Elex II to bardzo drewniana gra, ale też niesamowicie wciągająca. Dlaczego?
Niemieckie studio Piranha Bytes ma w Polsce i za naszą zachodnią granicą bardzo wielu zwolenników. Zaczynając od Gothiców, przez Riseny aż po pierwszego Elexa, deweloperzy zjednali sobie bardzo wielu graczy nad Wisłą. Okazuje się jednak, że tylko my rozumiemy tej dziwaczny fenomen, bowiem wymienione produkcje nie trafiły już tak bardzo w gusta Amerykanów czy Azjatów. Jak to jest, że wydany 1 marca Elex II jest tak drewniany i tak słaby technicznie, a mimo to tak bardzo wciągający?
Żeby zrozumieć sytuację, należy podkreślić, że kto nie grał w Gothica za młodu, ten prawdopodobnie nie zrozumie, dlaczego Risen i Elex są tak doceniane w naszym kraju. Gothic był absolutnie magiczny. To jeden z tych tytułów, które nie musiały zachwycać technicznie, by przykuć do ekranu na długie godziny. W jedynce koszmarnie działał interfejs, który do dzisiaj śni się niektórym po nocach. Optymalizacja nie należała do najlepszych, szereg błędów wychodził na wierzch za każdym rogiem, a animacje postaci, efekty cząsteczkowe czy wygląd czarów mógł się podobać co najwyżej w dniu premiery. Gothic pod względem technicznym zestarzał się okropnie. Ale dalej, gdy w niego gram, kompletnie zapominam o drewnianych animacjach, grafice czy niedoróbkach technicznych. To jest doprawdy fenomenalna opowieść, wspaniała narracja i po prostu doskonałe RPG. Sam przeszedłem Gothica 1, 2 i Noc Kruka po kilka razy. Od trójki już niestety trochę się odbiłem.
Elex II to najdłużej wyczekiwany sequel w historii studia
Naszą recenzję Elexa II znajdziecie w tym miejscu. To najdłużej wyczekiwana kontynuacja w historii studia Piranha Bytes. Po premierze jedynki, musieliśmy czekać blisko 5 lat na kolejną dawkę przygód, a i tak mam wrażenie, że Elex II to bardziej olbrzymie, rozbudowane DLC do pierwszej części niż pełnoprawna druga część. Jeżeli nie kojarzycie gier tego studia i spojrzycie na fragmenty rozgrywki na YouTube lub zwiastuny dostępne w internecie, dosłownie złapiecie się za głowę. Nie oszukujmy się, gra jest parszywie drętwa i nijaka, szczególnie jak na standardy 2022 roku. Generyczna do bólu, szarobura, paskudna i w dodatku mało zachęcająca. Na pierwszy rzut oka cały ten klimat science-fiction nie robi żadnego wrażenia. Nie dziwi mnie zatem bardzo słaba sprzedaż dwójki. Gracze, którzy wcześniej widzieli Horizon Forbidden West albo grali choćby w 7-letniego Wiedźmina 3 czy Cyberpunka 2077 nie będą w stanie spojrzeć łaskawym okiem na Elexa.
Tylko, że siła tego tytułu tkwi w kompletnie innych aspektach. To olbrzymi atut Piranha Bytes i coś, co robią zdecydowanie najlepiej na świecie. Ten sposób prowadzenia narracji, opowiadania historii i prezentowania kolejnych elementów fabularnych jest doprawdy niepodrabialny. Chociaż dookoła zmagamy się z fatalną detekcją kolizji, koślawymi animacjami i parszywą grafiką, jakaś niezwykła, tajemnicza siła nie pozwala nam oderwać się od ekranu. Chociaż Mateusz w swoim tekście podkreślił już w tytule, że czas na zmiany, to grze wystawił całkiem przyzwoitą ocenę 7/10, a w podsumowaniu napisał, że czuł się, jakby grał w nieco ładniejszego Gothica. Coś w tym jest, bo nawet potwory bazują na tych samych, znanych od lat modelach z nieznacznie tylko podkręconymi animacjami. Krwiopijce są identyczne! Uruchamiając Elexa II, znowu lądujemy w 2001 roku. Niemiecki deweloper zaserwował nam taki dobrze wyceniony wehikuł czasu.
Ale mimo tylu wad to dalej niesamowicie grywalna produkcja, serio!
Dlatego w zdecydowanej większości recenzji i opinii możecie przeczytać, że dla fanów Piranha Bytes to tytuł wręcz idealny. Wielu graczy docenia, że studio dalej trzyma się swoich założeń. W mojej ocenie jedną z większych zalet tej gry jest przystępność (szczególnie względem jedynki) i historia, która wciąga już od pierwszych godzin, chociaż wymagana jest znajomość poprzednika, by zrozumieć wszelkie niuanse. Irytująca detekcja kolizji i ślamazarność głównego bohatera przy zadawaniu ciosów irytuje, a jednocześnie wywołuje delikatny uśmiech na twarzy. Poprawiono też znaczenie frakcji, strzelanie z łuku i w ogóle walkę na dystans czy znaczenie postaci w świecie gry. Ten, chociaż wygląda generycznie, ma w sobie coś wciągającego. Gdy spojrzycie na zdjęcia z gry, nie widać w nim niczego zachwycającego, ale podczas zabawy miałem ochotę zajrzeć w każdy zakątek. Do tej pory mnie to zadziwia.
Podobnie jak w Gothicach czy Risenach, także tutaj występują gigantyczne problemy ze sztuczną inteligencją postaci i przeciwników. Przez lata nic się w tym przypadku nie zmieniło, zresztą sama konstrukcja misji też do bólu przypomina niektóre z pierwszych części przygód Bezimiennego. Czasem zerkałem na animacje i miałem wrażenie, że są wykonane w dokładnie ten sam sposób. To doprawdy niebywałe, jak przez blisko 21 lat można ciągnąć ten sam wózek. Piranha Bytes powinna, mimo wszystko, zainwestować w nowy silnik graficzny i zadbać o profesjonalne studio motion capture. Zarówno dla ludzi jak i stworów. Trafiłem też na błędy w ustalaniu samych ścieżek przypadkowych NPC. Czasami, podczas scenek przerywnikowych, przypadkowe postacie nie potrafią nas ominąć i zatrzymują się na Jaxie, wlepiając w niego swoje ślepia. Stoją w ten sam sposób aż do momentu, gdy nie zakończymy rozmowy. To wpadki rodem z początku XXI wieku w gamingu, ale dostrzegam w nich coś urokliwego.
Największą wartością Elexa są historie postaci, zadania główne i poboczne oraz same wydarzenia rozgrywające się w mało przyjaznym Magalanie. Twórcy potrafili rozpisać niektóre questy tak dobrze, że te wciągały mnie bardziej od głównego wątku. Frakcje są świetnie skonstruowane, niektóre misje nawiązują do wydarzeń z prawdziwego świata, ale też próbują naśladować najciekawsze zadania z innych gier, parodiując je, albo ewidentnie wyśmiewając. Tak, jakby Elex II był sam w sobie czasem wielkim memem. Co ciekawe jednak, nie doświadczyłem jeszcze nudy, a nawet mam ochotę odkrywać więcej i iść dużo dalej, mimo że siadając do Elexa po graniu w Horizon dosłownie bolą mnie oczy, głowa i ręce, widząc te kosmiczne różnice w oprawie audiowizualnej i ogólnej warstwie technicznej. Świetnie sprawdza się za to plecak odrzutowy, bez niego byłoby krucho i dużo gorzej. Zmienia podejście do zabawy i chce się z niego korzystać. Ciekaw jestem Waszej opinii na temat tej gry. Czy już przeszliście, czy jeszcze gracie (ukończenie wszystkiego zajmie spokojnie z 70 godzin) czy możecie rzuciliście w kąt, odbijając się od fatalnej optymalizacji i wielkiej liczby błędów. Zapraszam do sekcji komentarzy. Do usłyszenia!
Przeczytaj również
Komentarze (9)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych