Pani Fletcher, sezon 1 – recenzja serialu. Absolwent(ka)
Grudzień to dziwny miesiąc. Z jednej strony oferta kinowa nie rozpieszcza, bo wszyscy czekają na Gwiezdne Wojny. Z drugiej w przypadku seriali albo kończy się sezon, albo cała produkcja. Jedną z nowości, zaproponowanych przez HBO, jest komediodramat obyczajowy, Pani Fletcher.
Eve ma już ponad czterdzieści lat i dużą część życia poświęciła na samotne wychowywanie syna. Przyszedł jednak czas, gdy Brendan kończy liceum i wyjeżdża do college’u. Dom stoi zatem w zasadzie pusty. Eve nie do końca wie, co z tym fantem zrobić, udaje się więc na kurs pisarski, gdzie poznaje rówieśnika Brendana, Juliana.
Pani Fletcher – mądra i wciągająca historia
Historia, wbrew temu, co można by sądzić po tytule, prowadzona jest dwutorowo, ponieważ Brendan również jest bardzo ważną postacią. Dostaje on ciekawy wątek związany z tym, że nieoczekiwanie, zwłaszcza dla niego samego, koniec liceum oznacza gigantyczną zmianę w życiu. Do tej pory był szkolną gwiazdą, wszyscy go lubili i podziwiali, o nic nie musiał walczyć, a do tego bardzo dbała o niego matka. Stał się przez to strasznie arogancki, egoistyczny i zakochany w samym sobie. Zderzenie z nowym miejscem, w którym okazuje się, że większość osób ma dość mocno sprecyzowane poglądy na temat tego, czego chce od życia, w jakim kierunku pchnąć edukację i późniejszą karierę oraz że na świecie są inni ludzie i warto się z nimi liczyć, a zwłaszcza ich emocjami, jest dla Brendana mocno traumatycznym doświadczeniem. Jest więc to też opowieść o bolesnym wchodzeniu w prawdziwą dorosłość, gdy wszelkie do tej pory obowiązuje zasady przestają mieć znaczenie. Taki przeskok nie jest (i chyba nie może być) łatwy.
Tytułową bohaterką jest jednak Eve, dla której wyjazd ukochanego syna też oznacza ogromną zmianę w życiu. Nagle bowiem okazuje się, że na dobrą sprawę nie wie ona, co lubi, czego chce, czy w ogóle jeszcze ma jakieś cele i marzenia. Opieka nad synem pochłaniała tyle czasu, że Eve praktycznie przestała istnieć jako indywidualna osoba. Teraz w końcu ma czas i możliwość, by poznać lepiej samą siebie. I jest to dla niej całkiem przerażające i wcale nie takie komfortowe. Bohaterka zaczyna się jednak uczyć, że szczęście to nie tylko coś, co może istnieć dzięki innym ludziom, ale może też wypływać z wnętrza. Jej poszukiwania lepszej egzystencji są ciekawe, mądre i wciągające. Te siedem odcinków jest po prostu też sprawnie zrealizowane, ma dobre tempo i sporo całkiem zabawnych momentów.
Pani Fletcher – świetna Kathryn Hahn
W Eve wciela się Kathryn Hahn i robi to naprawdę bardzo dobrze. Nie raz i nie dwa pokazywała już ona, że doskonale czuje się w rolach pewnych siebie kobiet, tym bardziej warto docenić, że tutaj pokazuje coś innego. Bezbłędnie pokazuje przemianę z mocno niepewnej tego, co dalej, w gruncie rzeczy nieśmiałej osoby w kogoś, kto nie boi się sięgnąć po to, czego chce. Także dlatego, że wreszcie wie, co to jest. W roli Brendana dobrze radzi sobie Jakcson White, aczkolwiek muszę przyznać, że jest to postać, która mocno odrzuca mnie tym, jak bardzo jest dupkowata i nie licząca się z niczyimi uczuciami. Rozumiem, że o to chodzi w historii tego bohatera, jednak miałem z tym problem i mnie to wkurzało. Szkoda też, że niektórzy drugoplanowi bohaterowie nie dostają więcej czasu, przez co niekiedy nie bardzo wiadomo, po co w ogóle są w tym serialu.
Pani Fletcher nie jest więc serialem, którego nie można ominąć. To dobra produkcja z potencjałem na to, by ciekawie rozwinąć się w drugim sezonie. Mam nadzieję, że tak się stanie.
Atuty
- Wciągająca i mądra fabuła;
- Świetna Kathryn Hahn;
- Odcinki mają dobre tempo i ogląda się je z przyjemnością
Wady
- Brendan jest postacią mocno wkurzającą (taki ma być, ale trudno było mi czuć do niego coś więcej niż pogardę);
- Niektóre sytuacje można by lepiej rozegrać komediowo
Pierwszy sezon Pani Fletcher jest całkiem obiecujący. Istnieje zatem szansa, że kontynuacja będzie lepsza i ciekawsza.
Przeczytaj również
Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych