Dzięciołek Woody jedzie na obóz (2024) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Sztampowy, ale skuteczny
Woody Woodpecker jest raczej trudnym materiałem do lepienia wokół niego filmu. Jest strasznie głośny, ma ADHD, nie interesują go żadne, nawet najbardziej podstawowe prawa logiki i fizyki ma z nic. Co więc najlepiej z nim zrobić? Wrzucić między bandę rozwrzeszczanych dzieciaków, oczywiście!
Przyznam, że nie miałem zamiaru zabierać się za dzisiejszy film. W tym miejscu miała znajdować się recenzja nowej komedii romantycznej Netflixa z Hiszpanii. Rzecz w tym, że wcale nie miałem ochoty katować się kolejnym takim samym filmem bez wyrazu. Wtem zobaczyłem kilkusekundową zajawkę nowego "Woody'ego" i obaj z juniorem parsknęliśmy śmiechem, kiedy zły obóz rozwalił na rękę tych dobrych w tej samej sekundzie. Czytaj: tej samej, w której rozległ się gwizdek. Prosty gag, ale jak najbardziej skuteczny. Zachęceni, postanowiliśmy sprawdzić całość. Jak wyszło?
W telegraficznym skrócie: bardzo sztampowo, przewidywalnie, zgodnie z najbardziej zgranym szkieletem tego typu opowieści. Ale przy tym od czasu do czasu jest się z czego zaśmiać, nawet kiedy jest się starym piernikiem, więc ostatecznie seans nie jest jakoś przesadnie bolesny. Jasne, nie mamy tu do czynienia z błyskotliwą produkcją "łączącą pokolenia", ale na niezobowiązujący seans z dzieckiem, które jeszcze zbyt wielu podobnych filmów nie widziało będzie jak znalazł - a może i bardziej nostalgiczny rodzic przypomni sobie kilka produkcji ze swojego dzieciństwa.
Dzięciołek Woody jedzie na obóz (2024) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Wielowątkowa fabuła
Absolutnym obowiązkiem wszystkich filmów dziejących się na letnim obozie jest wpisanie w fabułę wątku rywalizacji między głównymi bohaterami, a "tym lepszym obozem po drugiej stronie rzeki/jeziora/lasu" (niepotrzebne skreślić). Tak więc, po tym jak zostaje wydalony z domu za niekoleżeńskie zachowanie, dzięciołek Woody (Eric Bauza) przykleja się do młodej Maggie (Chloe De Los Santos), uczestniczki obozu Woo Hoo i przy okazji córki jego kierowniczki, Angie (Mary Louise Parker). Kuzyn Angie, Zane (Josh Lawson) prowadzi sąsiedni obóz i tak jak w tym pierwszym jest kolorowo, rodzinnie i błogo, tak w tym drugim obozowicze chodzą ubrani w moro i liczy się dla nich tylko bycie najlepszymi, co mogą udowodnić podczas tradycyjnych, dorocznych zawodów między obozami. Ale w tym roku Woo Hoo mają nadpobudliwego dzięcioła do pomocy, więc na pewno będzie inaczej! Tylko czy przy tym lepiej?
To taki główny motor napędowy fabuły, ale wcale nie jedyny. Prócz tego mamy jeszcze wątek myszołowa Buzza (Kevin Michael Richardson), który jak zawsze coś knuje, tym razem pracując jako kucharz w tym drugim obozie - oczywiście nie dlatego, że nagle stał się uczciwy, ale o tym przekonamy się dopiero za jakiś czas. Z trzeciej strony natomiast dostajemy wątek morsa Wally'ego (Tom Kenny), robiącego tu za inspektora obozowego, grożącego, że zamknie obóz, jeśli Angie nie udowodni mu jego wartości. Gdzieś między tym wszystkim mamy jeszcze wątpliwości małej Maggie, która nie bawi się za dobrze, uważa że jest do niczego i przydałoby się jej odrobinę więcej pewności siebie. Także, jak widać, pod kątem fabuły, dzieje się tu całkiem sporo, nie ma czasu na nudę (a czasami na logikę) i seans zlatuje raczej szybko i względnie przyjemnie.
Dzięciołek Woody jedzie na obóz (2024) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Wszystko w tym filmie jest takie... Akceptowalne
Efekty wizualne prezentują dokładnie taki poziom, jakiego się spodziewasz. Widać, że mamy do czynienia z filmem budżetowym, robionym na zasadzie "nie wydajemy za dużo, to i za dużo nie stracimy". Na szczęście, jako że wszystkie zwierzaki zachowały w designie swój kreskówkowy charakter, pewna umowność jest niejako wpisana w ich wygląd. Grunt, że zazwyczaj są całkiem nieźle wkomponowani w obraz, a sama animacja jest żwawa, wyrazista, mocno kinetyczna. Nie rozumiem natomiast potrzeby nadużywania obrazów generowanych komputerowo tam, gdzie są one absolutnie zbędne - na przykład w jednej z pierwszych scen prezentujących obóz mamy na pierwszym planie tabliczkę z nazwą, która po chwili rozpada się, bo jest w tak kiepskim stanie. I to aż boli jak bardzo nieprawdziwa jest ta tabliczka a przecież można było bez żadnego problemu przygotować coś takiego naprawdę i też mogłoby rozpaść się na żądanie, a zaoszczędzone pieniądze i siłę roboczą przeznaczyć na coś innego.
Aktorsko "Dzięciołek Woody jedzie na obóz" jest, hmmm... Odpowiedni do typu filmu, z którym mamy do czynienia. Dzieciaki nie powalają w żaden sposób, ale nikt nie męczył przesadnie sztucznym tonem ani niczym podobnym, podczas gdy Parker i Lawson po prostu przyszli do pracy, zrobili, co mieli zrobić i sobie poszli. Lawson sprawia nawet miejscami wrażenie jakby się dobrze bawił, przebijając się od czasu do czasu z energią podobną do Kano z ostatniego "Mortal Kombat". Tym jednak, co mogło kompletnie zabić lub uratować ten film jest humor i tak jak spora część gagów jest bardziej sucha, niż stara bułka tarta (albo to porównanie, tak od czasu do czasu działało to na korzyść filmu, bo jak już jakiś dowcip im się naprawdę udał, to dosłownie śmiałem się na głos. Większość z tych sytuacji jest kompletnie absurdalna i bawi już samym tym faktem, ale znajdzie się i miejsce na kilka sprytnych odniesień do innych filmów. Może to kwestia tego, że nie spodziewałem się po filmie Jonathana Rosenbauma zbyt wiele, ale naprawdę bawiłem się z tym Woodym całkiem nieźle!
"Dzięciołek Woody jedzie na obóz" nie próbuje nawet udawać, że jest czymś więcej, niż niskobudżetowym filmem familijnym, który w dawnych latach wyszedłby od razu na video, żeby szybko zostać zapomnianym na półce w wypożyczalni, ale tego typu filmy też ogląda się całkiem nieźle jeśli nie oczekuje się od nich zbyt wiele i ma się akurat ochotę na coś w tym stylu. Seans zalecam jednak wyłącznie w towarzystwie latorośli. Żeby nie było, że nie ostrzegałem.
Atuty
- Niedorzeczna, ale sprawnie opowiedziana historia;
- Kilka zaskakująco zabawnych gagów;
- Zgrabny morał;
- Klimat jak z filmów dla dzieci z dawnych lat.
Wady
- Miejscami zbędne, kiepsko wyglądające CGI;
- Spora część gagów z mocno infantylnej półki, nawet jak na tego typu film;
- Sztampa sztampę sztampą pogania.
"Dzięciołek Woody jedzie na obóz" jest jednym z przyjemniejszych średniaków, jakie ostatnio widziałem. Jeśli masz pod ręką kilkulatka, z którym mógłbyś go obejrzeć, to nie jest to najgorszy pomysł na wspólny seans. Można wtedy dodać do oceny jeszcze jedno oczko.
Przeczytaj również
Komentarze (5)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych