Toy Story 2 - uroczy platformer z czasów PSX, w którego nadal warto zagrać
Ta historia rodzi się w 1987 roku. W czasach wschodzącego słońca nad brytyjskim gamedevem. Wielka Brytania uchodzi za trzecią ziemię obiecaną z udziałem twórców gier. Core Design, ojcowie Lary Croft, Rocksteady od Batman: Arkham, czy goście dzisiejszego wydania, Traveller's Tales. Kariera studia rozpoczyna się bardzo skromnie i chłodno. Pod koniec lat 90. ubiegłego stulecia, firma dostarczyła jedną z moich ulubionych adaptacji, Toy Story 2: Buzz Lightyear to the Rescue. Uroczy platformer, o którym dzisiaj już nikt nie pamięta.
Powszechnie przyjęło się, że gry bazujące na filmowej licencji są bardzo wątpliwej jakości. Ten schemat udało się przełamać kilka lat temu, choć ja sam bardzo dobrze wspominam produkcje takie jak Peter's Jackson's King Kong, czy trochę starsze i straszne Alien: Resurrection, a przecież wciąż rządziło 007: Goldeneye od mistrzów z Rare. Jon Burton, programista samouk w 1987 roku wraz z Andym Igramem zakłada Traveller's Tales. Na początku działalności firma skupiała się na dostarczaniu autorskich treści. Nie upłynęło wiele czasu, by studio odnalazło swoją drogę-opracowywania gier na licencjach.
Traveller's Tales rozpoczęło podróż w...stodole. Historyczną siedzibę firmy wspomina Arthur Parsons. Oryginalna dwudziestka pracowników tworzyła gry w miejscu pozbawionym ogrzewania. „Cóż to były za dni, ani fascynujące, ani specjalnie dobre. Tworzyliśmy jednak gry i nie liczyło się nic poza tym faktem” - wspominał w wywiadzie sprzed kilku lat. Firma współpracowała z legendarnym Psygnosis, gdzie wspierała procesy produkcji gier, m.in. w Bram Stoker's Dracula. Wkrótce zawarto porozumienie z Sony i Disneyem. Od tamtej chwili, TT opierali się na znanych licencjach, co trwa po dziś dzień.
Na ratunek Chudemu
Toy Story wywarło niebagatelny wpływ na dzisiejszą kondycję studia Pixar. Gra wideo pod tym samym tytułem stała się oczywistością. W 1995 roku wydano klasycznego platformera na Segę Genesis, PC, a w niedalekiej przyszłości także na Game Boya Color. Gra odniosła umiarkowany sukces, lecz prawdziwy test przyszedł wraz z Toy Story 2: Buzz Lightyear Rescue. Założyciel studia, Jon Burton stanął w roli programisty i reżysera produkcji. W tamtych latach, Traveller's Tales potrzebowali kilku miesięcy pracy, aby dostarczyć produkt na rynek. „To stało się naszą wizytówką, więc filmowcy chętnie pukali do naszych drzwi” - wspomina Burton. Traveller's Tales napisało jedną z najlepszych gier poświęconych rudemu jamrajowi tuż po trylogii oryginalnych twórcó. Ich Crash Bandicoot: The Wrath of Cortex doceniano za wierność tradycji zapoczątkowanej przez Naughty Dog.
W 1998 roku Activision uzyskało licencję na realizację gry opartej na filmie Toy Story 2. Ten historycznie pierwszy, niezależny wydawca gier zwrócił się do Traveller's Tales. Wybór dewelopera nawet dzisiaj wydaje się oczywisty. W końcu mówimy o autorach oryginalnej adaptacji Toy Story. Prace nad tytułem ruszyły w marcu, 1999 roku. Do czasu targów E3, twórcy zdążyli przygotować grywalne demo. Studio pierwszy raz opracowało trójwymiarową platformówkę. Konkurencja na rynku była duża i różnorodna. Nikt wprawdzie nie śmiał konkurować z wydanymi w 1998 roku, Crash Bandicoot 3: Warped czy Spyro the Dragon. Na rynek szykowało się urocze 40 Winks (pamiętacie jeszcze tę grę?), pisał się trzeci Rayman, a do występu życia szykował się niejaki Gex. Toy Story 2 ma za sobą również ciekawą, wydawniczą historyjkę. Wersja gry przeznaczona na domowe konsole (PlayStation, Dreamcast, Nintendo 64) zawierała podtytuł, lecz edycja na komputery z systemem Windows i Macintosha zwała się po prostu Toy Story 2. Grę na konsolach wydało Activision, natomiast wersję na PC opublikowało Disney Interactive.
Buzz Lightyear w zgodzie z materiałem źródłowym wyruszył na ratunek Chudemu. Gra rozpoczynała się od domu Andy'ego, skąd uprowadzono Buzzowi kumpla. Recenzenci docenili jakość sekwencji FMV autorstwa Traveller's Tales. W wersji przygotowanej dla Nintendo 64 zabrakło ich z uwagi na mocno ograniczoną pojemność kartridża. Filmową narrację zastąpiono obrazkową, z lekkim opisem wydarzeń. Do tej pory zachodzę w głowę, jak udało się przenieść materiały FMV na potrzeby konwersji klasycznego Resident Evil 2 na 64-bitowy system Nintendo.
Coś więcej niż adaptacja
Toy Story 2: Buzz Lightyear to the Rescue pochłonęło mnie, gdy byłem zakochany w PSX. Myślę, że jak większość z Was, Czytelnicy. Oryginalne PlayStation stało się kolebką gatunku trójwymiarowych platformerów. Od Crasha, po Croca, Spyro, Abe'a, Gexa, czy właśnie Buzz'a. Być może przypniecie mi łatkę heretyka za umieszczenie bohatera gradaptacji w panteonie PSX'owych legend. Toy Story 2 poznałem właśnie dzięki grze, bo filmu nie obejrzałem do dzisiaj. Finalnie, tytuł skupiał się na ukończeniu piętnastu poziomów, z czego piątkę zabrali bossowie. Wciąż mam w pamięci prześwietną, drugą lokację w grze, czyli podwórko z widokiem na całe osiedle. I choć była to ściana pikseli w oddali, tak klimat okazał się nie do podrobienia. Buzz od czasu do czasu zarzucił swoje ulubione powiedzonko „I am Buzz Lightyear”, za co podziękujmy Timowi Allen'owi, użyczającemu głosu kultowemu bohaterowi Pixara. Co ciekawe, sekwencja uruchamiała się totalnie randomowo.
Trójwymiarowe platformówki definiuje ruch. Toy Story 2 nie miało responsywności na miarę Super Mario 64 (i w sumie mało kto miał), lecz oferowało solidny gameplay. Buzz mógł wykonywać podwójny skok, czy używać laserowej broni (istniała możliwość przejścia w tryb FPP podczas celowania). Twórcy klasycznie zaimplementowali garstkę sekretów w każdym poziomie w postaci specjalnych tokenów (po pięć na dany level). Oprócz Pizza Token'ów czekały na nas czasowe wyzwania oraz wyścigi z innym postaciami uniwersum Toy Story jak Mr. Potato Head'em czy Rexem. Zaszczepiono wszystkie popularne konwencje z gatunku. Platformówki wówczas znajdowały się w formie życia i produkowano ich multum. Tymczasem, debiut Toy Story 2 nie obył się bez kontrowersji. W listopadzie, 1999 roku przed siedzibą Activision odbył się pokojowy protest z udziałem 120 aktywistów Mestizo. Sytuacja miała miejsce w odniesieniu do wyglądu przeciwników w jednym z poziomów stworzonych na potrzeby gry. Sombrero, charakterystyczne wąsy, kapelusze i rewolwery uraziły dumę aktywistów, zarzucając twórców dyskryminacją i karykaturalność Meksykanów. Wydawca ugiął się pod presją niewielkiego tłumu, oświadczając, że w kolejnych wydaniach gry usunie adwersarzy. Pierwsze kopie Toy Story 2 wysłane w świat zawierały jednak oryginalnie zaprojektowanych przeciwników.
„Ape Escape, 40 Winks czy nawet Spyro 2 powinny uważać” - pisano w zachodnich recenzjach. Toy Story 2 doceniono za świetną oprawę wizualną i czysty fun płynący z rozgrywki. Game Informer rozpłynął się nad jakością wstawek filmowych jednocześnie zarzucając grze powtarzalność. Allan Weis, popularny niegdyś autor recenzji w serwisie All Game skarżył się na niski poziom trudności w zestawieniu z konkurencją. Wersję przygotowaną dla PlayStation ceniono najbardziej ze wszystkich. Toy Story 2 dedykowane Dreamcast'owi cierpiało na błędy w sterowaniu. Dokopałem się do opinii, w których ich autorzy mieli problem ze sterowaniem za pomocą gałki. Postać i tak skręcała biegnąc w linii prostej. Oprawa była „czystsza”, lecz to PlayStation mogło poszczycić się najlepszymi ocenami. Gra znalazła się na topliście sprzedaży w grudniu, 1999 roku. Toy Story 2 trafiło po latach do katalogu PS One Classics, a w 2012 roku mogliśmy je pobrać również na PlayStation Vita. Dzisiaj możecie ją kupić w PlayStation Store za 27 zł, a jeśli korzystacie z usługi Premium, to perełka już na Was czeka. Sprawdzaliście Toy Story 2 po latach? Czy poza nostalgią pozostało w niej coś więcej?
Przeczytaj również
Komentarze (36)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych