Steam Deck

Steam Deck po roku użytkowania? Mam kilka wniosków…

Kajetan Węsierski | Wczoraj, 14:00

Choć jestem typem, który rzuca się na nowinki sprzętowe w dniu premiery, to niekiedy lubię dać sobie czas, przeczekać pierwszą falę opinii, odsiać szum i dopiero wtedy zdecydować, czy to coś dla mnie. Tak było ze Steam Deckiem. Gdy tylko pojawił się na rynku, obserwowałem go z dystansu - trochę zaciekawiony, trochę sceptyczny. Ale kiedy po kilku miesiącach sprzęt trafił w moje ręce, zaczął się zupełnie inny etap grania.

Minął już rok odkąd korzystam z Decka regularnie, więc to idealny moment, żeby podzielić się swoimi wrażeniami. Co mnie zaskoczyło? Co sprawdza się świetnie, a co frustruje? Czy to faktycznie przenośna rewolucja, czy raczej kolejny gadżet dla entuzjastów? W tym tekście spróbuję zebrać wszystkie najważniejsze obserwacje z tych dwunastu miesięcy. Ale zacznijmy od początku… 

Dalsza część tekstu pod wideo

Od Valve dla graczy

Steam Deck miał być sprzętem, który w końcu zintegruje świat PC z mobilnym graniem. I rzeczywiście, pod względem założeń było to coś świeżego. Urządzenie umożliwia granie w niemal pełnoprawne gry komputerowe z biblioteki Steam, a wszystko to w formacie przypominającym Nintendo Switcha - tylko nieco potężniejszym. Rok później, w listopadzie 2023, pojawiła się wersja OLED, która nie tylko poprawiła jakość wyświetlacza, ale też usprawniła działanie baterii, chłodzenia i łączności. 

Trzeba jednak uczciwie przyznać - start nie należał do najłatwiejszych. Wczesne recenzje były mocno zróżnicowane. Część graczy i redakcji zachwycała się możliwościami sprzętu, elastycznością systemu i samą ideą „przenośnego peceta”. Inni zwracali uwagę na niedoróbki - od nie zawsze działającego oprogramowania, przez problemy z optymalizacją, aż po kwestie kompatybilności niektórych tytułów. Ale z biegiem czasu wiele z tych bolączek zostało rozwiązanych lub złagodzonych aktualizacjami. 

Kluczowym elementem całej konstrukcji jest SteamOS - system operacyjny oparty na Linuksie, stworzony z myślą o optymalizacji grania na Steam Decku. To właśnie dzięki niemu urządzenie działa jak pełnoprawny komputer, umożliwiając instalowanie dodatkowego oprogramowania, emulację starszych gier czy nawet podpięcie urządzenia do monitora i korzystanie z niego jak ze zwykłego desktopa. 

Wspomniana wcześniej wersja OLED, w której posiadaniu jestem, wprowadziła szereg usprawnień.. Nowy ekran OLED o przekątnej 7,4 cala z lepszym kontrastem i odwzorowaniem kolorów, bardziej energooszczędny procesor i dłuższy czas pracy na baterii to zmiany, które trudno przeoczyć. Dla tych, którzy wahali się z zakupem pierwszej wersji, była to jasna wiadomość: teraz jest dobry moment, by dołączyć. I dołączyłem. A od tego momentu minęło już trochę czasu. 

12 miesięcy minęło…

Po roku ze Steam Deckiem coraz częściej łapię się na tym, że to właśnie po tę konsolę sięgam częściej niż po duże maszyny. Nie chodzi o moc, nie chodzi nawet o wygodę grania w łóżku czy na kanapie - chodzi o to, że w natłoku obowiązków i rzeczy do ogarnięcia, czasem łatwiej po prostu sięgnąć po coś szybkiego, co uruchomi się w kilka sekund i pozwoli oderwać głowę na pół godziny.

Ten sprzęt otworzył przede mną zupełnie nowe ścieżki, jeśli chodzi o gry, po które sięgam. Przez lata łapałem się na tym, że omijam mniejsze tytuły - bo albo nie miałem do nich cierpliwości przy biurku, albo ginęły w tłumie większych produkcji. A teraz? Regularnie ląduję w produkcjach, które na PC tylko dodałbym do biblioteki "na kiedyś". Roguelite'y, turowe strategie, eksperymentalne platformówki - nagle to wszystko wskoczyło na pierwszy plan.

Nie bez znaczenia jest też fakt, że dzięki Steamowi mogłem wrócić do starszych gier, które przegapiłem albo które po prostu chciałem sobie przypomnieć. Produkcje sprzed lat, które teraz kosztują grosze, idealnie sprawdzają się na ekranie Steam Decka - i zaskakująco dobrze się starzeją. Zamiast odpalać je na wielkim monitorze i czuć pewien dysonans, tu mogę spokojnie zanurzyć się w tych światach i znów poczuć porządny klimat.

No i nie będę ukrywać - coś w tym doświadczeniu przypomina mi czasy PSP. Ta mobilność, ten moment, gdy wyciągasz sprzęt z torby i odpalasz coś znajomego, te wieczory, gdy grasz z jedną słuchawką w uchu i czujesz, że to jest twoja chwila. Steam Deck przywrócił mi magię. I choć wiem, że nie jest sprzętem idealnym, to przez ten rok zrobił dla mnie więcej niż niejedna potężna karta graficzna.

Ostateczne wnioski

Po roku ze Steam Deckiem mam poczucie, że to nie tylko przenośna konsolka, ale narzędzie, które realnie wpłynęło na to, jak gram. Nie zastąpiło mi klasycznego grania na dużym ekranie, ale stało się idealnym uzupełnieniem – takim, które pozwala odpalić mniejsze tytuły, nadrobić zaległości albo po prostu odpocząć przy czymś starszym, co dzięki tej formie odzyskało swoją magię. To nie była chwilowa zajawka – to był sprzęt, który naprawdę wpisał się w mój rytm dnia.

Nie twierdzę, że Steam Deck jest dla każdego, bo jak każdy sprzęt – ma swoje ograniczenia. Ale jeśli ktoś lubi kombinować, szuka wygody, a przy okazji chciałby przypomnieć sobie, jak smakowało granie z czasów PSP czy Vity, to trudno o lepszy wybór. Zwłaszcza dziś, gdy dostęp do tanich, świetnych gier z przeszłości jest łatwiejszy niż kiedykolwiek, a każda wolna chwila może przerodzić się w kolejną przygodę.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper