Bungie pod skrzydłem Sony - to już nie to samo

Bungie pod skrzydłem Sony - to już nie to samo

Krzysztof Grabarczyk | Wczoraj, 17:00

Studio Bungie kojarzymy dzięki epokowej serii Halo oraz masywnemu uniwersum Destiny. Dzisiaj firma ma przypiętą metrykę Sony i kontynuuje twórczość. W poszukiwaniu pomysłów na kolejny projekt zespół spojrzał w przeszłość, aż do 1994 roku, gdy Bungie produkowało gry dla Apple'a. Ich aktualna produkcja, Marathon jest powrotem do przeszłości studia - choć jedynie z nazwy. Oryginał jednak był protoplastą Halo, bo strzelaliśmy do kosmitów żołnierzem w zielonym skafandrze. Współczesny Marathon jednocześnie stanie się pierwszym tytułem opracowywanym pod kuratelą PlayStation, choć wydane na inne platformy. Czy to stare, dobre Bungie czy to już jednak nie to samo?

Porzucona kolonia na planecie Tau Ceti IV. Przejmujesz kontrolę nad jednym z Runnerów, cybernetycznych najemców poddających ciało technice w imię skuteczności. Grę najprościej określić mianem team-extraction shootera bazującego na zgromadzeniu jak największej ilości zasobów. Każda z sesji zostanie obarczona limitem czasowym z maksymalnie osiemnastką żywych graczy - w sześciu drużynach po trzech członków. Wspominano o opcji rozgrywki dla samotnych wilków, lecz czy naprawdę potrzeba ku temu oddzielnych wariantów? W każdej drużynie znajdzie się zawsze jedna czarna owca lubująca się w rozgrywce na własnych zasadach, co było tendencyjne np. w Destiny. Swoją drogą, chyba żaden shooter nie oferuje takiej przyjemności ze strzelania.

Dalsza część tekstu pod wideo

Marathon wymaga rozpoznania. Jeśli po pierwszej dawce rozgrywki nie jesteście przekonani - zalecam seans trwającego osiem minut cinematika w reżyserii Alberto Mielgo (Miłość, Śmierć i Roboty). Ten hiszpański twórca ujął istotę przekazu nadchodzącej gry Bungie. Materiał pozwala wyczuć tonację Marathon w kontekście celu jaki obrało Bungie. Stylistyka zupełnie odbiega od Destiny, wydaje się prostolinijna, trochę jakby podlana sosem retro. Fuzja estetyki The Witness i neonpunku. Sony, choć powinno być mocno uprzedzone do takich projektów (spektakularna porażka Concord) - wierzy w potencjał studia, które od trzech lat przynależy do japońskiej korporacji. "Pozostawaliśmy w ścisłym partnerstwie z Bungie od czasu Destiny i nie mogę czuć się lepiej głosząc, że firma ta właśnie dołączyła do rodziny PlayStation" - napisał 31 stycznia, 2022 roku ówczesny szef Sony, Jim Ryan. Transakcję potraktowano jako odpowiedź na działania konkurencyjnego Microsoftu, gdy firma Gates'a ogłosiła największe przejęcie w historii gamingu - Activision Blizzardu. 

Do trzech razy sztuka 

undefined

W historii samego studia Bungie było to drugie przejęcie. W czerwcu 2000 roku przywołany wcześniej Microsoft kupił dewelopera, aby zabezpieczyć markę Halo. Zespół ten odłączył się od producenta Xbox po zakończeniu prac nad Halo 3 (2007)  - jednak podpisana umowa zobowiązywała grupę do opracowania jeszcze dwóch gier - znanych potem jako Halo 3: ODST i Halo: Reach. Wkrótce Bungie podpisało 10-letni kontrakt z Acitivision, by mogło narodzić się Destiny. Następne było Sony. Wszystko wydawało się spełnieniem marzenia dla studia. Nowy właściciel miał zapewnić pełną swobodę, niezależność kreatywną, natomiast w zarządzie firmy mieli zasiadać szefowie zespołu na czele z Petem Parsons'em, którego głosy byłby decydujący. Do stołu menadżerskiego zasiadł również aktualne szef PlayStation Wordlwide Studios, Hermen Hulst, jeden z ojców-założycieli cenionego studia Guerilla Games. Według doniesień mediów z grudnia 2023 roku w Sony zaistniały wątpliwości co do rentowności Bungie. Zespół był opóźniony w pracach nad Destiny 2: The Final Shape, a w przygotowaniu znajdowało się Marathon. 

Liderzy studia mieli powiedzieć, że jeśli Bungie nie wykaże satysfakcjonujących zysków na poczet Sony - właściciel może rozwiązać zarząd i przejąć całkowitą kontrolę nad firmą. Pierwsze zwolnienia ogłoszono w listopadzie '23. Jako główną przyczynę wskazywano niedostateczną sprzedaż Destiny 2 i niską ilość złożonych pre-orderów na The Final Shape. Źródła wskazywały również cięcia budżetowe, w tym redukcję świadczeń wakacyjnych, wstrzymywanie rekrutacji, itd. Aktualnie na witrynie Bungie widnieje dwanaście ofert o pracę nad Destiny 2 oraz Marathon, więc chyba nie jest najgorzej. Chyba. Decyzje o zwolnieniach w branży zarabiającej miliardy rocznie są okrutne. Dlaczego w najbardziej lukratywnym sektorze rozrywki tak ciężko o stabilizację zawodową? Dla deweloperów to szczególnie trudne. W wielu przypadkach występują regularne przeprowadzki. Najgorsze są momenty nagłych redukcji etatów, gdy zespół zżywa się ze sobą, a dział kadr zostawia teczkę na biurku a szefowie obwieszczają, że pracownik ma godzinę na spakowanie się i opuszczenie siedziby firmy - bez możliwości pożegnania się z kolegami i koleżankami. Takie historie trafnie opisuje Jason Schreier w swoich trzech książkach. Czytnijcie sami. 

"Tego ranka podzielimy się z Wami najgorszymi decyzjami podjętymi jako całe studio" - napisał Pete Parsons 31 lipca, 2024 roku. Bungie podziękowało za współpracę 220 osobom, co stanowiło aż 17% całej załogi w firmie. Przyczyną stały się rosnące koszty utrzymania projektów oraz płac. Sony było jeszcze kilka tygodniu przed debiutem Concord, lecz chyba wszyscy spodziewali się, że gra zderzy się ze ścianą a wydawca po kilka dniach wycofa produkt ze sprzedaży. Kolejno 155 osób zostało oddelegowanych do prac w innych studiach PlayStation. Stało się jasnym, że czas swobody w Bungie dobiegł już końca. Zapewnianie akcjonariuszy przez pryzmat zwolnień w celu stabilizacji stało się już znakiem tych czasów w gamedevie. I tak z 1300 osób w Bungie pozostało ok. 850 pracowników. 

Być albo nie być?

undefined

Turbulencje przeszły przez całą branżę w 2024 roku. Czy to koniec? Nikt nie opóźnia już premier, a Marathon zgodnie z planem ma pojawić się jesienią. Zewsząd słychać głosy, że Bungie popełniło błąd wiążąc się z Sony. Studio osiągnęło największe wyniki za czasów Halo i Microsoftu, choć w Destiny i Destiny zakochały się miliony grających. W tle rozgorzała afera z Chrisem Barretem, jednym z reżyserów rebootu Marathona dot. niewłaściwych zachowań w stosunku do żeńskiej części załogi w Bungie. Barrett oskarżył następnie byłego pracodawcę o niewypłacenie zaległych tantiem w wysokości aż 45 milionów dolarów. Po kilku tygodniach śledztwa na jaw wyszło, że Barrett często stalkował kobiety pracujące w Bungie i wymagał możliwości obserwacji ich profili na Instagramie. Wypisywał o każdej porze dnia i nocy oferując rozmaite prezenty. Część pań zgłosiła niestosowne zachowania do działu HR obawiając się o dalszą prace w Bungie. 

Pomijając już aferę z eks-reżyserem Marathon dla studia nastały trudne czasy. Jeśli Marathon nie spełni oczekiwań wydawcy, choć wątpię w porażkę zbliżoną do Concord - dalsze dzieje studia staną pod znakiem zapytania. Bynajmniej nie w kontekście całkowitego zaprzestania działalności, ponieważ ktoś musi czuwać nad Destiny, lecz rolą w całym Sony. Bungie w najgorszym z wypadków stanie się formą wsparcia i po części już nią jest. Firma ma ogromne zasługi oraz doświadczenie w kreowaniu sieciowych doświadczeń, lecz chciałbym ujrzeć sukces ich następnego projektu. Marathon prezentuje się obiecująco stawiając na prostą, choć urokliwą oprawę, ciekawe uniwersum i bardzo mobilny gameplay, w którym ruch definiuje wszystko, a celność dopełni dzieła. Warto zaczekać na nową grę autorów Halo i Destiny. 

Źródło: PPE
Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper