„Prosta sprawa” - wywiad z Mateuszem Damięckim. "Byłem zalewany litrami sztucznej krwi"
Dzięki uprzejmości Canal+ mieliśmy okazję spotkać się i porozmawiać z Mateuszem Damięckim, który w serialu "Posta sprawa" opartym na historii napisanej przez Wojciecha Chmielarza, wciela się w role Bezimiennego, trafiając w sam środek wojny gangów w Jeleniej Górze.
Roger Żochowski: Za scenariusz i reżyserię serialu odpowiada Cyprian Olencki, z którym miałeś okazję już pracować przy filmie „Furioza”, gdzie grałeś charyzmatycznego i wyrzeźbionego kibola Goldena. Czy ten fakt sprawił, że dostałeś też rolę w „Prostej sprawie”?
Mateusz Damięcki: Tak, oczywiście, to bardzo pomogło. Biorąc pod uwagę, że moja droga zawodowa jest dość długa, ale bywała jednostajna w pewnych okresach mojego życia, takie kreacje to ogromny powód do radości. Z mojego punktu widzenia aktor dostaje pieniądze za to, że zmienia się w kogoś kim nie jest. Gdy dostałem propozycję od Cypriana nie miałem żadnych wątpliwości, takie role to nagrody, a nie powód do kręcenia nosem.
Roger: Nagrody? Możesz to rozwinąć?
Mateusz: Nie trzeba zatrudniać ładnego aktora do ładnych ról. Jeżeli dobrze leży na nim koszula w kratę, to nie trzeba mu ciągle zakładać tej koszuli w kratę. Cieszę się, że mogłem na nowo spojrzeć na mój zawód, z innej perspektywy niż przez ostatnie lata. Aktor może być osobą, która rano gra w serialu lekarza, po południu na deskach teatru wciela się w seryjnego mordercę czy chimerycznego miliardera podwieszającego kobiety pod sufitem i uprawiającego z nimi dziki seks, a na koniec dnia przychodzi do domu czyta dzieciom książkę na dobranoc i je kolację jak każdy. I okazuje się, że reżyser również może pewne rzeczy zredefiniować, mieć swoją wizję i odważnie obsadzać role aktorami, którzy według niego podołają zadaniu. Jak Cyprian Olencki właśnie, czyli facet, który, jeśli tylko może, to każdego dnia ogląda jeden film. Bo kocha kino.
Roger: Na to trzeba mieć jednak czas.
Mateusz: My tego czasu mamy sporo tylko czasem nie umiemy go dobrze spożytkować. Rozdrabniamy się, a tutaj potrzeba dyscypliny, jak w każdym zawodzie. Cyprian obejrzał kilka moich ról i nie miał wątpliwości, że z jego pomocą, jako doświadczony aktor będę w stanie zmierzyć się z bohaterem, którego do tej pory nie grałem. Po prostu nikt inny nie dał mi takiej możliwości. Jedni powiedzą, że bardzo zaryzykował, a inni, że po prostu wybrał, wziął za to odpowiedzialność i zabrał się do pracy. Współpracy.
Roger: A czy nie boisz się, że po „Furiozie” i „Prostej sprawie” przylepi się do ciebie łatka aktora siłowego, który gra głównie w akcyjniakach i nie jest zbyt elokwentny?
Mateusz: Daj Boże. Do tej pory, przez 20 lat, byłem przede wszystkim ładnym aktorem obyczajowym. Ktoś powie, że wyzwaniem była dla mnie rola Goldena w „Furiozie”. Nie, to nie było wyzwanie. Wyzwaniem nie była też rola Bezimiennego w „Prostej Sprawie”, gdzie bohater jest jeszcze inny niż w „Furiozie”. Wyzwanie jest wtedy, kiedy przez 15 lat dostajesz identycznych bohaterów, z których musisz wydobyć za każdym razem coś innego.
Roger: W serialu możemy zobaczyć sporo scen walk na pięści – przygotowywałeś się jakoś specjalnie do serialu, treningi sztuk walki czy survivalowe?
Mateusz: To jest coś co zawsze było blisko mnie. Sport i treningi. Kształtowanie konkretnych ruchów i sekwencji walk to już praca całego sztabu kaskaderów. Jarek Golec i jego ekipa – niezastąpieni. Miałem ogromną radość, że mogłem im towarzyszyć na planie i dawali mi pewne rzeczy robić samemu. Oczywiście nie potrącały mnie samochody i ja też nie potrącałem ludzi, bo robili to za mnie „profesjonalni ryzykanci”, ale walki wręcz, dźgnięcia czy upadki, to wszystko starałem się robić sam.
Roger: A tak w codziennym życiu poza planem, jak często chodzisz na siłownię by utrzymać fizyczną formę i sylwetkę?
Mateusz: Odkąd pracuję - regularnie. Forma musi być utrzymana, a pracując z nadwagą źle się po prostu czuję. Cyprian nie był pierwszym reżyserem, który pomyślał, „a, zdejmiemy Damięckiemu koszulkę", dlatego zawsze powinienem być gotowy na to, że nawet w serialu obyczajowym będą chcieli skorzystać z mojego emploi amanta.
Roger: Jak już o tym wspomniałeś. W jednej dość długiej scenie akcji w „Prostej sprawie” grasz bez ubrania. Faktycznie musiałeś występować w tej sekwencji całkiem nago?
Mateusz: Miałem, nazwijmy to, profesjonalne zabezpieczenia. Na planie zdjęciowym spędziłem tak 15 godzin. Przez pierwszą godzinę całej ekipie trudno było przyzwyczaić się do tego, że z gołym tyłkiem chodzę po planie, ale po dwóch już nikt nie zwracał na to uwagi. To jest specyfika naszej pracy, trzeba to lubić i nie mieć pewnego genu wstydu. Paradoksalnie dużo trudniej rozebrać się czasem emocjonalnie niż fizycznie. Byłem kiedyś w takich sytuacjach, gdzie reżyser dążył do tego, bym zagrał coś naprawdę bardzo mocno emocjonalnie. Zamykałem oczy i mówiłem sobie – „Boże, gdyby mnie poprosił, żebym po prostu zdjął majtki to byłoby mi łatwiej”. Z drugiej strony zdarzało się, że w scenach jazdy na koniu, mimo nacisków producenta, ekipa realizacyjna prosiła mnie abym zagrał ją osobiście. I jechałem na koniu w pełnym galopie podnosząc czapkę z ziemi, co sprawiało mi ogromną satysfakcję. W latach 70. na planach tych wszystkich polskich, historycznych superprodukcji było normalne, że aktorzy nie mieli często kaskaderów. Daniel Olbrychski cały czas sam jeździ konno. Ale dziś najczęściej wygląda to inaczej.
Roger: Doznałeś jakieś bolesnej kontuzji na planie? Może przestrzelone kolano? (śmiech).
Mateusz: Był moment, że sobie coś zwichnąłem, ale nic, co by mnie na dłużej wyeliminowało. Najwyżej na kilka minut i musiałem wracać do grania.
Roger: W wielu scenach, mówiąc kolokwialnie, zbierasz bęcki. Nie ma praktycznie momentu, w którym Twoje ciało i twarz nie miałaby ran. Jak długo trwała cała charakteryzacja przez wejściem na plan?
Mateusz: To były czasami dwie godziny ciężkiej roboty. Ale spędzone z Aliną Janerką i jej wspaniałym, utalentowanym teamem charakteryzatorek. Serial rozgrywa się w ciągu trzech dni, mój bohater nie ma kiedy się wyleczyć, więc tak naprawdę dochodzą mu tylko kolejne rany. Mało tego, obserwujemy go w różnych okolicznościach, czasami zdejmuje koszulkę i okazuje się, że na ciele ma mnóstwo blizn. Wtedy poznajemy jego przeszłość. On nie musi opowiadać swojej historii, te blizny mówią za niego. Były takie monety, że trzeba było na te stare blizny dodać nowe rany. A gdy walczyłem z Piszczelem, uroczym skądinąd zbirem z pałką, to po każdym dublu, a było ich naprawdę sporo, zalewany byłem litrami sztucznej krwi. Żyć nie umierać (śmiech).
Roger: Dzięki za rozmowę i trzymam kciuki za kolejne role, które pozwolą stworzyć zupełnie nowe kreacje.
Premiera już 17 maja w CANAL+ online i na CANAL+ PREMIUM.
Przeczytaj również
Komentarze (9)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych