Recenzja filmu Kamper - gdzie zmierza pokolenie trzydziestolatków wychowanych na grach?

Recenzja filmu Kamper - gdzie zmierza pokolenie trzydziestolatków wychowanych na grach?

Roger Żochowski | 12.07.2016, 03:26

Polskie filmy z gwiazdorską obsadą w ostatnich latach miewały się różnie, dlatego od jakiegoś czasu coraz częściej sięgam po kino niezależne. Kamper - z racji tematyki bardzo mi bliskiej – miał ogromną szansę trafić w mój gust. I trafił.  

Już na wstępie zaznaczę, że nie jest to film o robieniu gier. To film o trudnej sztuce miłości i o zakrętach, jakie czekają na pary w wieloletnim związku, do którego wkrada się z czasem monotonia. Całe szczęście nie mamy tu do czynienia typowym romansidłem. Produkcja zaskakuje nietuzinkowym podejściem do tematu przedstawiając losy testera gier, w którego wciela się Piotr Żurawski. Pojęcia słowa „kampić” nie muszę Wam tłumaczyć, bo doskonale je znacie. Główny bohater jest właśnie tytułowym "Kamperem", który niemalże w ukryciu czeka na ruch swojej drugiej połowy. Nie potrafi podjąć męskiej decyzji, sam pokierować swoim życiem. Ona zresztą nie jest lepsza. Na swój sposób można to odbierać jako tchórzostwo, ale czy wielu z nas nie zna tego z autopsji? Albo z własnego otoczenia? Żurawski naprawdę świetnie odegrał rolę zagubionego w oparach codziennego życia trzydziestolatka, co nadaje całemu dramatowi wiarygodności.

Dalsza część tekstu pod wideo

Bardzo dobrze spisała się też Mania (Marta Nieradkiewicz), która jest na pozór dobrą żoną, w wolnych chwilach uczęszczającą na kurs gotowania. Ona dba o dom i marzy o prawdziwym facecie, on non stop gra, ale dzięki temu nieźle zarabia i może utrzymać rodzinę. Im dalej w las tym problemów coraz więcej. Życie w małżeństwie może być czasami męczarnią, jednak nikt nie ma odwagi, by zrobić pierwszy krok i ją przerwać. Historię ubarwiają role drugoplanowe hiszpańskiej kochanki (ponętna Sheily Jimenez, którą zobaczycie jak ją pan bóg stworzył), celebryty i kucharza (świetny Jacek Braciak parodiujący Wojciecha Modesta Amaro), kolegi Kampera (Bartłomiej Świderski w roli zawodowego nerda), czy samotnej koleżanki spodziewającej się dziecka (Justyna Suwała). Wszyscy oni są jakoś związani z Kamperem stanowiąc idealne tło dla całej opowieści. 

Film w wielu miejscach zadaje pytanie - czy mając ponad 30 lat chcemy prowadzić poukładane życie? Żona, dzieci, dobra praca, wbijanie się co rano w garnitur. A może jednak pragniemy mieć w sobie cały czas coś z dziecka? To w końcu nasze życie i sami musimy odpowiedzieć sobie na pytanie czy egzystencja z narzuconymi normami społecznymi czyni nas szczęśliwymi. Film z jednej strony pokazuje dość sugestywnie problemy "dorosłych dzieci", które nie potrafią/nie chcą się do końca zaangażować i dojrzeć, z drugiej każe się zastanowić, co w życiu jest tak naprawdę miarą szczęścia. I jaka jest definicja prawdziwego mężczyzny i prawdziwej kobiety? Ta kreowana przez ogół czy nasza własna? A może czasami warto wcisnąć reset i zacząć wszystko od nowa? Nic nie zostaje tu podane na tacy, bo reżyser nie stara się moralizować widza i odpowiadać za niego na trudne pytania. Cieszy też fakt, że filmu nie starano się ugrzecznić. Są sceny seksu, palenie zioła, uliczny slang, chlanie wódy, żarty z brodą, satyra ogłupiających programów kulinarnych a nawet dowcipy o gejach. Momentami jest po prostu swojsko i czuć, że aktorzy nie są jeszcze zblazowani jak nasze etatowe kinowe gwiazdeczki.    

W filmie znajdziecie multum odniesień do gier. Gdzieś na ścianie przewinie się plakat z Half-life'a, w tle zamigocze stare Commodore, bohater wyskoczy w koszulce z logo Atari. Fajnie, że są to tylko smaczki, a nie nachalne wciskanie nam obrazów w stylu "patrzcie, zrobiliśmy film dla graczy". Znamienna jest scena, w której główny bohater gra w Counter Strike'a z ekipą znajomych. Przekleństwa lecą na lewo i prawo, wliczając w to również specyficzne słownictwo. Ale wypada to nad wyraz naturalnie. Świetny jest też fragment, w którym komentarze Dariusza Szpakowskiego z Fify dosłownie i w przenośni nawiązują do stanu emocjonalnego naszego bohatera. Kilka razy zdrowo się też uśmiałem słysząc anegdotki o tym, że gry kiedyś były lepsze, czy pułapkach czekających na testerów gier. 

Wiedzcie jednak, że montaż filmu jest bardzo surowy. Niewyraźne ujęcia, trzęsąca się momentami kamera, masa zbliżeń na twarze aktorów. Miałem wręcz czasami wrażenie, że oglądam jakiś dokument, co akurat nie zawsze mi pasowało. Czuć jednak w tym wszystkim klimat kina niezależnego i naturalność, której brak wielu wysokobudżetowym produkcjom. Rzadko też kiedy w tle gra muzyka, ale jak już się pojawia (zadbał o nią producent muzyczny Czarny HIFI), to dobrze podkreśla atmosferę poszczególnych scen. I choć niektóre wątki można było lepiej rozwinąć i poprowadzić, a część nudniejszych scen wyciąć, to jak na debiutancki film Łukasz Grzegorzek spisał się naprawdę dobrze. To widz koniec końców sam musi wyciągnąć wnioski, co do słuszności postępowania głównego bohatera. A gdy film zmusza na końcu do głębszych refleksji, to znaczy, że będzie z tego chleb. Naprawdę dobre, choć niszowe kino. 

Źródło: własne

Atuty

  • Dobra gra aktorska
  • Naprawdę niezły humor
  • Masa smaczków związanych z grami
  • Niebanalne zakończenie
  • Pozwala widzowi samemu wyciągnąć wnioski

Wady

  • Momentami zbyt surowy montaż
  • Niektóre wątki można było lepiej poprowadzić

Bardzo miła niespodzianka. Film, który trafia przede wszystkim do pokolenia 30+. Wychowanego na grach, ale i potrafiącego wyłapać prawdziwe przesłanie obrazu.

7,5
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper