Ktoś, gdzieś (2022) - recenzja, opinie o serialu [HBO]
Dotknięta osobistą tragedią kobieta w średnim wieku żyje w mieście do którego nie pasuje, z ludźmi za którymi nie przepada, pracując w miejscu, którego nie lubi. Proces leczenia ran zacznie się dopiero, kiedy pozna ludzi akceptujących ją taką, jaka jest.
Uwielbiam opisy filmów i seriali na portalach typu imdb, czy filmweb. Człowiek bierze się za oglądnie horroru, a okazuje się, że to dramat, zupełnie bez elementów kina grozy. W jakiejś nowej produkcji grają aktorzy znani z ról komediowych? To na pewno jest komedia! Trafiłem w ten sposób na kilka solidnych perełek, jak "Opowieści o rodzinie Meyerowitz: utwory wybrane", czy "Opiekun" z Paulem Ruddem, więc niby nie powinienem marudzić. Ale nie zawsze ma się ochotę na dramat, kurde balans! Puszczam sobie komedię, bo chciałbym się pośmiać, zrelaksować, poprawić sobie nastrój, a nie ryczeć i smarkać. "Ktoś, gdzieś" nie jest może aż tak depresyjny i ostatecznie zostawia widza w dobrym miejscu - na pewno lepszym niż na początku pierwszego odcinka - ale to wciąż nie jest komedia, tylko obyczajowy dramat! Ilu profesjonalnych komików by w nim nie grało.
Ktoś, gdzieś (2022) - recenzja serialu [HBO]. Mała miejscowość bez perspektyw
Sam (Bridget Everett) nie lubi swoich rodzinnych stron. Szare, pozbawione perspektyw miasteczko, w którym każdy zna całą resztę nie zgrywa się z osobowością dziewczyny, która pół życia marzyła o tym żeby zrobić karierę w show biznesie, uciec. Udało jej się nawet wyrwać, ale wróciła, kiedy dowiedziała się, że jej siostra jest chora. Chciała pomóc. Niestety, siostra zmarła, a ona została sama. Po czterdziestce, za późno żeby spróbować zacząć od nowa, za to w towarzystwie matki alkoholiczki (Jane Brody) i nieprzyjemnej, drugiej siostry (Mary Catherine Garrison) , z którą nigdy się nie dogadywała. Kiedy ją poznajemy znajduje się w być może najgorszym miejscu w całej swojej historii. Siedzi w nudnej jak diabli pracy, która nie sprawia jej żadnej frajdy, nie ma z kim podzielić się bólem po utracie siostry, bo przyjaciół brak, a z rodziną tylko się kłóci. Światełkiem w tunelu okaże się być dawny znajomy z czasów szkolnych, Joel (Jeff Hiller), który pamiętając jej talent wokalny zaprasza ją na trening "chóru kościelnego" - czyli picie piwa, uprawianie hazardu i darcie się do karaoke wśród innych, niepasujących do reszty świata jednostek.
Siłą serialu, którego autorką jest przy okazji sama Everett, jest sposób w jaki podchodzi do trudnych, życiowych tematów. To nie jest prosta komedyjka, czy inne romansidło, w którym nagle pojawi się książę i za dotknięciem magicznego penisa odmieni całe życie głównej bohaterki. Sytuacja na przestrzeni siedmiu odcinków składających się na pierwszy sezon ulega zmianom, ale robi to bardzo powoli. Bohaterowie trwają w tych swoich paraliżująco nudnych życiach, lecz małymi kroczkami starają się iść ku lepszemu. Nie zawsze jest lekko, czasami właściwe wyjście jest tym najtrudniejszym, czasami wręcz cofa część postępu, który udało się wypracować, ale nowi przyjaciele wchodzący w skład chórku pozwalają Sam iść dalej. Zakończenie sezonu nie jest typowo hollywoodzkim happy endem, lecz bije od niego pozytywną energią. Widz czuje, że może nie jest dobrze, ale na pewno lepiej.
Ktoś, gdzieś (2022) - recenzja serialu [HBO]. Część widowni będzie marudzić
To nie jest serial dla "statystycznego Polaka". Prócz Sam, głównymi bohaterami dramatu są homoseksualiści, transseksualiści i ogólnie ludzie, których można podsumować krótkim "odstający od normy". Ale to właśnie oni zaakceptowali i polubili główną bohaterkę za to jaka jest, a nie jaka być powinna. Niczego jej nie narzucają, szanują jej wybory i rozumieją jej ból, co niekoniecznie można powiedzieć o reszcie społeczności. Bridget Everett rzuca widzowi wyzwanie - odłóż swoje uprzedzenia na bok i odkryj ludzi kryjących się za etykietkami.
Rezultatem jest plejada barwnych, wesołych i mocno unikalnych postaci, częściowo z życia wzięta. Wspomniany już Joel jest gejem i przy okazji człowiekiem kościoła. Przebywanie z Sam i pomaganie jej sprawia mu frajdę, co nie zawsze odpowiada jego chłopakowi. Innym członkiem ich ekipy jest Fred Rococo (Murray Hill), kierownik chóru, profesor na uniwersytecie i osoba transpłciowa. Uparty, zaradny, pewny siebie i zabawny gostek, na którego zawsze można liczyć. A to tylko część intrygujących osobowości, z którymi zetknie się główna bohaterka.
Najpiękniejsze w "Ktoś, gdzieś" jest to, że ostatecznie cała ta plejada postaci to po prostu dobrzy ludzie, którzy chcą czerpać radość z życia. To przyjemna, miejscami zabawna, czasami smutna historia wypełniona barwnymi postaciami i solidnym aktorstwem. Jedna z tych historii, które po prostu miło jest obejrzeć. Lżej na serduchu się robi.
Atuty
- Szereg ciekawych, dobrze zagranych postaci;
- Tona serca;
- Odświeżająco realistyczny w swoich założeniach.
Wady
- Wolne tempo i brak konkretnego celu nie każdemu przypadnie do gustu.
"Ktoś, gdzieś" nie jest komedią, choć od czasu do czasu jest się z czego pośmiać. To dramat, ale z pozytywnym wydźwiękiem i świetną obsadą. Bridget Everett na przekór światu stworzyła serial kompletnie przeciwny do jej scenicznej osobowości i zdecydowanie warto go sprawdzić.
Przeczytaj również
Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych