Pierwsza noc oczyszczenia – recenzja filmu. Nudne początki
Kto by się spodziewał, że ta seria się tak rozrośnie? Ledwo co w kinach można było oglądać trzecią część trylogii, na ekranach już gości prequel, a w planach jest też serial. Szkoda, że tym razem James DeMonaco ograniczył się wyłącznie do napisania scenariusza, a reżyserię oddał Gerardowi McMurrayowi. Z drugiej strony Pierwsza noc oczyszczenia jest produkcją tak niepotrzebną, że zmiana koordynatora całości pewnie nie miała większego znaczenia.
Tym razem cofamy się w czasie, żeby zobaczyć, jak wyglądały początki kontrowersyjnego eksperymentu behawioralno-psychologicznego. Noc oczyszczenia, którą zaproponowała doktor Updale, ma mieć miejsce wyłącznie na Staten Island w Nowym Jorku. W domu zostaje między innymi aktywistka Nya oraz gangster Dmitri.
Pierwsza noc oczyszczenia jest ewidentnym skokiem na kasę. Na tym zresztą polega model biznesowy producenta Jasona Bluma – wydać mało, zarobić dużo. Nie spodziewajcie się więc jakichkolwiek niespodzianek, wszak jeśli widzieliście wcześniej nakręcone części, nie zdziwi Was, że ten specyficzny pomysł na rozładowanie wszelkich złych emocji będzie kontynuowany. Nie do końca wiadomo, czemu twórcy poświęcają pierwszą połowę filmu na przedstawienie za i przeciw, przybliżenie postaw poszczególnych bohaterów. Nic w tym nowego, wszystko to oglądaliśmy już trzy razy. Oczywiście można próbować bronić reżysera i scenarzystą, że starają się przemycić do swojej produkcji komentarz społeczny, ale tak naprawdę zawsze było to najsłabszym elementem Nocy oczyszczenia. Tak się bowiem składa, że to tylko listek figowy i twórców niespecjalnie interesuje coś więcej niż krwawa jatka. Udawanie, że chce się powiedzieć coś ważnego na kilka istotnych tematów – jak chociażby podziały rasowe czy nierówności społeczne – jest w tym przypadku po prostu szalenie cyniczne.
Kiedy już jednak udaje się odhaczyć wszystkie, jak się wydaje, obowiązkowe punkty programu, można w końcu przejść do tego po co każdy widz przyszedł do kina. W efekcie dostajemy lepszą i znacznie, hmm, żywszą drugą połowę filmu. Pojawia się tu też jakiekolwiek napięcie, ale trudno byłoby mi uznać, że podczas seansu siedziałem na krawędzi fotela. Nie zmienia to jednak faktu, że sceny akcji są nakręcone bardzo porządnie i dają sporo rozrywki. Gdyby jeszcze tylko było tu więcej ciekawych postaci… Jedyną jakkolwiek interesującą osobą jest według mnie lokalny mafioso Dmitri, który w trakcie eksperymentu będzie musiał zrewidować swoje poglądy na wiele tematów. To zresztą całkiem ciekawe, że widz kibicuje, było nie było, gangsterowi handlującemu narkotykami i zabijającemu bez mrugnięcia okiem. Tym niemniej Dmitri, dzięki grającemu go Y’lanowi Noelowi, ma jakąkolwiek charyzmę. Szkoda, że nie da się tego powiedzieć o kimkolwiek innym. Nya jest zupełnie nijaka w swoim sprzeciwie wobec eksperymentu, jej brat – Isaiah – jest jeszcze gorszy. Ale to i tak nic w porównaniu do jednego z głównych oponentów, czyli Szkieletora, który jest tak stereotypowym szaleńcem, że po prostu musi być nudny. Podobnie jak pojawiający się na chwilę, ubrany niczym SS-man, przywódca oddziału dokonującego czystki całego bloku.
Wyraźnie więc widać, że seria dotarła do punktu, w którym już nawet krwawa jatka niespecjalnie cieszy i daje możliwość chwilowego oderwania się od codzienności. Jeśli tylko nie jesteście zagorzałymi fanami Nocy oczyszczenia (bo ci i tak do kina pójdą), lepiej poczekajcie aż jej pierwsza edycja będzie dostępna w którymś z serwisów streamingowych.
Atuty
- Lepsza druga połowa;
- Dobre sceny akcji;
- Jeden całkiem ciekawy bohater
Wady
- Większość postaci, na czele z jednym z głównym przeciwników;
- Niepotrzebna próba dodania komentarza społecznego;
- Nudna pierwsza połowa;
- Słabe napięcie
Pierwsza noc oczyszczenia jest filmem niepotrzebnym: niczego nowego do serii tak naprawdę nie wnosi.
Przeczytaj również
Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych