Recenzja: Silent Hill HD Collection (PS3)
Przyznam się wszystkim zupełnie szczerze, że jest mi nadzwyczaj przykro. Tak bardzo chciałbym móc napisać o tej grze coś dobrego, tak bardzo chciałbym żyć w rzeczywistości, w której Konami zachęcone wspaniałą sprzedażą swojej świetnie przygotowanej, pierwszej części serii „Silent Hill HD Collection”, wydało kolejne fenomenalne kompilacje związane z tą – bliską mi niezwykle – serią. Jednak dziś dane mi jest pozostać w złym samopoczuciu, gdyż żadne z tych wielkich pragnień nie ulegnie urzeczywistnieniu.
Wszystko przez to, że o SH: HD Collection raczej nic dobrego powiedzieć się nie da, a pierwsza próba sprzedaży efektu tego fatalnie zrealizowanego, przykrego eksperymentu – mam nadzieję – nie dorobi się potomstwa, które z pewnością również było by do bani. Powodem takiego stanu rzeczy jest fakt banalny, oklepany i bardzo obecnie rozpowszechniony – ktoś chciał zarobić dużo, szybko i bez wysiłku. Niestety, innej diagnozy dla tej choroby znaleźć nie mogę. Tak naprawdę, trudno to nawet nazwać chorobą, bo dziś już wiemy, że pacjent nie przeżył.
Silent Hill: HD Collection było zapowiadane, jako wznowiona edycja drugiej i trzeciej części serii gier z Cichym Wzgórzem w tle. Wiadomo było, że dla każdego zostanie przygotowane coś ciekawego: fani serii ucieszyli się z możliwości pogrania w SH bez potrzeby wyciągania PlayStation 2 spod łóżka, a ci którzy do tej pory nie mieli okazji zwiedzić rodzinnego miasta Alessy Gillespie, zostali przyciągnięci obietnicą unowocześnienia szaty graficznej, podbicia rozdzielczości do HD oraz nagrania nowych dialogów, które – jak nakazuje logika niedoświadczonych – muszą być technicznie lepsze od tych, które były realizowane +/- 10 lat temu. Przyznam, że z początku sam połknąłem haczyk, bo byłem niezwykle ciekaw efektu wprowadzenia wizualnych ulepszeń oraz zmian w obsadzie aktorskiej, odgrywającej znane mi na pamięć ścieżki dialogowe. Wyczekując jednak wciąż przekładanej premiery, zdążyłem ochłonąć, ale nie na tyle, żeby być gotowym na to, co zobaczyłem.
W tym specyficznym przypadku, pozwolę sobie nie skupiać się za bardzo na zagadnieniach fabularnych, dźwiękowych, czy technikaliach związanych np. ze sterowaniem, gdyż kwestie te były już omawiane setki, jeśli nie tysiące razy. Zwrócę głównie uwagę na zmiany, jakie zaszły w grach w stosunku do ich pierwowzorów oraz na to, jak twórcy wywiązali się ze złożonych graczom obietnic. Warto jedynie zaznaczyć, iż mamy do czynienia z tymi samymi grami – nie zostały poczynione żadne zmiany w scenariuszu. W związku z tym, w przypadku Silent Hill 2 wcielamy się w postać Jamesa Sunderlanda, który odwiedza upiorne miasteczko w poszukiwaniu swojej – de facto, zmarłej 3 lata wcześniej – żony, a w Silent Hill 3 kierujemy poczynaniami młodziutkiej Heather, której koszmar rozpoczyna się od skomplikowanych wydarzeń, jakie mają miejsce w jednym z centrów handlowych. Bohaterów wciąż obserwujemy zza ich pleców, rozwiązujemy te same zagadki, walczymy z tymi samymi przeciwnikami – krótko mówiąc: w najważniejszych kwestiach, gry wcale nie uległy zmianie. Co zaś dotyczy unowocześnienia warstwy wizualnej, o modyfikacjach najlepiej przekonać się na własne oczy:
Jak zapewne widać - owszem, tekstury są wyostrzone, a rozdzielczość obrazu jest wyższa. W normalnej sytuacji, pozwoliłoby to na dojrzenie większej ilości szczegółów (co w przypadku Silent Hill ma spore znaczenie, gracze bowiem do dziś „skanują” każdą odsłonę klatka po klatce, w poszukiwaniu dotąd niezauważonych obiektów), problem polega jednak na tym, że gra została z nich wyprana. Ktoś pozamiatał ulice, zepsuł mgłę, a na koniec wylał na miasto butelkę wybielacza. W efekcie, gra wygląda jakby ktoś ją rozgrzebał i nie bardzo wiedział, jak pozbierać z powrotem w całość. Fakt ten dotyczy zarówno drugiej, jak i trzeciej części. Apokaliptycznego obrazu dopełnia nieustannie spadająca liczba klatek na sekundę. Optymalizacja jest po prostu fatalna; gry potrafią nawet „zawisnąć” na 2-3 sekundy, w dodatku nie tylko w momentach, kiedy na ekranie wiele się dzieje, ale również wtedy, kiedy mamy przed oczami samego tylko bohatera biegnącego środkiem pustej ulicy. Czy ktoś to testował? Inna, trywialna ale jakże irytująca rzecz, to brak możliwości „przeskoku” pomiędzy grami. Kiedy już wybierzemy, w którą odsłonę Silent Hill chcemy grać, to (jakże symbolicznie) nie ma już odwrotu. Jeśli chcemy przejść do innej gry, pozostaje nam wyjście do XMB i ponowne włączenie HD Collection.
Mgła – nieodłączny, niesamowicie istotny element niemal każdej części Silent Hill – uległa dużym, niewytłumaczalnym zmianom. Wszystko w promieniu ok. 5 metrów od głównego bohatera jest doskonale widoczne, a kawałek dalej ustawiona jest mglista ściana, która przesuwa się wraz z postacią. Przez ten zabieg, gra nie dość że traci bardzo mocno na budowaniu atmosfery niepewności i ciągłego niebezpieczeństwa, to w dodatku sprawia wrażenie, jakby twórcy całkowicie sztucznie i bez przemyślenia, drastycznie ograniczali pole widzenia tylko po to, żeby konsola mogła sobie dać radę z „przerobieniem” mnóstwa szczegółów. To jednak i tak nie jest najgorsza sytuacja, ponieważ w niektórych przerywnikach filmowych, mgła znika całkowicie...
Najsmutniejszy jest jednak fakt, że w przypadku obu gier widać zarysowania realizacji dobrych pomysłów, jednak odnosi się wrażenie, że ktoś przerwał pracę nad modyfikacjami na samym jej początku, wydając grę na zasadzie „może się nie zorientują”. Całkiem prawdopodobnym jest, że Konami poskąpiło na porządnych testach i teraz wykonuje je na graczach, mając świadomość, że w niedalekiej przyszłości może udostępnić łatkę zażegnującą większość problemów. W przypadku wypuszczenia takiej aktualizacji (zapewne niejednej), większość graczy będzie miała bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony bowiem, będą zadowoleni z naprawienia błędów, co sprawi że produkcja będzie w ogóle grywalna (w moim przypadku, stałe zwolnienia animacji wywołują tak dużą irytację, że nie ma mowy o jakiejkolwiek przyjemności z gry), z drugiej zaś – poczują bolesny brak szacunku do nich ze strony twórców, traktujących ich jak króliki doświadczalne. Nie trzeba być emerytem, żeby pamiętać czasy, kiedy raz wydana gra na konsole, nie mogła później zostać w żaden sposób „załatana”, przez co produkt od samego początku musiał odznaczać się dobrą jakością. Niestety, coraz częściej przekonujemy się, że ten okres minął bezpowrotnie.
Trochę mniej krytycznie można by się wypowiedzieć na temat nowych voice aktorów, gdyby nie kolejna wtopa Konami. Przed premierą HD Collection huczało od plotek o komplikacjach prawnych związanych z niechęcią firmy do rozliczenia się z poprzednimi aktorami grającymi w Silent Hill. Głównym bohaterem tego konfliktu stał się Guy Cihi, wcielający się w rolę Jamesa Sunderlanda. Kiedy jednak gracze dowiedzieli się, że w grze nie będzie możliwości wyboru oryginalnego dubbingu, zaczęli pisać petycje i organizować protesty (głównie w postaci wyrażających dezaprobatę filmików na Youtube). Ostatecznie, Konami ugięło się i w Silent Hill 2 wciąż możemy posłuchać dobrze nam znanych głosów. Niestety, tego samego nie można powiedzieć o Silent Hill 3, gdyż znów ktoś czegoś nie dopilnował (tym razem w procedurach prawnych), efektem czego kolejny aspekt idei wydania HD Collection jest sfinalizowany połowicznie.
Co zaś dotyczy samych nowych głosów – to już kwestia tylko i wyłącznie opinii gracza. Technicznie rzecz biorąc, aktorzy odwalili kawał dobrej roboty, a czy ktoś woli głosy ze starych wersji Silent Hill 2 i Silent Hill 3, to rzecz gustu. Mnie – jako osobie grającej wcześniej w „standardowe” odsłony tych produkcji - czasami wydaje się, jakbym oglądał zagraniczny film z polskim dubbingiem, nie mogąc się przyzwyczaić, że Eddie Murphy mówi głosem Zbigniewa Zamachowskiego. Po prostu jakoś tak... dziwnie. Co jednak oczywiste, podobne wrażenie nie będzie dotyczyć osób grających w drugą i trzecią część SH po raz pierwszy. Koniec końców, zakup Silent Hill HD Collection mogę z czystym sercem odradzić. Sięgnięcie po to wydanie uznałbym za dobry pomysł, gdyby Konami naprawiło wszystkie błędy, jednocześnie znacznie obniżając cenę produktu. W przeciwnym wypadku, radzę omijać grę z daleka, odkurzyć PlayStation 2 i zagrywać się w te wersje Silent Hill, które już dekadę temu zostały uznane za bardzo udane.
Ocena - recenzja gry Silent Hill HD Collection
Atuty
- Na szczęście nie tykano fabuły
- Obraz o wyższej rozdzielczości
- Dobrze wykonana praca nowych aktorów.
Wady
- Chrupiąca i zawieszająca się animacja
- Wykastrowana mgła
- Usunięcie elementów otoczenia
- Bardzo słabe nasycenie kolorów
- Ogólne wrażenie grania w niedokończoną grę
Myśleliście, że nie da się spartolić takich produkcji jak Silent Hill 2 i 3? Cóż, byliście w błędzie. Lepiej tego nie tykać kijem. Nawet przez szmatę.
Przeczytaj również
Komentarze (44)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych