Hyde Park: Które dema z gier, zapadły ci najbardziej w pamięć?
Dema gier kiedyś miały większe znaczenie niż dzisiaj, zwłaszcza, że z czasem zastąpiły je po prostu wersje beta, na podstawie których deweloperzy zbierają cenny feedback od graczy. Ogromna popularność dema Final Fantasy VII Remake pokazała jednak, że wciąż ta forma promocji gry ma się bardzo dobrze.
Demo IS Pro 98 dla przykładu, pozwalało rozegrać jedną połowę meczu Francja - Brazylia. Nie jestem w stanie zliczyć ile razy ogrywałem na dwóch playerów ten niewielki wycinek gry, ale poszło w setki jeśli nie tysiące.
Nie zapomnę też dema Test Drive 4 na trasie w deszczowej Wielkiej Brytanii. Podchodziliśmy do niego wiele razy rywalizując z kumplami kto dojedzie dalej. A zabawy nie ułatwiały patrole policji, śliska trasa i ruch uliczny. Pamiętam jak dziś, gdy pierwszy raz udało się nam dojechać za tunel. Jak widać nie trzeba było nam wiele do szczęścia.
Nigdy nie zapomnę też dem pierwszego Crasha Bandicoota i Toshindena. Aby w nie zagrać musiałem odstać wiele minut w ogromnej kolejce w lokalnym supermarkecie, bo chętnych poznać trójwymiarową rewolucję była cała masa. To chyba właśnie wtedy pokochałem konsolkę Sony.
Z nowszych czasów - tradycją jest dla mnie logowanie się na japoński PS Store, by zaciągać dema kolejnych odsłon Yakuzy. Spore demo Yakuzy Ishin, która nigdy nie pojawiła się poza granicami Japonii, sprawiło nawet, że zamówiłem wersję importowaną gry i przeszedłem po japońsku, choć język ten znam baaaaaaardzo pobieżnie i oglądając scenki fabularne siedziałem z tłumaczeniami wydrukowanymi na kartkach papieru.
Alexy78: Dema. Każdy gracz miał z nimi do czynienia. Bardzo uczciwa – jeśli nie najuczciwsza forma reklamy względem Klienta. W dawnych czasach standardem były dema w magazynach jako forma reklamy – na początku jeszcze w okresie, gdzie takie czasopisma były jedynie obcojęzyczne – a, że czytanie o grach nawet po chińsku by mnie interesowało za bombla, to lubiłem tłumaczyć sobie artykuły z tychże, równocześnie ciesząc się z „nowości”. Dla gracza PC wersje demostracyjne gier mają jeszcze jedną olbrzymią zaletę – pozawalają sprawdzić sprzęt na którym gra będzie uruchamiana. Same zalety. Niestety, dem jest coraz mniej, a jeśli się już jakieś pokaże, to mamy święto, jak ostatnio z „Final Fantasy VII Remake”. „Bioforge”, „Full Throttle” czy nawet „Phantasmagoria” miały swoje dema. Zaliczone naturalnie, podobnie jak „Fade to black” itp.
Gdybym miał na szybko sobie przypomnieć wersje demonstracyjne, które kojarzę z racji swoich dla mnie wyjątkowych wspomnień, to na pierwszy strzał poszłaby gra „Moto Racer”. PC jaki wówczas służył mi do grania była tak wyświechtany czasem, że tytuł chodził mi tylko na ustawieniach minimalnych. W demie była jedna trasa i chyba tylko jeden, lub dwa motocykle do wyboru. Ile razy tą trasę przejechałem nie sposób zliczyć – setki razy, a z kumplem i tysiące. Warto zaznaczyć, że wyścig w wersji demo charakteryzował się jednym okrążeniem. Nie przeszkadzało nam to jednak w „masterowaniu” toru, który finalnie zarówno ja, jak i kolega przejeżdżaliśmy na jednym kole („na gumie”) non-stop. Do tej pory pamiętam najbardziej niebezpieczny moment przejazdu przez most, gdzie łatwo było zahaczyć, co kończyło się natychmiastową katapultą w siodełka. Drugim tytułem, już bardziej aktualnym, o którym chciałbym wspomnieć było demo z gry „Nier Automata”. Cel autorów został osiągnięty – jako osoba niespecjalnie przepadająca za Mangą i japońskimi klimatami piskliwych panienek (ale też bez specjalnej awersji dla jasności, „Finale” lubię) sprawdziłem demo i dałem się oczarować oraz bardzo zaskoczyć jak wiele frajdy ten tytuł daje. Oryginał po przejściu 2 krotnym dema był oczywistością jak tylko nastąpiła premiera tego nietuzinkowego tytułu. Demek z płyty Playstation 1 opisywać nie muszę, choć T-Rex’a pamiętam jak wielu z nas – bardzo dobrze. Ostatnią grą, która demem – choć to przyzwoity tytuł (gdzie przyzwoity, to może nieco źle dobrane słowo patrząc na niektóre stroje bohaterek) – wyrządziła mi krzywdę była „Dead or Alive 5". Krzywdę w portfelu. Demo pozwalało na przekonującą bijatykę między postaciami, grałem w końcu już jedynkę wiele lat wcześniej i zdecydowałem się grę nabyć w pełnej wersji. Okienek na PSStore otwarło się wiele, przeglądając niezbyt dokładnie wybrałem jedno z nich, potem zamknąłem i znów otwarłem, w każdym razie miałem poczucie pogubienia względem tego co przeglądam ale spojrzałem na cenę. Cenę gry, jak myślałem – i dokonałem zakupu. Trochę się zdziwiłem, że zamiast gry kupiłem DLC w podobnej, jeśli nie tej samej cenie co gra (!). Jakieś „ciuszki” o takiej „wartości”?! Z niemałą frustracją musiałem już – nie mając innego wyboru – dokupić grę do DLC, jakie nabyłem wcześniej. Do tego nie jestem wielbicielem bijaktyk i tylko dorywczo czasem po nie sięgam. Gdyby jednak nie demo, w ogóle bym o grze nie pomyślał, a tak wydałem (wyrzuciłem) pieniądze jak za jakąś edycję kolekcjonerską. Także na koniec skonfrontuję coś, co napisałem na początku. Wydanie dema jest uczciwe jak najbardziej wobec nabywcy produktu, niemniej co z tego, jak dev/wydawca potem nieuczciwie faszeruje w abstrakcyjnych cenach DLC do tejże, a sklep w niezbyt oczywisty sposób oddziela je od właściwego źródła gry. Nauczka na zawsze. Czujcie się ostrzeżeni :)
Przeczytaj również
Komentarze (55)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych