Dziesięć najciekawszych polskich filmów z 2022 roku
Wbrew pojawiającym się co roku pogłoskom o kryzysie, ostatnie kilkanaście miesięcy były całkiem niezłe dla polskiego kina, przynosząc kilka nietuzinkowych produkcji. Dotyczy to zarówno rodzimych filmów dokumentalnych, docenianych w kraju i zagranicą, jak i produkcji fabularnych, wśród których mamy poważnego, oscarowego kandydata.
Szerokim echem odbiła się tegoroczna decyzja o powiększeniu liczby filmów, uczestniczących w konkursie głównym na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, z szesnastu do dwudziestu. Motywowane większą ilością dobrych filmów postępowanie było oceniane przeróżnie, a niektórzy martwili się o spadek poziomu produkcji. Nic takiego jednak nie miało miejsca, bo jak co roku pozycje ewidentnie słabe można było policzyć na palcach jednej ręki, a dzięki owemu rozszerzeniu programu w walce o najwyższe trofea stanęły obrazy ciekawe, takie jak choćby “Cicha Ziemia” Agnieszki Woszczyńskiej, celująca w nieco podobne rejestry jak “Turysta” Rubena Ostlunda, stawiająca parę głównych bohaterów w centrum współczesnych, europejskich problemów.
Innym przypadkiem był choćby “Orzeł. Ostatni patrol”, nagrodzonego na Festiwalu za reżyserię Jacka Bławuta, który zdecydowanie zawiódł pod względem scenariuszowym, ale z pewnością jest jednym z najciekawszych filmowych eksperymentów ostatnich lat, próbując w niebanalny sposób oddać atmosferę panującą na łodzi podwodnej. Kino wojenne było zresztą jednym z ciekawszych podgatunków, mając swego zacnego przedstawiciela na tej liście. Wspomnieć bowiem wypada również o zaskakująco niezłym filmie “Orlęta. Grodno ‘39”, po którym nie spodziewałem się właściwie niczego dobrego. Dodać można tu równie dobrze, mający swoją premierę wcześniej, "Marzec 68" Krzysztofa Langa. Szczęśliwie jednak więcej niż w zeszłym roku było obrazów przyglądających się współczesności, w tym również tej nam najbliższej, by wymienić tylko “Tatę” Anny Maliszewskiej ze świetną rolą Eryka Lubosa, podejmującego temat trudnej relacji Polaków z Ukraińcami.
Jeśli czegoś w tym roku zdecydowanie brakowało mi w polskim kinie to przede wszystkim tak udanych produkcji mainstreamowych, jakimi były w zeszłym roku “Najmro” i “Furioza”. W Gdyni furorę zrobił “Johnny”, mocno standardowy biopic o księdzu Janie Kaczkowskim, będący również jednym z największych sukcesów tegorocznego polskiego box office. Niestety zawiodła kolejna odsłona gangsterskiej opowieści Macieja Kawulskiego. “Jak pokochałam gangstera” okazało się filmowym odpowiednikiem potrawy, którą w normalnych warunkach zjadłoby się ze smakiem, ale niestety tym razem ktoś ją mocno rozgotował. W kontekście niezłego roku kina dziecięcego i młodzieżowego, tym bardziej ciekawi jednak jak wypadnie nowa “Akademia Pana Kleksa”, której oczywiście mocno kibicuję. O polskim horrorze można zaś powiedzieć tylko to, że jedna "Ostatnia wieczerza" wiosny nie czyni...
Wspomnieć należy również o dwóch innych nurtach w polskim filmie. Z jednej strony jest to komedia, której głównymi reprezentantami były w tym roku “Chrzciny” Jakuba Skoczenia, a z drugiej lekko przeszarżowany, ale też mający całkiem spore ambicje, “Kryptonim Polska”. Wspomniane rozszerzenie konkursu głównego w Gdyni nie pozwoliło mi na jednoczesne skupienie na konkursie mikrobudżetów i dlatego nie widziałem jeszcze choćby - porównywanego do kina Jorgosa Lanthimosa - “Matecznika” Grzegorza Mołdy (którego “Zadra” była z kolei całkiem niezła), ale już nagrodzony w nim “Słoń” to ciekawa próba spojrzenia na polską prowincję i bohaterów z jednej strony do niej nie pasujących, a z drugiej nie potrafiących jej opuścić. W temacie dokumentów warto wspomnieć o dwóch innych, interesujących tytułach, czyli “Pisklakach” Lidii Dudy, przybliżających widzom codzienne życie dzieci niewidomych, jak i “Simonie”, w której odnaleźć można atmosferę pierwotnej, dzikiej przyrody Puszczy Białowieskiej.
Film balkonowy
Obraz w reżyserii Pawła Łozińskiego miał swoją światową premierę w 2021, na festiwalu w Locarno, a choć był pokazywany również na zeszłorocznym Docs Against Gravity, do szerokiej dystrybucji kinowej trafił w ostatnich miesiącach, więc traktuję go jako film z 2022 roku. Jest to oczywiście dzieło naznaczone pandemią, bo już pomysł na nie: idea by “zaczepiać” idących chodnikiem ludzi i pytać ich o sens życia, wzięła się z mocno ograniczonych możliwości wyjścia z domu i poszukiwania tematu. Kluczową rolę w przypadku tego obraz odegrał montaż, dzięki któremu poszczególne sekwencje złożyły się w swoiste bloki tematyczne, ukazujące frustracje, ale również radości bohaterów filmu, wśród których pełno było nietuzinkowych postaci. Albo też zwyczajnych, którzy dzięki pokazaniu ich na ekranie zyskali możliwość opowiedzenia własnej historii. O film Łozińskiego toczyły się długie debaty, co zresztą potwierdza, że mimo zupełnej prostoty samego konceptu, powstał film niezwykły, który można zobaczyć na HBO MAX.
IO
W przypadku najnowszego filmu Jerzego Skolimowskiego najbardziej zachwyca jego aktualność. Podczas gdy inni, często o pokolenie młodsi reżyserzy, tworzą filmy na bazie własnych wspomnień, powracając dzięki nim do swych nastoletnich fascynacji, obraz 84-letniego mistrza światowego kina znajduje się w samym centrum obecnych problemów. Nawiązując do klasycznego dzieła Roberta Bressona “Na los szczęścia, Baltazarze” Skolimowski śledzi w swym dziele przemierzającego świat osła, napotykającego na swej drodze przeróżnych ludzi. Ta swoista odyseja, której akompaniuje znakomita muzyka Pawła Mykietyna, obok smutnej konstatacji, zdającej się potwierdzać to, że mityczne Bieszczady, do których tak tęsknią współcześni mieszkańcy miast obecnie już właściwie nie istnieją, potrafi jednak momentami pokrzepić. Zagraniczny odbiór tego filmu jest zresztą znakomity, a kolejne pozytywne recenzje i nagrody krytyków amerykańskich wskazują “IO” jako niemal pewniaka do oscarowej nominacji.
Chleb i sól
Wielkim wygranym tego roku okazał się również młody twórca Damian Kocur, którego “Chleb i sól” zostało docenione na festiwalu w Wenecji. Inspiracją dla polskiego reżysera był przypadek zabójstwa w Ełku, ale jego film pozbawiony jest pierwiastka publicystycznego. Kocur czyni głównym bohaterem młodego pianistę, powracającego na wakacje do swej małej, rodzinnej miejscowości. Mimo iż niewiele ma już wspólnego ze starymi przyjaciółmi, widać że zawsze znajdzie tam ludzi, którzy są mu bliscy i z którymi łączy go więź nie do rozerwania. Po drugiej zaś stronie stoją właściciele baru z kebabem, prowadzonego przez obcokrajowców. Bardzo nietypowo zrealizowany przez Kocura - zafascynowanego głównie irańskim kinem społecznym - film to znakomity obraz perwersyjnego uroku powrotu na stare śmieci i interesujące spojrzenie na konstruowanie odwiecznej opozycji My vs Oni, świetnie zagrane przez zupełnych naturszczyków. Największe kinowe doświadczenie na polskim filmie w tym roku, choć wcale nie zdziwią mnie komentarze w duchu: “Not quite my tempo!”.
Apokawixa
A teraz coś z zupełnie innej beczki! Najnowszy film Xawerego Żuławskiego kompletnie podzielił zarówno krytykę, jak i widzów, a przez część już na starcie został wrzucony do szuflady ze złym polskim kinem. Początkowo sam byłem mocno sceptyczny, bo jego pierwsza część: prezentująca mocno przerysowane postacie, zupełnie na mnie nie zadziałała. Sytuację zmieniło dopiero wejście pana Blitza (kapitalny Sebastian Fabijański w bardzo nietypowej roli), jak również Strażnika Wacka (Cezary Pazura), a świetnie dobrani młodzi aktorzy w końcówce rozkręcili melanż stulecia, na którym pojawiły się nawet wege-zombie. “Apokawixa” może być filmem bez grupy docelowej: nie kupią jej fani horroru, z uwagi na zbyt skromny udział - całkiem nieźle ucharakteryzowanych - nieumarlaków, fanów niebanalnego kina Żuławskiego zniechęci swą mainstreamowością, a z kolei na typową głównonurtową pozycję się kompletnie nie nadaje, ale ma energię, dzięki której dwie godziny seansu mijają jak z bicza strzelił!
Silent Twins
Zwycięzca Złotych Lwów na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni to przykład rosnącego statusu polskich twórców i sytuacji, o której wspominała - na marginesie własnej produkcji “Infinite Storm” - Małgorzata Szumowska, mówiąc że polscy twórcy coraz częściej będą realizować filmy, w których zagrają wielkie, zagraniczne gwiazdy. W “Silent Twins” taką jest niewątpliwie - znana z MCU - Letitia Wright, odtwarzająca tu jedną z bliźniaczek Gibbons. Scenariusz do obrazu Agnieszki Smoczyńskiej został bowiem oparty o reportaż Marjorie Wallace, opowiadający o dwójce sióstr, które do pewnego momentu życia nie kontaktowały się z nikim tylko ze sobą. Polska artystka podeszła do tego tematu podobnie jak w przypadku docenionych za granicą “Córek dancingu”, prezentując wyjątkowo bujną wyobraźnię sióstr, często stanowiącą ucieczkę przed ponurą rzeczywistością. Powstało dzieło niezwykle oryginalne, przede wszystkim pod względem audio-wizualnym, dzięki prezentowaniu przeróżnych filmowych estetyk, zasłużenie docenione w Gdyni.
Lombard
Jeden z absolutnych hitów tegorocznego DOCS Against Gravity, szeroko i ciekawie dyskutowany, to dokument opowiadający o właścicielach i pracownikach, prawdopodobnie największego lombardu w Europie, mającego swoją siedzibę pod - jakże wiele mówiącym adresem - Wytrwałych 1. Precyzyjnie skonstruowany film, nieustannie testuje wrażliwość widza, raz podsuwając mu sceny zabawne, innym razem pokazując absolutny dramat ludzi mieszkających w Bytomiu, dla których tytułowy przybytek jest często ostatnią deską ratunku. Film Łukasza Kowalskiego, w trakcie niemal półtora-godzinnej projekcji, co rusz bada stosunek odbiorcy do ludzi, którzy nie stali się beneficjentami przemian 1989 roku, a wręcz na nich stracili. Reżyser nie przyjmuje jednak w swoim dziele typowego tonu, obecnego najczęściej w dokumentach mówiących o poważnych społecznych problemach. Udało mu się bowiem znaleźć niezwykle interesujących bohaterów, z niesamowitą werwą i uśmiechem podchodzących do codziennych problemów, a w dodatku wciąż - często wbrew racjonalnej ocenie - wierzących w sukces, zarówno swój, jak i tych, którzy odwiedzają ich lombard.
Filip
Ekranizacja powieści Leopolda Tyrmanda prezentuje widzowi nietuzinkowego bohatera, zwłaszcza jak na polskie kino. Filip to bowiem znający kilka języków kosmopolita, który ani myśli włączać się w straceńczą walkę z wrogiem w trakcie II. wojny światowej, a jego jedynym celem jest przetrwanie w faszystowskich Niemczech. Wykorzystujący swój urok osobisty przystojny mężczyzna podrywa kolejne mężatki, by później wykorzystywać je, umacniając swoją pozycję w hierarchii społecznej. Napędzany znakomitą rolą Eryka Kulma jr.-a, świetnymi zdjęciami i bardzo nietypową, a fantastycznie dopasowaną muzyką “Filip” to świeże spojrzenie na polskie kino wojenne, którego potrzebowaliśmy, nawet jeśli sama końcówka istotnie mocno zawodzi.
Strzępy
Film Beaty Dzianowicz był z całą pewnością największą niespodzianką tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Ci, którzy pamiętali bardzo nieudany debiut reżyserski znanej dokumentalistki, thriller “Odnajdę Cię” nie spodziewali się po jej najnowszej produkcji niczego dobrego. I często po seansie musieli zbierać szczękę z podłogi. Artystce bowiem udało się znakomicie ukazać więź łączącą dorosłego mężczyznę z jego ojcem, powoli osuwającym się w - momentami naprawdę przerażającą - demencję, siejącą spustoszenie w rodzinie - granego przez Michała Żurawskiego - głównego bohatera. Nie tylko on, bo również odtwarzający ojca - Gerarda, Grzegorz Przybył (nagrodzony za rolę drugoplanową), jak również grająca żonę Agnieszka Radzikowska, zasługują na najwyższe uznanie. Choć więc zupełnie nie kupuję samego zakończenia filmu (o którym jednak można dyskutować) to jednak wydaje się on tegorocznym odpowiednikiem “Powrotu do tamtych dni” Konrada Aksinowicza, w sugestywny sposób opowiadając o ważnym społecznym problemie.
Śubuk
Film Jacka Lusińskiego z kolei pokazuje, że i w Polsce realizuje się udane dramaty społeczne o charakterze interwencyjnym, tym razem opowiadając o systemowych problemach z jakimi borykają się matki wychowujące dzieci dotknięte autyzmem. Podstawą jest tu solidny scenariusz, zasłużenie nagrodzony w Gdyni, ukazujący kilkanaście lat z życia głównych bohaterów, a także świetne aktorstwo; przede wszystkim grającej rolę matki Małgorzaty Gorol, syna - Wojciecha Dolatowskiego, siostry - Marty Malikowskiej i sąsiada. Konstrukcja postaci starszego mężczyzny, odtwarzanego przez Andrzeja Seweryna, ma tu pokazać, że do porozumienia pomiędzy zwaśnionymi stronami często wystarczy tylko poznanie własnych problemów, a choć jest to teza dość banalna, film nie razi tak nielubianą przez wszystkich łopatologią i ogląda się go naprawdę bardzo dobrze.
Za duży na bajki
2022 rok przyniósł polskiemu kinu również udane produkcje z nurtu kina młodzieżowego, do którego tak naprawdę wzdycha większość, przynajmniej 30-letnich widzów. No chyba, że ktoś nie lubi produkcji w stylu “Siedem życzeń”. W przypadku “Detektywa Bruno” czy też “Za starego na bajki” nie mamy co prawda do czynienia z fantastyką, a raczej z solidnie napisanymi historiami, których głównymi bohaterami są dzieci, takie jak grany w filmie Kristoffera Rusa przez Macieja Karasia, Waldek Banaś. Młody chłopak prócz złośliwej ciotki (zaliczająca kolejny świetny rok - grająca również w głośnych “Głupcach” - Dorota Kolak) i skomplikowanymi uczuciami do swej koleżanki, musi się mierzyć również z poważną chorobą swej matki (grająca w obu wspomnianych filmach Karolina Gruszka). Brawa należą się twórcom również za niedemonizowanie gier komputerowych, przedstawionych w filmie po prostu jako wielka pasja młodych bohaterów. Obraz Rusa ma się doczekać sequela, co stanowi potwierdzenie dobrze wykonanej pracy.
Przeczytaj również
Komentarze (8)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych