Recenzja: Dead Star (PS4)
Czasami w PlayStation Plus dostajemy małe, ale przyjemne gierki. Nie znaczy to, że są idealne, ale mogą być wystarczająco grywalne, aby zająć nam te kilkanaście godzin w danym miesiącu, nim pojawi się kolejna oferta. Tak jest właśnie z .
to dwuwymiarowy twin-stick shooter skrzyżowany z grą z gatunku MOBA. Całość akcji dzieje się w kosmosie, gdzie kierując okrętem lub myśliwcem, walczymy w trybie wieloosobowym na zbudowanych z heksagramów planszach. W założeniu każdy hex to fragment przestrzeni, w ramach którego znajdziemy bazę lub małą placówkę.
W teorii znajdziemy w grze dwa tryby gry, w praktyce działa tylko jeden – Conquest. Opiera się on na drużynowych meczach 5 vs 5 i 10 vs 10, gdzie współpracując z zespołem, bronimy swoją bazę, przy okazji rozbudowując ją za pośrednictwem rozrzuconych na planszy minerałów. Zespół, aby wygrać, musi zdobyć ustaloną liczbę punktów, a te nabija się przede wszystkim przez zajmowanie placówek na ziemi niczyjej pomiędzy bazami obydwu drużyn. Im więcej ich mamy, tym szybciej powiększamy swój wynik w trwających około piętnaście minut meczach. Dodatkowo punkty można pozyskiwać poprzez złomowanie statków wrogiej drużyny. Drugi z trybów oparty jest o ochronę statku-matki, ale z jakiegoś powodu nie działa on na PlayStation 4. Gra cały czas informuje, że stanie się dostępny poprzez grę w trybie Conquest, ale pomimo rozegrania około 40-50 meczy, w żaden sposób nie udało mi się bo odblokować. Gracze na forach narzekają, że nie działa na konsolach. Nie jestem w stanie stwierdzić, ile w tym prawdy, ale niezależnie od opcji, mamy do czynienia albo z naprawdę źle zaprojektowanym rozwiązaniem, albo po prostu z błędem.
Produkcja oddaje graczowi pod kontrolę łącznie dziewięć jednostek, po trzy na każdą z trzech klas – myśliwce, statki specjalistyczne i fregaty. Myśliwce są szybkie, ale słabo opancerzone, statki specjalistyczne są trochę wolniejsze, ale za to posiadają bardzo specyficzne zdolności, a fregaty… cóż, są fregatami, czyli powolnymi, pancernymi behemotami z ogromną siłą ognia. Przed meczem wybieramy trzy statki i rozpoczynamy grę. Same w sobie dodatkowo mają liczne zdolności, które następnie rozwijamy za pośrednictwem systemu awansów w ramach każdego meczu, jak to w gatunku MOBA.
Na tym etapie warto zwrócić uwagę, jak pozytywnie zaskakuje, iż prawie wszystkie jednostki są niezwykle dobrze zbalansowane. Każda z nich ma unikatowe zdolności powodujące, że żaden ze statków nie jest niepotrzebny, a dany wybór zależy przede wszystkim od preferencji gracza. Chcecie leczyć swoją drużynę? Żaden problem. Wolicie walczyć w pierwszej linii albo śmigać z ogromną szybkością pomiędzy wrogimi okrętami? Też znajdziecie coś dla siebie. A może wolicie zniknąć, aby pojawić się nagle za flotą wroga? Gra również to umożliwia.
Napisałem „prawie wszystkie jednostki”, gdyż do tego idealnego zestawienia nie pasuje tylko „Warden”, który za sprawą jednej konkretnej zdolności, jaką jest pozostawienie za sobą śladu plazmy, potrafi w pojedynkę zniszczyć całą flotę niewprawionej wrogiej drużyny, co zdarzyło się kilkukrotnie w trakcie mojej gry. Poza tym jednak nie poczułem, żeby reszta statków miała jakieś problemy z balansem.
Nie wspominałem dotychczas o fabule, ale głównie za sprawą faktu, że jej tu po prostu nie ma. Najbardziej podstawowy rys fabularny – sugerujący, że jesteśmy kimś w rodzaju kosmicznych piratów – pojawia się pierwszy i ostatni raz w samouczku, więc trudno mówić o jakimś jego wpływie na cokolwiek. To jedna z tych gier, gdzie naprawdę nie potrzebujemy jakiegokolwiek pretekstu, aby radośnie złomować statki przeciwnika.
Sądzę, że już na tym etapie z samego opisu wyłania się obraz gry, z jaką mamy do czynienia. jako twin-stick shooter sprawdza się całkiem nieźle, ale boli uboga liczba jednostek czy trybów rozgrywki. Dziewięć odmiennych maszyn to w dłuższej perspektywie trochę za mało, nawet jeśli możemy sobie w trakcie zabawy trochę je polepszyć za pośrednictwem pozyskiwanych z meczów nagród, ale powiem szczerze, że nie dostrzegłem jakiejś większej różnicy. No, chyba że za taką uznamy kolor malowania. Jeśli jesteście wyjadaczami gier MOBA, to szybko się roześmiejecie, zauważając ubogość tytułu, co powoduje, że trudno myśleć o nim poważnie. W szczególności, że wielu tu niewprawionych graczy, w efekcie czego większość meczów to niezorganizowany chaos, gdzie każdy robi co chce i zwycięstwo jest bardziej kwestią szczęścia niż umiejętności.
Z drugiej strony, podszedłem do produkcji nie oczekując od niej absolutnie niczego i miło się zaskoczyłem. Prostota bawiła mnie przez te kilkanaście godzin, ciągle zachęcając do zalogowania się i zezłomowania jeszcze kilku wrogich jednostek. Proponuję podejść do tego tytułu w podobny sposób, tym bardziej że jest dostępny w ofercie PlayStation Plus. Sądzę, że możecie miło się zaskoczyć obserwując, jak wiele zabawy potrafi dać mała gra.
Ocena - recenzja gry Dead Star
Atuty
- Dobry balans
- Przyjemna dla oka grafika
- Krótkie, szybkie mecze
Wady
- Tylko dwa tryby (z czego jeden nie działa)
- Niewiele statków
Dead Star to idealna gra, aby pograć 15-30 minut, a potem powrócić do niej następnego dnia. Choć produkcja jest lekko chaotyczna, nie powinniśmy narzekać, wchodząc do gry, aby chwilę sobie postrzelać.
Przeczytaj również
Komentarze (20)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych