Recenzja: Fallout 4 (PS4)
Bethesda. Bethesda nigdy się nie zmienia. Po premierze , fani serii płakali rzewnymi łzami, nie mogąc zaakceptować tego, co Bethesda zrobiła z marką. Po promyku nadziei w postaci od Obsidian Entertainment, wiele osób z nadzieją wyczekiwało czwórki, ale, tak jak napisałem przed chwilą, Bethesda nigdy nie zmienia.
Fallout umarł. A przynajmniej to, co zapamiętaliśmy ze starej serii. Czas to zaakceptować i przestać oczekiwać, że Bethesda zrobi grę na miarę Fallouta 1 czy 2, bo to nigdy się nie stanie. Twórcy serii The Elder Scrolls mają zupełnie inną wizję przyszłości marki. I nie jest ona wcale zła. Jest po prostu inna. Fallout 4 i jego atmosfera dobitnie na to wskazuje. Mamy tutaj melancholię oraz tęsknotę za starym światem, który przeminął i nigdy nie wróci. Cały znany z poprzednich gier mrok samego uniwersum został ułagodzony, przestając być tematem przewodnim. Teraz chodzi o coś innego.
Wystarczy spojrzeć na fabułę. Po krótkim filmiku streszczającym ostatnie osiemnaście lat cyklu, oglądamy przez chwilę stary świat, aby szybko doświadczyć jego końca pod postacią nuklearnej apokalipsy. Nasz bohater przeżywa, zostając zamrożony wraz z rodziną na następne dwieście lat w schronie - Krypcie 111. Problem polega na tym, że po przebudzeniu, syn protagonisty zostaje porwany. Naszym zadaniem jest go odnaleźć, najpierw jednak musimy przyzwyczaić się do zniszczonej bombami atomowymi postapokaliptycznej wizji Bostonu. Interesujące jest to, że Fallout 4 to jedna z nielicznych gier Bethesdy, gdzie wątek główny się udał. Nie jest może najwspanialszy, ale istniejąca w tle intryga i zwroty akcji powodują, że chce się poznać zakończenie tej historii, która sama w sobie przypomina trochę krzyżówkę Terminatora z Battlestar Galatica. Cóż, jak coś brać, to od najlepszych.
Prawdopodobnie wszystko to by działało, gdyby nie fakt, że Fallout 4 pod wieloma względami jest uproszczony w stosunku do swoich nie tak dawno wydanych poprzedników. W założeniu jest to gra FPS z elementami RPG, a ewentualnie braki miały rekompensować nowe mechaniki. W wypadku strzelania czy pałowania wrogich elementów środowiska wiele się nie zmieniło. Wrogowie są troszkę inteligentniejsi i poruszają się znacznie szybciej niż w poprzednich odsłonach, co, przyznam szczerze, na padzie powoduje, że strzelanie bez spowalniającego czas systemu V.A.T.S. stało się mocno utrudnione.
Gorzej jest w kwestii części RPG-owej. W grach Bethesdy zazwyczaj na zdolności postaci wpływały umiejętności. W Fallout 4 zostało to wszystko wycięte. Umiejętności nie ma w ogóle, powodując, że z każdej broni strzelamy tak samo dobrze. Możemy wpłynąć na kilka rzeczy za pośrednictwem pozyskiwanych co poziom profitów, jak zwiększenie obrażeń i możliwość modyfikowania sprzętu, ale to wszystko. Na plus oddaje, że położenie większego nacisku na statystyki S.P.E.C.I.A.L się sprawdza. Miło widzieć, że charyzma stała dosyć istotnym współczynnikiem. Szkoda tylko, że Bethesda promuje swój procentowy system sukcesu/porażki, umożliwiając dodatkowo zrobienie zapisu gry w trakcie rozmowy. W New Vegas mieliśmy prostą mechanikę opartą o przekraczanie progów sukcesu. Jeśli przykładowo nie mieliśmy 70% gładkiej gadki, to nie mogliśmy wybrać odpowiedniej opcji dialogowej. I tyle - prostota, która jednocześnie uniemożliwiała festiwal zapisów i wczytywań. Dlaczego z tego zrezygnowano?
Ponurego obrazu dopełniają chyba najgorsze w epoce postmorrowindowej zadania. Tworzenie ich nigdy nie były najsilniejszą stroną Bethesdy, ale w każdej z ich gier mogliśmy znaleźć kilka perełek. Nie przesadzę jednak, jeśli stwierdzę, że 90% zadań w Fallout 4 to typowe fedeksy. O ile same zadania mogą mieć nawet ciekawe tło fabularne, to gra nigdy nie wchodzi w nie zbyt głęboko, ostatecznie redukując prawie każdą misję do wyjęcia spluwy, przejścia „lochu” i rozwalenia wszystkiego po drodze. Ze świecą szukać zadań, które nie będą polegały na pociąganiu za spust i przynoszeniu jakiegoś przedmiotu.
Rekompensować braki miało kilka rzeczy. Po pierwsze pełne udźwiękowienie postaci, co w założeniu pozwala graczowi lepiej wczuć się w bohatera. Cel został osiągnięty - inną kwestią jest jednak fatalnie wykonane koło dialogowe. Samo w sobie jest zapożyczone z Mass Effecta, ale zrobione tak, jakby za bardzo nikt nie wiedział, jak właściwie powinno wyglądać. Już nie chodzi nawet o to, że poszczególne opcje prowadzą do tego samego - zwyczajnie nigdy nie wiadomo, co powie postać. Co kryje się pod opcją „Sarkazm”? Sarkastycznie skomentowanie sytuacji, rozmówcy czy Bóg wie czego? Nie wiadomo. Najczęściej zrazimy do siebie drugą osobę, pozując na „złego”, a „złym” w Falloucie 4 nie opłaca się być, oj, nie opłaca. Sytuację trochę ratują przyzwoicie napisani towarzysze. Nie są już tylko ochroniarzami, ale osobami, które biorą aktywny udział w zadaniach, radząc i próbując naprowadzać gracza. Niestety pomimo mnóstwa opcji romansowych, gra i tutaj aż tak nie zagłębia się w poszczególne wątki, spłycając cały ten aspekt. Zapomnijcie o długich dialogach i powolnemu budowaniu się relacji pomiędzy bohaterami jak chociażby w grach BioWare. Bethesda nie wchodzi na aż taki poziom abstrakcji, prezentując wszystko w jak najbardziej uproszczonej formie.
Są jednak dwie rzeczy, w których twórcy The Elder Scrolls zawsze byli mocni. Chodzi o rzemiosło i eksploracje, dwa konie pociągowe, które napędzają całą produkcję i powodują, że pomimo licznych braków, Fallout 4 jest nadal bardzo popularny, wciągając na kilkadziesiąt godzin. Rzemiosło to arcydzieło. Oferuje dziesiątki unikalnych opcji do poszczególnych broni i pancerzy z bogatego arsenału z pancerzem wspomaganym na czele. Zarazem tworzenie i przerabianie przedmiotów to jest niesamowicie intuicyjne i banalne do opanowania. Ogromną nowością jest budowanie osad w stylu Minecrafta, których zasobami następnie musimy zarządzać, dbając o żywność, zadowolenie i bezpieczeństwo osadników, gdyż bandyci tylko czekają, aby złupić zbudowane przez nas mieścinki. Sam ten element jest tak dobrze zrobiony, że spokojnie możemy spędzić nad nim samym kilkadziesiąt godzin i wyśmienicie się bawić.
Rzemiosło także rewelacyjnie współgra z eksploracją, gdyż do zbudowania wszystkiego potrzebujemy surowców, a te pozyskamy z tysięcy śmieci, które walają się po całym świecie. Puszki, tacki, zepsute wiatraczki – przyda się wszystko. Złom sam w sobie przestał być tylko dekoracją, stając się zasobem. Dodając do tego ciekawie zaprojektowane lokacje, które z powodzeniem opisują bez słów swoją historię, otrzymujemy grę, w której każdy zbieracz, eksplorator czy maniak nieustannego ulepszania ekwipunku poczuje się jak w wesołym miasteczku.
Niestety znów musimy zrobić krok w tył, gdy przejdziemy do technicznych aspektów. O ile tekstury w Fallout 4 są wysokiej rozdzielczości, to gra w porównaniu do wydanego kilka lat temu Fallout 3 nie zmieniła się praktycznie wcale. Animacje postaci są drętwe i wydają się pamiętać czasy Obliviona, a fajnych efektów cząsteczkowych jest jak na lekarstwo. Sytuację troszeczkę ratują zmienne warunki pogodowe, burze piaskowe i radioaktywny deszcz, ale tego wszystkiego jest za mało! Na dodatek graficy podjęli nietypową decyzję artystyczną, aby dominującym kolorem była zgniła zieleń, co fanów przyzwyczajonych do pomarańczowych pustkowi może odpychać.
Całość pogrąża fakt, że Fallout 4 ma dosyć niestabilną liczbę wyświetlanych klatek na sekundę. Krótkich przycięć nie ma na szczęście wiele, ale często odczuwa się spadek w okolice 20-25 klatek. Gwóźdź do trumny wbijają dziesiątki błędów, które choć nie rozwaliły mi rozgrywki, to, nie oszukujmy się, denerwują. To jednak typowe dla Bethesdy. O podobnych zarzutach mogliśmy czytać na grupach dyskusyjnych, gdzie fani krytykowali wydanego w 1996 roku Daggerfalla. Minęło 19 lat, a pod tym względem nie zmieniło się nic. Od ewentualnego pogrzebu oprawy audiowizualnej ratuje udźwiękowienie. Inon Zur to niezwykle utalentowany kompozytor i praktycznie każdy jego utwór jest na tyle dobry, by być powodem do kupna ścieżki dźwiękowej. Zachwyciło mnie także zmieniające się natężenie poszczególnych dźwięków, co pozwala nam przykładowo określić dystans do dziejącej się gdzieś w oddali strzelaniny. Wspaniała sprawa!
Czy jednak Fallout 4 jest złą grą? Nie mogę nazwać tak gry, w której naprawdę bez przymusu spędziłem kilkadziesiąt godzin i z przyjemnością spędzę kolejne. Eksploracja czy rzemiosło są wykonane rewelacyjnie. Wątek główny, choć się ciągnie, to nie nudzi, a atmosfera świata nie jest zła, a po prostu inna. Kolekcjonerzy i maniacy uwielbiający pozyskiwać i modyfikować kolejne skarby poczują się jak w raju. Problem polega na tym, że Bethesda na każdy krok do przodu, robi krok wstecz, w efekcie czego stoi w miejscu. Z jednej strony mamy eksplorację, dobrze zaprojektowane lokacje oraz crafting, ale z drugiej - spłycenie mechaniki RPG, słabe zadania i liczne błędy oraz przestarzałą grafikę i animację. Wydaję mi się, że przed zakupem należy przede wszystkim zastanowić się, czego się oczekuje od tej gry. Na pewno nie może to być atmosfera starych Falloutów czy duży nacisk na fabułę. Fani gier Bethesdy czy eksploracji poczują się jednak jak w domu.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Fallout 4.
Ocena - recenzja gry Fallout 4
Atuty
- Angażujące gracza rzemiosło
- Unikalna atmosfera
- Świetna oprawa audio
- Wciąga
- Dobrze zaprojektowane lokacje
- Niezły wątek główny
Wady
- Przestarzała grafika i animacja
- Spłycone elementy RPG
- Słabe zadania
- BŁĘDY
- Spadki klatek na sekundę
Fallout 4 nie ma wiele wspólnego ze starymi Falloutami, ale pomimo wielu uproszczeń, błędów i przestarzałej grafiki, powinien mocno wciągnąć fanów gier Bethesdy oraz osoby kochające zbieractwo. Doznań fabularnych tu jednak nie szukajcie.
Przeczytaj również
Komentarze (74)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych