świetna wyścigówka, obowiązkowy zakup dla posiadaczy Playstation.


 

Ridge Racer 3/Rage Racer (1997), PSOne.

Nadszedł rok 1997 i trzeci Ridge Racer, któremu Namco nadało imię Rage Racer. Trzecia część wprowadziła mnóstwo zmian w stosunku do poprzedniczki. Namco odeszło od automatowej konwencji racerów, pozwalając graczowi na znacznie większą ingerencję w grę. Aut się nie wybiera, auta się kupuje. Dodatkowo, fury można tuningować (GT było pierwsze? Bzdura!). Do wyboru jest też siedem klas wyścigów. Pod względem oprawy nastąpił znaczący skok jakościowy – zlikwidowano pop up, obiekty widoczne są z daleka. Poprawiono tekstury, autom przybyło wielokątów. Nie zmieniło się jedno – ultra płynna animacja, typowa dla tej serii i duża ilość miodu wylewająca się z ekranu i napędu konsoli.


 

Ridge Racer Type 4 (1999), PSOne.

Choć trzecia część była nadspodziewanie udana i w końcu pobiła Sega Rally, Namco postanowiło przyjrzeć się kilku pomysłom i zastanowić się, co z nimi zrobić. W czwórce fur się nie kupowało, ani nie tuningowało. Niezależnie od tego, co można o tym sądzić, usunięcie tych elementów bynajmniej nie sprawiło, że gra straciła swój urok. Wprost przeciwnie! Wielu uważa ją za najlepszą odsłonę serii! Osiem tras i 320 samochodów, cztery różne stajnie i kilka wariantów rozrywki. Mówiąc krótko – powrót do korzeni, czyli do stricte arcade’owego funu. Oprawa graficzna została mocno podkręcona. Fury prezentowały się smakowicie. Niektórzy twierdzili, że lepiej były wykonane niż w Gran Turismo. To samo mówiono o replay’ach. RRT4 gwarantowała dłuuuuuugie godziny niczym nieskrępowanej zabawy. Tytuł obowiązkowy. Także z tego względu, że był to ostatni Ridge na PSOne.

Na potrzeby „czwórki” Namco przygotowało specjalny kontroler do PSOne o nazwie JogCon. Fajna zabawka.


 

Ridge Racer 64 (2000), Nintendo 64.

                Zanim RR zaliczyła przesiadkę na następną generację, zahaczyła o 64 bity. Jedną z bolączek Nintendo 64 był deficyt gier obejmujących kilka ważnych gatunków gier, m.in. bijatyk i wyścigów. Wśród tych drugich, oprócz Beetle Adventure Racing, Top Gear Rally, Mario Kart i Diddy’S Kong Racing trudno znaleźć wart uwagi tytuł. Namco na szczęście przybyło na ratunek 64 – bitowej konsoli, dostarczając port swojej flagowej wyścigowej serii. 64 – bitowa odsłona była, zgodnie z założeniami, powrotem do korzeni, czyli do RR i RRR. Większość tras i fur została przeniesiona z pierwszych dwóch części, dodano tryb GP. Jak pisałem, Namco pospieszyło z pomocą N64 i dostarczyło świetnej gry – z ultra płynną i piękną grafiką oraz fajną oprawą muzyczno – dźwiękową. Port na N64 – inaczej być nie mogło – wzbogacony został o multiplayer na 4 osoby.
 

Ridge Racer 5 (2000), PS2.



Przy okazji premiery nowego systemu Sony, nie mogło zabraknąć kolejnej odsłony serii, z którą marka Playstation była od samego początku. Piąta część przywitała graczy iście wypasioną grafiką: zarówno trasy, jak i samochody zostały wymodelowane ze szczegółowością. Pozostała typowa dla serii płynność. Jedyne, do czego można się w kwestii grafiki przyczepić to schodkowate krawędzie – jedna z bolączek PS2. Pozostały natomiast olbrzymie pokłady dobrej zabawy, integralne dla serii drifty, nielicencjonowane furki, co niespecjalnie przecież przeszkadzało i porządna ścieżka muzyczna, do czego Namco zdołało już nas przyzwyczaić. Z racji tego, że oprócz TTT, DOA2,  Onimushy, Moto GP, Dropship, Smuggler’s Run czy raczej technologicznej ciekawostki w postaci Fantavision nie było elektryzujących tytułów na starcie PS2, RR5 stanowił obowiązkowy zakup dla szczęśliwców, którym udało się dorwać Playstatio 2 na samym początku jej kadencji.
 

Ridge Racer (2004), PSP.

Kolejny racer z rodziny Namco przyjechał dopiero w 2004 roku, towarzysząc startowi pierwszej przenośnej konsoli spod znaku Sony. To był jeden z pierwszych killerów, demonstrujących moc PSP i uświadamiających, jak będą wyglądać gry na ta kieszonkowego potwora. Developerom z Namco udało się na małej płytce zmieścić 12 tras z licznymi modyfikacjami, kilkanaście fur, a także kilka trybów, z których World Tour liczy aż 54 turnieje, z których każdy składa się z 3/4 wyścigów. Gra była naprawdę dynamiczna. Dynamiki dodawał wprowadzona butla z mega boostem. Wracając do kwestii technikaliów, to jeden z najbardziej dopieszczonych tytułów, jaki pojawił się na starcie PSP i dopiero Burnout Revenge zdetronizował króla szybkiego ścigania.
 

Ridge Racer DS (2005), DS.



PSP miało swojego RR, DS nie mogło być gorsze! Z realizacją całego projektu już jednak nie było tak superowo. RR DS to po prostu stary dobry RR z PSOne, wzbogacony o 20 tras, z których większość stanowi wariację kilku podstawowych, nielicencjonowane fury. Ot, stary dobry RR. Jedyną  nowością, charakterystyczną dla gier na Dual Screena było „innowacyjne sterowanie” przy pomocy wyświetlonej na touchpadzie kierownicy, którą można sterować zarówno rysikiem jak i pazurem pamiętając jednak o wykonywaniu nimi owalnych ruchów. Game sharing to opcja, w której wystarczył jeden cart z grą, by inni gracze mogli w online ścigać się z posiadaczem gry. Jedna z najlepszych ścigałek na DS, choć wielkiego wyboru na tej konsoli i tak nie było.
 

Ridge Racer 6 (2006), Xbox360.

Kolejna generacja – kolejny Ridge Racer, chciałoby się rzec. RR6 zostało zadedykowane debiutującemu Xboxowi 360. Zdaniem wielu to najmniej udana część serii, bo – oprócz nowych fur, tras nie zmieniło się zbyt wiele. No fakt, grafika została dostosowana do możliwości 360tki; była ostra, płynna, ale z drugiej, zbyt… powolna, a auta zbyt… plastikowe. Na niewiele zdał się dosyć rozbudowany tryb kariery, a pokonywanie większej części trasy samymi slide’ami tylko dopełniło swego. RR6 jak wspomniałem, przez wielu uważany jest za najgorszą część wyścigowej sagi. Tym bardziej na konsoli, która miała też NFS Most Wanted i PGR3 na starcie, a na horyzoncie majaczył Test Drive Unlimited, o Forza 2 nie wspominając.


 

Ridge Racer 2 (2006), PSP.

Druga odsłona jednego z najmocniejszych tytułów startowych na PSP została przez samo Namco potraktowana niestety po macoszemu. Złośliwi nazywali ją raczej wersją Deluxe a nie pełnoprawnym sequelem. I jest w tym wiele prawdy: raptem trzy dodatkowe tryby zabawy, kilka nowych tras i utworów. Oprawa graficzna pozostała zasadniczo bez zmian. Tytuł tylko dla tych, którzy nie grali w „jedynkę”. Pozostali, jak to pisał Mielu – najzwyczajniej w świecie mogą olać ten tytuł.
 

Ridge Racer 7 (2007), PS3.

Kolejny Ridge Racer towarzyszył premierze kolejnej konsoli z rodziny Playstation (aż ciekawe, czy tradycja zostanie podtrzymana i w przypadku PS4). RR z siódemką w tytule stała się jedną z najfajniejszych gier startowych na PS3. Najbardziej znamienne cechy „siódemki” to przede wszystkim świetna oprawa graficzna i ultra płynna animacja śmigająca w rozdzielczości 1080p przy stałych 60 fps… Takie combo jest rzadkością, przyznacie, w grach obecnej generacji. To jedne z walorów tej gry. Drugim to mocno rozbudowany tryb kariery, czyli zdobywanie aut, tuning i dokupywanie części. Na uwagę zasługuje też dobrze przemyślana rozrywka w trybie online. Solidny launch title.


 

Ridge Racer Accelerated (2009), IOS.

Czyli odslona wypuszczona na App Store z możliwością dokonywania mikrotransakcji za pomocą których można dokupić nowe trasy i furki. Gra śmigała na kodzie RR2 z PSP.
 

Ridge Racer 3D (2011), 3DS.

Następca wysłużonego Dual Screena także otrzymał swój port RR. To nadal porządny racer, wracający do korzeni z ciekawym i miłym dodatkiem: możliwością pstryknięcia fotki i używania jej jako awatara. Graficznie może nie powalała, ale wciąż zawierała w sobie potężny ładunek miodności, potęgowany przez możliwość gry online. W sam raz dla fanów serii i posiadaczy 3DSa.
 

Ridge Racer (2012), PSVita.

PSP miało swojego Ridge Racera na starcie. Prawowita następczyni (o PSP GO nie chcę nawet wspominać) nie mogła pozostać w tym względzie gorsza i otrzymała swoją edycję driftingu przekraczającego granice absurdów w pozytywnym znaczeniu tego słowa, oczywiście. Niestety, port na Vitę jest tylko i wyłącznie mocnym przeciętniakiem. Dlaczego? Po pierwsze, Namco poskąpiło tras i samochodów. To znaczy, nie tak do końca, bo więcej tras i fur można było sobie ściągnąć w formie DLC. No, nietajnie. W RRVita skupiono się przede wszystkim na trybie multiplayer kosztem singla. Nie pomogły unikalne możliwości dotykowego ekranu Vity oraz jej tylnego panelu, które pozwalały na miksowanie soundtracka czy na nakładanie na grafikę różnych filtrów. Poza tym, 30 fps to nie za mało jak na Ridge Racer? Tak, jak wspomniałem, mocny średniak.
 

Ridge Racer Unbounded (2012), PS3, X360.

Kolejny średniak z wielkiej rodziny Namco. Właściwie, nieudana zrzynka z Burnouta, Split/Second i MotorStorm Apocalypse. Bo, jest w RRU nie tylko taranowanie przeciwników, ale demolka otoczenia. A wszystko to dzięki paskowi turbo, który napełnia się przy driftingu albo wyskakując mocno w powietrze. Napełniony na maxa pozwala na taranowanie przeciwników i na szybszą jazdę. W grze postawiono na fabułę, której istotnym elementem jest objęcie miasta Shatter Bay w posiadanie. Autorzy zaimplementowali też wiele trybów, pozwalających na zabawę zarówno w trybie single, jak i w multiplayerze. Oprawa graficzna jest bardzo nierówna: z jednej strony średnie modele aut, z drugiej bogate w detale miasto. Całość układa się na tytuł mocno średni.


 

Ridge Racer Driftopia (2013), PS3.

O tym tytule póki co niewiele wiadomo. Tylko tyle, że będzie to gra na PS3 i, podobnie jak Tekken Revolution sprzedawany będzie w trybie free to play. Zobaczymy, „co się z tego urodzi”, ale patrząc na nadzwyczaj dobre wyniki sprzedaży „free-Tekkena” można uznać, że Namco planuje powtórzyć sukces z inną swoją znaną, acz mocno zaniedbaną serią.


 

Jak widać, już z RR 6 na X360 coś zaczęło się psuć. Ostatnie dwie odsłony wydane na Vitę (RRVita), jak i PS3 i 360tkę (RRU) zupełnie „zatraciły się”. Czym to jest spowodowane? Może po prostu tym, że rynek gier video się zmienia, gry ewoluują, a Ridge Racer, choć nie tkwi mocno w jednym punkcie, to z tymi zmianami sobie po prostu nie radzi? Dlaczegóż? Może po prostu dlatego, że pomimo wprowadzania nowych trybów, w tym carrer mode czy online gamingu, to wciąż gra z arcade’owymi korzeniami? A stricte arcade’owe gry, czy to wyścigi czy bijatyki czy shootery po prostu nie mają racji bytu w dzisiejszych czasach? Jeżeli ta hipoteza jest słuszna, to jest to bardzo smutne z tegoż to względu, że w najbliższej przyszłości seria ta skazana będzie na odcięcie od dopływu tlenu i tym samym przepadnie w mrokach dziejów. A ci, którzy pamiętają jeszcze „jedynkę” i ci, którzy śledzili rozwój serii aż do jej upadku swoim wnukom opowiadać będą o jednej z najlepszych serii, która nie zdołała odnaleźć się w czasach, w których rynek gier video stał się tak zhermetyzowany; czyli taki, w którym trzy/cztery tytuły z danego gatunku okopały się w swoistych bastionach i ani myślą o podzieleniu się z innymi produktami. Nawet, jeśli jest to tak mocno zasłużona dla branży seria, jak Ridge Racer, bez respektu zepchnięta na boczny tor historii.

Veteranus

Korzystałem z pism: Secret Service, Neo, Neo Plus, PSX Extreme, a także z Encyklopedii PPE i Wikipedii.

Źródło: własne
redakcja Strona autora
Wszechstronny autor – a to przygotuje materiał sponsorowany, a to komunikat redakcyjny. Znajdziecie go w każdym zakątku portalu jak to na szefa wszystkich szefów przystało. Nie tylko pisze, ale coś naprawi i wysłucha - piszcie na [email protected].
cropper