Minecraft: Film (2025) – recenzja filmu [Warner Bros]. Przygoda w dżungli

Minecraft: Film (2025) – recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Przygoda w dżungli

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 20:00

Zbyt bystry dla swojego otoczenia nastolatek, jego starsza siostra i jednocześnie prawna opiekunka, profesjonalny gracz, wciąż żyjący chwilą sławy, którą cieszył się trzydzieści lat temu i pośredniczka biura nieruchomości z drygiem do zwierząt. Wspólnie trafiają do dziwnie kwadratowego świata, gdzie (prawie) wszystko chce ich zabić. Aby się wydostać, muszą znaleźć magiczny klejnot i krzyknąć Juman... A nie, czekaj, to nie ten film.

Postawmy sprawę jasno. Jared Hess, reżyser „Napoleona Wybuchowca” i „Nacho Libre” nie nakręcił „Minecrafta” z potrzeby serca. Tak samo jak cały batalion scenarzystów nie napisał go, ponieważ od dawna marzyli o takiej możliwości, po spędzeniu z grą setek godzin, dostrzegając jej narracyjny potencjał. To jest produkt. Na chłodno skalkulowana produkcja, powstała fundamencie sukcesów filmów o Sonicu, braciach Mario i o lalce Barbie. O problemach tego filmu można by pewnie całą książkę napisać, ale... i tak dobrze się na nim bawiłem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kluczowe dla sukcesu tego typu filmów jest poszanowanie materiału źródłowego. Fani wybaczą prostą fabułę, nieprzesadnie rozwinięte sylwetki głównych bohaterów i miejscami kulawe CGI, jeśli tylko poczują, że twórcy filmu wiedzieli, co robią – że grę na której bazują znają od podszewki i starają się jak mogą aby to pokazać. Czytaj: nie tak, jak twórcy „Borderlands” i Uwe Boll. Na szczęście, twórcy „Minecrafta” ewidentnie znają materiał źródłowy. Są też winni wszystkich wymienionych wcześniej grzechów, jasne, ale kurduplom w wieku mojego syna kompletnie to nie przeszkadza. Dla nich to jest „najlepszy film świata”. Tak więc, jeśli myślisz nad zabraniem do kina bąbelka, to już wiesz czy warto. Niżej będę natomiast bardziej krytycznie patrzył na poszczególne elementy filmu, zastanawiając się nad jego ogólną wartością.

Minecraft: Film (2025) – recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Postacie, które trudno w ogóle nazwać postaciami

Osadnicy
resize icon

Pierwszym problemem filmu, który bardzo szybko zaczyna rzucać się w oczy, jest jego fabuła. Sztampa to jedno, ale bezczelne rżnięcie z rebootu „Jumanji” z 2017 roku to już zupełnie inna sprawa. Chociaż i to bym mógł wybaczyć, gdyby chociaż postacie były równie sympatyczne, jak w tamtym filmie, gdyby miały do zaliczenia jakiś rozwój, którego świadkami jesteśmy w trakcie seansu. A co dostajemy w (recenzowanym) „Minecraft: Film”?

Henry (Sebastian Hansen) ma dryg do majsterkowania. Z nudów, w ciągu jednego dnia szkoły, konstruuje działający jetpack, jego kreatywna głowa nie potrafi zająć się prostym i nudnym przerysowywaniem tego co widzi – pragnie więcej, jak typowa księżniczka Disneya. Z jakiegoś powodu, jego genialna głowa jest w szkole wyszydzana (ja tam podziwiałbym kolegę, który potrafi zrobić z niczego tak wypasione rzeczy), więc kiedy trafia do kwadratowego świata, gdzie nic nie jest tak ważne jak kreatywność, czuje się jak w siódmym niebie. Dlatego, kiedy na koniec filmu ma do podjęcia decyzję i podejmuje tę... klasyczną, kompletnie nie rozumiałem dlaczego, ponieważ nic w fabule filmu nie sugeruje zmiany jego podejścia do życia.

Ale o nim przynajmniej da się coś napisać jako postaci. Jego siostra, Natalie (Emma Myers), po prostu chce być dobrą opiekunką dla swojego młodszego braciszka. Już. To tyle. Na przestrzeni filmu nie uczy się niczego, nie dowiaduje się niczego, nic się w niej nie zmienia. Dawn (Danielle Brooks) lubi zwierzęta i w trakcie filmu dogaduje się z wilkiem Steve'a (Jack Black). Garret „the Garbage Man” (albo „Śmieciarzyna” w polskim dubbingu) Garrison (Jason Momoa) to taki fikcyjny i dużo bardziej sympatyczny Billy Mitchell. Dawno temu zyskał odrobinę sławy grając w gry i od tamtej pory nie osiągnął w życiu już nic. Siedzi w swoim wiecznie pustym sklepie z grami i tonie tylko w długach. Wyprawa do kwadratowego świata jest dla niego szansą na wyjście z finansowego dołku – w końcu znalezienie diamentów nie jest tam niczym przesadnie trudnym. Myślałby kto, że będzie musiał zrozumieć, że pieniądze to nie wszystko (ale wszystko bez pieniędzy to...) i choć jego wątek z grubsza tak właśnie się kończy, to jednak nic po drodze nie wskazuje, abyśmy do takiego właśnie finału zmierzali. Mówiąc krótko: postacie są tu płaskie jak papier i to taki jednowarstwowy, najtańszy do wycierania pupy. Na szczęście Momoa i Black bawili się na planie pierwszorzędnie i część tej pozytywnej energii przechodzi również na widza.

Minecraft: Film (2025) – recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Świat gry zrobiony tip top

Małgosia
resize icon

A propos Jacka Blacka. Wiele osób narzekało na wybór akurat niego do roli Steve'a – że niby nie pasuje. Ale dlaczego nie pasuje? Przecież Steve to po prostu model postaci ubrany w niebieskie ciuchy. Nie ma osobowości, nie ma nawet za bardzo cech charakterystycznych. Tak więc można było wrzucić dowolnego aktora w niebieski sweterek i oto Steve jak malowany. Dzięki temu, że jest to akurat Jack Black, dostaliśmy postać energiczną i charyzmatyczną. Bo nie oszukujmy się – to jest po prostu Jack Black ubrany na niebiesko, żadna tam postać.

Świat gry wygląda zazwyczaj pięknie, doskonale przenosząc elementy klasycznej gry w bardziej realistyczny styl, dbając o odpowiednią fakturę obiektów i różnorodność. Czuć tu też wpływ późniejszych spin-offów, z całą hierarchią Netheru jak żywo wyciągniętą z „Minecraft Legends”. Tak naprawdę jedynym (ale dosyć sporym) problemem z CGI w filmie jest wkomponowanie aktorów w komputerowo stworzony świat. Postacie regularnie odcinają się od tła, rzuca się w oczy, że stoją „przed” akcją, a nie wewnątrz niej. W szczególności jedna scena akcji bliżej końca mocno traci w oczach widza przez ten fakt. Prócz tego jednak świat robi pozytywne wrażenie. Fani gry Notcha raz za razem będą uśmiechać się pod nosem, kiedy autorzy filmu prezentować będą jakąś mechanikę gry – czasami na poważnie, czasami obracając ją w żart.

„Minecraft: Film” to film bardzo, ale to bardzo niemądry, ale przy tym również uroczo zabawny. Działa tu praktycznie wszystko... poza scenariuszem. Trochę szkoda, bo jednak bez dobrego scenariusza reszta zalet nie ma większego znaczenia. Fabuła ledwie trzyma się kupy i nic z niej nie wynika, większość postaci jest kompletnie nijaka (a dziewczyny przy tym jeszcze po prostu nudne, zwyczajne, jakby dopisano je do fabuły, bo trzeba skreślić pozycję z listy), a czarny charakter, niejaka Małgosia (Rachel House), mogłaby być najciekawszą postacią w całym filmie, gdyby tylko napisano jej coś więcej poza zabawnym tłem fabularnym. To napisawszy, jest to również produkcja kolorowa, pełna całkiem skutecznego humoru i ogląda się ją szybko i przyjemnie. Nie jest to absolutnie „dobry” film, ale można obejrzeć go całkiem bezboleśnie – grunt to mieć do towarzystwa jakiegoś kilkulatka, którego komentarze i przeżywanie umili seans.

Atuty

  • Świat gry przeniesiony wiernie i z miłością;
  • Dużo zabawnych gagów;
  • Dobre tempo;
  • Solidny dubbing (jak na live action);
  • Bromans Blacka i Momoy.

Wady

  • Fabuła pisana na kolanie;
  • Zabawna, ale generalnie zmarnowana Małgosia;
  • W większości płaskie, nierozwinięte postacie;
  • Wątek Jennifer Coolidge może i śmieszy, ale można by go kompletnie wyciąć z filmu i nic by się nie zmieniło.

„Minecraft: Film” mógłby być absolutną bombą, gdyby do napisania go zatrudnili faktycznych scenarzystów, a nie tylko speców od humoru (zakładam). Fabularnie nic się tu ze sobą nie klei, ale gwarantuję, że śmiać będziesz się regularnie, a fani oryginału będą mieli radochę wyłapując kolejne rzeczy przeniesione prosto z gry. Moja ocena wystawiona została z perspektywy dorosłego widza, ale dla mojego syna to 9/10 i jak na razie film roku.

5,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper