Fantasmas (2024)

Fantasmas (2024) - recenzja, opinia o serialu [HBO]. Julio Torres zgubił kolczyk

Piotrek Kamiński | 31.05, 21:00

Julio Torres jest z zawodu Julio Torresem. Czasami pisze scenariusze, kiedy indziej projektuje nowe kolory albo po prostu bawi się życiem w klubach. Na jednej z takich zabaw gubi kolczyk w kształcie ostrygi, co jest o tyle ważne, że może od niego zależeć... Jego życie.

Nigdy w życiu nie próbowałem kwasu, ale zakładam, że doznania mogą być dosyć podobne do seansu "Fantasmasa". To serial, w którym nic nie ma sensu, nieustannie znajdujemy się na granicy snu i jawy, główny wątek może i byłby niedorzeczny, gdyby nie to, że trudno go wręcz śledzić, bo fabuła raz za razem odlatuje w kosmos, aby opowiedzieć jakąś surrealistyczną, niedorzeczną, marginalnie związaną z tym co się obecnie dzieje historię.

Dalsza część tekstu pod wideo

Julio Torres nie jest na ten moment jakoś bardzo znanym scenarzystą, ale ma już na koncie kilka tytułów. Blisko dwa lata temu pisałem o współtworzonym przez niego "Los Espookys", odklejonym, dziwacznym serialu opowiadającym o grupie przyjaciół zajmujących się duchami i innymi potworami (między innymi). Już wtedy pisałem, że to serial mocno abstrakcyjny i nie dla każdego, a mam wrażenie, że "Fantasmas" bije go pod tym względem o kilka długości. Jeśli chcesz zobaczyć małą próbkę poczucia humoru Torresa, wyszukaj sobie na YouTube skecze SNL takie, jak "The Actress" i "Well" z Emmą Stone albo "Papyrus" z Ryanem Goslingiem - wszystkie trzy napisane właśnie przez Torresa.  A jeżeli to nie twój typ humoru, to do "Fantasmas" nawet nie podchodź.

Fantasmas (2024) - recenzja, opinia o serialu [HBO]. Przypomina mi to pewną historię...

Kolczyk

Opisywanie fabuły tego serialu ma tyle samo sensu, co próby ogarnięcia czegoś w urzędzie miasta, kiedy nie wie się z góry precyzyjnie, czego dokładnie się chce i gdzie należy się po to udać. Wchodzisz do środka i najpierw szukasz okienka z informacją, które najpewniej schowane jest gdzieś z boku, zamiast stać centralnie naprzeciwko wejścia. Odstajesz swoje w kolejce i tłumaczysz po co przyszedłeś. Okazuje się, że znudzona życiem pani po drugiej stronie okienka nie do końca rozumie o co ci chodzi, ale odsyła cię po numerek do jakiejś kolejki. Bierzesz go więc i znowu czekasz, a kiedy wreszcie przychodzi twoja kolej, szampańsko ubawiona urzędniczka, która uwielbia swoją pracę, bo tu ma wszystkie swoje koleżanki, przerwy na kawę i papierosa oraz nie musi się nigdzie spieszyć, a już na pewno nie do wiecznie pijanego męża i syna, z którym nie ma nic wspólnego, za to... O czym to ja mówiłem? A, tak. Pani w okienku prosi o dwa wypełnione dokumenty i dowód zapłaty, których ty oczywiście nie masz, bo nikt co o nich nie powiedział. Idziesz więc wypełniać papiery, w trakcie musząc dopytać jak wypełnić dane pole, bo nie masz pojęcia, co wpisać obok napisu "poczta", następnie płacisz i... Znowu stoisz w kolejce. Później jeszcze tylko podpisać się w paru miejscach i można iść do domu, aby po miesiącu wrócić, ponownie odstać swoje w innej kolejce i wreszcie mieć w rękach upragniony dokument. Po czym i tak okaże się, że to nie o ten chodziło. 

O, no i taka właśnie jest fabuła tego serialu. Ledwie powie trzy słowa na temat i zaraz odskakuje gdzieś na bok, aby pokazać kilku-kilkunastominutowy skecz na jakiś losowy temat. Pierwszy odcinek zaczyna się od sekwencji snu, w którym Torres w stroju klauna szuka za różnymi zasłonami okna, ale za każdym razem znajduje tylko ceglaną ścianę. Niedługo później, już na jawie, odbywa spotkanie z, hmmm, osobami zarządzającymi produkcją kredek, aby przedstawić im pomysł na nowy kolor. Już po tych dwóch scenach widać, że klasyczna fabuła to nie będzie, lecz dopiero następująca po nich jazda taksówką dokłada ostatni typ elementów, które złożą się na całość serialu.

Fantasmas (2024) - recenzja, opinia o serialu [HBO]. Utytułowani Którzy robią sobie jaja na poważnie

Melf

Torresowi udało się namówić do wzięcia udziału w swoim projekcie kilka gwiazd wielkiego formatu. Zazwyczaj nie są oni jednak częścią głównej fabuły. Pojawiają się w tych wspomnianych już, skeczopodobnych segmentach, a pierwszy z nich oglądamy, ponieważ leci na ekranie w zagłówku fotela kierowcy taksówki, którą jedzie Julio. Jest to historia wzorowana lekko na "Alfie" (wiesz, tym z planety Melmak), pod tytułem "Melf". Rodzina, której głową jest Paul Dano, znajduje dziwną, fioletową kosmitkę, imieniem Melf, która od tamtej pory mieszka z nimi. Z początku wygląda to po prostu na kiepskiej jakości kopię, lecz później następuje zwrot akcji, którego absolutnie się nie spodziewasz, a który wywraca całą koncepcję do góry nogami. Ponownie - trochę jak część skeczy SNL. Nie będę tutaj zdradzał, o co dokładnie chodzi, ale jeśli lubisz absurdalny, szokujący humor, to jest się z czego pośmiać. W kolejnych mini-opowieściach zobaczymy jeszcze między innymi Steve'a Buscemi jako... Literę Q oraz Emmę Stone w roli... A nie powiem! Niespodzianka.

Znaczącym czynnikiem wpływającym na to, że serial, mimo tej całej swojej niedorzeczności, jakoś tam działa, jest obrany styl podawania humoru. Wszyscy od początku do końca grają poważnie, jak gdyby występowali w ciężkich dramatach, a nie czyjejś psychodelicznej fazie. Nie oczekuj jednak zbyt wielu głębszych relacji, które ciągnęły by się przez cały sezon, bo ich tu nie znajdziesz. Trzeba jednak przyznać, że to, co faktycznie dostajemy, zagrane jest bardzo sprawnie i żaden z członków obsady nie rzucił mi się w oczy jako słabszy od innych. Można kogoś nie lubić - ja na przykład nie dałem rady polubić się z asystentem Julia - ale czysto warsztatowo, nie ma się do czego przyczepić. Wszyscy zwyczajnie pasują do zaproponowanego klimatu produkcji.

"Fantasmas" jest jednym z tych seriali, które ciężko jest polecić szerokiej grupie odbiorców. Zdecydowanie jest to produkcja pomysłowa, dobrze zagrana i często-gęsto zabawna - pod warunkiem, że jest to twój typ humoru. Z drugiej strony szukanie w niej jakiegoś większego sensu, czy nawet fabuły w klasycznym tego słowa znaczeniu mija się z celem, co może przeszkadzać osobom chcącym po prostu obejrzeć sobie serial. Niby bawiłem się całkiem w porządku, ale na co dzień wolę jednak bardziej klasyczne podejście, a od skeczy mam wspomniany już SNL.

Premiera pierwszego odcinka już 7 czerwca.

Atuty

  • Odjechane historie poboczne, wypełnione nieoczywistym humorem;
  • Sporo gościnnych występów i to nie byle jakich aktorów;
  • Dobrze zagrany
  • Kwas jest niezdrowy i nielegalny, a "Fantasmas"... No, nie jest nielegalny;
  • Masa ciekawych ujęć.

Wady

  • Losowy do przesady;
  • Potrafi wymęczyć, jeśli zamierzasz oglądać kilka odcinków z rzędu;
  • Ostatecznie jest to produkcja o niczym, co może nie spodobać się komuś, kto poświęcił na nią kilka godzin życia.

"Fantasmas" jest tak dziwny (angielskie "queer" pasuje tu z więcej, niż jednego powodu), łączący w sobie elementy groteski, satyry, nawet trochę psychoanalizy, że nie sposób przejść obok niego obojętnie. To serial, który nie tyle się ogląda, co się go doświadcza, ale uczciwie uprzedzano, że nie jest to doświadczenie dla każdego.

6,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper