Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw – recenzja filmu. Pięść i finezja
Czyżby miało powstać kolejne uniwersum? Wygląda na to, że jest na to szansa. W zasadzie jako spin-off można potraktować już trzecią część Szybkich i wściekłych, czyli Tokio Drift. Cała seria zaś, co ciekawe, pomysł na siebie znalazła dopiero gdzieś na wysokości czwartej, piątej odsłony. Teraz do kin trafiają poboczne, ale bynajmniej nie błahe przygody Luke’a Hobbsa i Deckarda Shawa.
Hobbs i Shaw niezbyt się lubią, w końcu stali kiedyś po dwóch stronach barykady, a później musieli przez chwilę współpracować. Nie znaczy to jednak, że się zaprzyjaźnili. Tak czy siak, gdy niejaki Brixton grozi zagładą ludzkości, Hobbs i Shaw muszą połączyć siły, by go powstrzymać i przy okazji uratować życie siostrze Deckarda, Hattie.
Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw – świetne sceny akcji, marne dialogi, tona absurdów
Jak więc widać, fabuła jest prosta, jak konstrukcja cepa. Nie jest to jednaj zarzut, trudno było się spodziewać czegokolwiek innego. W zasadzie tylko dla porządku więc napiszę, że oczywiście jest tu mnóstwo nieprawdopodobnie wprost wielkich absurdów, mało co trzyma się kupy. I nie chodzi nawet o to, że to, co wyprawiają bohaterowie jest zwyczajnie niemożliwe i każdy z nich powinien był zginąć spokojnie kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt razy. Czasem jednak twórcy filmu zapominają o regułach, które sami ustanowili i dowolnie zmieniają kluczowe informacje, zależnie od tego, czego akurat potrzebują. Fatalne, w większości, są też dialogi. Pełne tłumaczenia tego, co dzieje się na ekranie, tak jakby cokolwiek było tu na tyle skomplikowane, że widz może się zgubić w wydarzeniach. Miałem też nadzieję, że skoro nie będzie Dominica Toretto, to przynajmniej oszczędzi się nam słuchania pitolenia o tym, jak ważna jest odmieniana przez wszystkie przypadki rodzina. Tak się niestety nie stało.
To w sumie dość zabawne, że twórcy nie mogą się powstrzymać i serwują „głębokie przemyślenia” na tematy takie, jak właśnie rodzina, szanowanie swoich tradycji, naprawienie błędów przeszłości. Dokładają do tego też oczywiście wątek związany ze zbliżającą się zagładą świata. Brixton – tak, jak i jego tajemniczy pracodawca – jest wizjonerem, który nie chce wypuścić śmiertelnego wirusa ot, tak, bo ma taki kaprys. Nie, chodzi o to, by uratować ludzkość przed wyginięciem, więc najsłabsi muszą zostać złożeni na ołtarzu postępu związanego przy okazji z łączeniem naszych ciał z maszynami. I to wszystko, zrealizowane całkiem na poważnie!, w Szybkich i wściekłych.
Na całe szczęście nie zapomniano o tym, co najważniejsze w tego typu produkcji, czyli o porządnych scenach akcji. Te są takie, jak być powinny – widowiskowe, trzymające w napięciu, świetnie zrealizowane. Bijatyki, chociaż jest ich bardzo dużo, nie są nudne, podobnie z pościgami i momentami, które są już zdecydowanie na granicy śmieszności (część z nich można zobaczyć w trailerach). Dzięki temu Hobbsa i Shawa ogląda się całkiem nieźle, chociaż film ma momenty przestoju, zwłaszcza, gdy postacie za dużo gadają zaczyna być męcząco. Można by więc popracować trochę nad tempem, może przydałoby się wyciąć z piętnaście minut, ale rozrywka i tak stoi na dobrym poziomie.
Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw – zgrany duet bohaterów
Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw, w sumie jak sama nazwa wskazuje, ma też jeszcze jeden spory, dosłownie i w przenośni, atut. Mowa oczywiście o tytułowych postaciach, którym dzielnie partneruje Vanessa Kirby w roli siostry Deckarda, Hattie. Cały spin-off wziął się chyba zresztą z tego, że ktoś – bardzo słusznie – zauważył, że Dwayne Johnson i Jason Statham tworzą naprawdę zgrany i zabawny ekranowy duet. Widać, że obaj muszą się lubić w prawdziwym życiu (przeciwieństwem tego jest relacja Johnsona i Vina Diesela). To dzięki nim nie wszystkie dialogi są beznadziejne, zdarzają się bowiem efektowne i rzeczywiście dowcipne wymiany zdań między Hobbsem i Shawem. To oni i dzielące ich różnice – choć film oczywiście sugeruje, że to tylko pozory – są głównym paliwem produkcji. Nawet, jeśli de facto ogranicza się to do tego, że Hobbs jest żelbetonowym klocem, który każdy problem rozwiązuje siłą, a Shaw czasem woli załatwić sprawy w sposób nieco bardziej przemyślany i finezyjny. Prawie bym zapomniał o Idrisie Elbie, który wciela się w Brixtona. Robi to w sposób niewymuszony, wyraźnie bawiąc się rolą, jak sama jego postać podsumowuje, czarnego Supermana.
Jeśli więc jest jakiś powód, by obejrzeć Szybkich i wściekłych: Hobbs i Shaw, poza scenami akcji, to są to właśnie Johnson i Statham. Dodatkowo na ekranie pojawia się kilka znanych aktorek i aktorów w epizodycznych rolach, ale nie będę zdradzał nazwisk, by nie psuć niespodzianki. Czy będzie kolejna część? Wszystko, na czele ze scenami po napisach, wskazuje na to, że tak.
Atuty
- Świetne sceny akcji;
- Bardzo dobry duet Johnson i Statham;
- Reszta obsady, łącznie z wykonawcami pojawiającymi się epizodycznie też jest w porządku;
- Trochę niezłego humoru
Wady
- Pełno absurdów i dziur logicznych (można się było spodziewać);
- Fatalne dialogi (też);
- Próby poruszenia nieco poważniejszych wątków są dość zabawne
Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw to film, który może dostarczyć sporo dobrej rozrywki, o ile tylko wyłączy się myślenie i zaakceptuje różne mankamenty.
Przeczytaj również
Komentarze (39)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych