Returnal może zmusić Sony do obniżek cen
Niebawem debiutuje Returnal, czyli kolejna ekskluzywna produkcja od Sony, która zostanie wprowadzona na rynek w nowym standardzie cenowym. To m.in. od niej zależy, ile będziemy musieli płacić za gry w przyszłości.
Niedawno mogliście przeczytać na łamach portalu tekst mojego redakcyjnego kolegi, Kajetana, który dobrze wyjaśnił, dlaczego z niecierpliwością wyczekuje Kena: Bridge of Spirits (dla zainteresowanych: materiał ten znajdziecie tutaj). U mnie sytuacja wygląda dosyć podobnie, z tą różnicą, że to nie na projekt Ember Lab czekam najbardziej, a na Returnal, które z każdym materiałem coraz bardziej mnie intryguje.
Nie będę ukrywał, że bardzo interesuje mnie science-fiction, dlaczego wszelkie produkcje zahaczające swoją tematyką o tenże gatunek chłonę bez popity. Tak było z całą trylogią Mass Effect, The Outer Worlds, Deus Ex: Rozłam Ludzkości, czy pokochane przeze mnie Detroit: Become Human. I nie inaczej będzie z pozycją wymienioną w tytule. Obawiam się jednak jednej rzeczy, która może wbić gwóźdź w serce jej twórców.
Podwyżki cen
Czy tego chcemy czy nie, Sony dźwignęło ceny swoich gier. Od teraz za ekskluzywne produkcje wydawane spod chorągwi japońskiej korporacji (ale nie tylko jej, bo pierwszy krok w tę stronę zrobiło Take-Two, którego prezes oznajmił w rozmowach z inwestorami, że gracze są gotowi na wydawanie 70 dolarów za jedną grę) przyjdzie - na polską walutę - zapłacić nam około 340 złotych, a przypomnijmy, że w poprzedniej generacji tzw. "exy" można było nabyć za 250-280 złotych. Widzimy więc tutaj wzrost o prawie 90 złotych, czyli nawet nie dziesięć dolarów, tak jak w zachodnich państwach.
Returnal będzie drugą (po Demon's Souls (PS5)) produkcją, która zostanie wydana w nowym standardzie cenowym. Patrząc na średnią zarobków w Polsce martwię się o to, że tytuł Housemarque, mistrzów serwowania wciągających jak bagno gameplayi, po prostu nie sprzeda się w takiej ilości, na ile zasługuje. Oczywiście wciąż nie wiemy, jaką dokładnie jakość zaoferują nam deweloperzy, ale moje przeczucie podpowiada mi, że tytuł zbierze pozytywne oceny - a na pewno większe od Destruction AllStars, które w moim odczuciu jest sporym niewypałem.
Jeszcze kilka miesięcy temu można było śmiało założyć, że przygoda astronautki o imieniu Selene - o ile otrzyma recenzje zakończone w większości przypadków zakończone siódemką tudzież ósemką na dziesięć możliwych oczek, będzie hitem sprzedażowym. Niestety, ale nie można tego powiedzieć dzisiaj, bo chcąc nie chcąc, wielu zainteresowanych poczeka na pierwsze większe promocje albo będzie liczyło na to, że gra trafi do PS Plusa. A nie można powiedzieć, że jest to niemożliwe, bo posiadacze tegoż abonamentu są od paru ostatnich miesięcy nieźle rozpieszczani - w moim odczuciu jest to poniekąd odpowiedź na to, co robi Microsoft w związku z Xbox Game Pass.
Wracając jednak do sedna tematu, Housemarque może zostać poszkodowane i nawet doprowadzając na rynek dopieszczoną, wciągającą nie tylko rozgrywką i wypełniającymi ją mechanikami, ale także fabułą produkcję, istnieje spore prawdopodobieństwo na to, że wykresy sprzedażowe dot. Returnal będą po prostu mizerne. We wszystkim nie pomaga także fakt, że wciąż nie każdy zainteresowany current-genem Japończyków może go dostać. O ile u nas sytuacja powoli wraca do normy, bo konsole co parę dni można nabyć w sklepach RTV (i uważam, że 99% osób, które bardzo chciało PS5, już je w swoim domu posiada), tak spory niedobór egzemplarzy jest na Zachodzie, a nie odkryję Ameryki mówiąc, że to właśnie tam znajduje się najbardziej dochodowy w branży gier rynek.
Zranienie twórców gier
Jaki przewiduję scenariusz po ewentualnej klęsce Returnal? Uważam, że debiutujący w czerwcu także zostanie wprowadzony na rynek w nowym standardzie cen. Sony może uznać, że tytuł Housemarque nie jest tzw. "killerem", z którym każdy posiadacz PlayStation 5 musi się zapoznać chcąc sprawdzić, jak sytuacja będzie wyglądać przy marce, która istnieje od drugiej konsoli PlayStation. Jeśli ona także nie sprzeda się wystarczająco dobrze, coś może zadziać się w tym temacie.
Trudno stwierdzić, którego scenariusza świadkiem będziemy już za około 2-3 miesiące. Na pewno warto śledzić ten temat, a dokładniej zachowanie graczy. Pozwoli to zobaczyć nam, czy - jak stwierdził prezes Take-Two - jesteśmy gotowi wydać za grę 340 złotych, czy też nie. Mam jedynie nadzieję, że przez decyzje wydawców nie przebijemy włócznią serc deweloperów, którzy wkładają w swoje oczka w głowie tyle, ile mogą.
Przeczytaj również
Komentarze (193)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych