Reklama
Detroit: Become Human – recenzja gry. Najlepszy świat Davida Cage’a

Detroit: Become Human – recenzja gry. Najlepszy świat Davida Cage’a

Wojciech Gruszczyk | 26.05.2018, 08:50

Świat każdego dnia się rozwija, postęp technologiczny rozkwita, nieustannie dążymy do perfekcji, na naszym oczach powstają urządzenia zmieniające rzeczywistość, kreowane są sprzęty mające wyłącznie jedno zadanie – ułatwienie naszej egzystencji. To wszystko zmierza do bardzo niebezpiecznej sytuacji, gdy to maszyny mogą zająć nasze miejsce przejmując nasze role. Właśnie o tym opowiada najnowsze opowieść Davida Cage’a, któremu udało się stworzyć zniewalający świat. Z Detroit nie chce się wracać.

Akcja Detroit: Become Human została umiejscowiona w stosunkowo niedalekiej przyszłości. Francuskie Quantic Dream zaprasza graczy do 2038 roku, w którym na ulicach tytułowego miasta zdecydowanie częściej od psa, kota, czy innego szczura dostrzeżecie oschłych i niemal totalnie posłusznych androidów. To maszyny pomagają ludziom w codziennych obowiązkach zajmując się opieką nad dziećmi, odbierają zakupy zabieganych Amerykanów, pomagają chorym czy po prostu wykonują najróżniejsze prace remontowe. Roboty wyciągając pomocną rękę do ludzi, przejęły jednocześnie ich obowiązki, zajęły miejsca w pracy, a tym samym zrujnowały niejedną karierę. Świat przedstawiony przez Davida Cage’a to przerażająca wizja współczesności, która może już niedługo nadejść i pewnie właśnie dlatego z takim zaciekawieniem łapałem najmniejsze smaczki pozostawione przez deweloperów w formie cyfrowych gazet, jednocześnie chętniej poznawałem historię trzech androidów.

Dalsza część tekstu pod wideo

„Seks z androidami jest oficjalnie lepszy! Przykro nam, drogie panie, nic nie pokona plastiku!”

Quantic Dream zdecydowało się na oryginalny ruch. Firma jednocześnie przedstawia trzy z pozoru niepołączone ze sobą opowieści, które poznajemy w formie krótkich epizodów. Historie trwają od kilku do maksymalnie 25 minut, systematycznie pozwalają poznawać nowe wątki, czasami są ze sobą połączone i potrafią piekielnie zaangażować, bo główny wątek jest tym razem naprawdę dobrze zrealizowany i co najważniejsze ciekawy. Bez wchodzenia w psujące zabawę szczegóły – do niedawna maszyny były niczym mikrofalówki i wypełniały wszystkie nawet te najgorsze polecenia. Sytuacja zmienia się już na początku wydarzeń, gdy poznajemy robota, który się buntuje i postanawia podnieść rękę na swoich panów. Taki problem nie ma miejsca pierwszy raz, ale defekty – bo tak określa się wadliwe egzemplarze – do niedawna pojawiały się bardzo rzadko, jednak jak pewnie już się domyślacie… Androidy zaczynają coraz częściej pokazywać swój charakter. Ludzie tłumaczą niedogodności problemem w kodzie, ale sprawa jest znacznie bardziej rozbudowana i szczerze mówiąc, do samego końca akcji nie miałem pojęcia jak wszystko zostanie zakończone.

Detroit Become Human

Detroit Become Human

Trzy opowieści to również trójka bohaterów. Twórcy postawili oczywiście na humanoidalne roboty, które mają zupełnie inne przeznaczenie – Connor to najnowocześniejsza maszyna zajmująca się rozwikłaniem sprawy defektów, Marcus staje na czele wielkiej rewolucji, a Kara opiekuje się domem pewnej rodziny. Nie zamierzam zepsuć nikomu tej przyjemności, więc wspomnę tylko, że trzy charaktery oferują bardzo zróżnicowany gameplay, ponieważ każda z postaci w różny sposób zostanie wplątana w problem wadliwych obiektów. Cage wpadł w tym wypadku na bardzo dobry pomysł i choć zawodzi w niektórych momentach realizacja tego misternego planu, bo w pierwszych godzinach miałem wrażenie, że kilka wątków kończy się za szybko, inne są niepotrzebnie wydłużone, to nadal mam w pamięci trzy nieudane sceny, gdzie pojawia się pewna niedogodność – w pierwszej fazie gry prawie każdy „odcinek” rozpoczyna się w niemrawy sposób, by na końcu rzucić w gracza małą atomówką emocji. Gdy w błogim stanie chciałem poznawać dalsze losy przykładowo Marcusa, musiałem zrzucić z siebie pozytywne wrażenia, poznając kolejny fragment historii Kary.

Ten rollercoaster nie psuje ogólnych wrażeń, bo od razu po zakończeniu gry postanowiłem powrócić do tytułu, sprawdzić kilka wątków, a nawet teraz – na kilka dni po zakończeniu rozgrywki – mogę Wam dokładnie streścić tę ośmiogodzinną historię. Niektóre sceny mają czasami sztywne początki, ale kolejne minuty rozgrywki wynagradzają sporo. Kapitalnym patentem jest również możliwość dokładnego podsumowania „odcinków” – po zakończeniu każdego z fragmentów pojawia się drzewko decyzji, które pokazuje skomplikowanie scenariusza i zachęca do kolejnej rozgrywki. Nie widzimy oczywiście szczegółów dodatkowych dróg, ale zdajemy sobie sprawę, że mogliśmy coś zrobić inaczej, opowieść mogła zostać pchnięta w innym kierunku i w rezultacie czasami scena kończy się na jeden z nawet czterech unikalnych sposobów. To nie jest oczywiście tak, że Detroit: Become Human to kilka totalnie niepowiązanych ze sobą przygód, które mamy okazję poznać, ale Quantic Dream wskoczyło na nowy poziom w tworzeniu relacji wydarzeń i to na pewno nie jest tytuł na jeden raz.

David Cage bawi się emocjami gracza do tego stopnia, że dopiero na ostatniej prostej zdecydowałem „jak ta historia ma wyglądać”, wcześniej kilkukrotnie miotając się z decyzjami. W Detroit: Become Human nie ma dobrych lub złych wyborów, ale w trakcie wydarzeń czasami łatwo zrozumieć, w którą stronę podążą zdarzenia, gdy wybierzemy jedną z opcji dialogowych lub też zdecydujemy się na jedną z akcji. Nie jest to zawsze oczywiste, jednak właśnie w takich smaczkach kryje się siła tytułu, bo czasami na wykonanie ruchu mamy zdecydowanie za mało czasu, a wciąż za plecami czai się niepewność, że dokonując złych wyborów możemy nawet nie poznać odpowiedzi na pytanie główne zadane przez scenariusz. W rezultacie gra jest przepełniona emocjami i trudnymi wyborami faktycznie wpływającymi na scenariusz.

Detroit Become Human

Detroit Become Human

 

Pewnie dla wielu nie będzie zaskoczeniem, że Detroit: Become Human to z jednej strony "typowy Quantic Dream", ale z drugiej produkcja potrafi zachwycić umiejscowieniem wydarzeń. Tego nie doświadczyliśmy w poprzednich grach Francuzów, ponieważ w końcu deweloperom udało się stworzyć interesujący świat, który nie jest tylko i wyłącznie dodatkiem do historii oraz akcji, a integralną częścią gry. Deweloperzy zadają kilka fundamentalnych pytań, poruszają trudne tematy i pokazują społeczeństwo z dużym problemem. Tytuł skłania do wielu refleksji, ale po odłożeniu kontrolera nie czułem tego przyjemnego spełnienia z „wykonanej misji” - mam świadomość, że niektóre wątki mogły, a nawet powinny zostać zdecydowanie bardziej rozbudowane. Choć z drugiej strony bez problemu potrafię również znaleźć w przygodzie pewien zapychacz, który nigdy nie powinien znaleźć się w ostatecznej wersji produkcji.

„Kosmiczny wyścig na wschodzi. Starcie rosyjskich i chińskich androidów”

Twórcy pod względem rozgrywki pokusili się o drobne i pasujące do całości zmiany, a zarazem ponownie potrafią wkurzyć. To nadal zdecydowanie za drętwe chodzenie, które nawet nie można wytłumaczyć tym, że wcielamy się w androida. Maszyna potrafi raz biegać niczym Usain Bolt, a w kolejnej scenie pojawia się problem z wycelowaniem humanoidem w wyznaczone miejsce. Ten problem pojawiał się już w poprzednich produkcjach Francuzów i to obok kamery nadal jeden z największych mankamentów gier Cage’a. Oba elementy potrafią poirytować, a nawet wybić z akcji, ale na szczęście nie natrafiłem na moment, w którym „kij w dupie” przeszkodziłby w wykonaniu misji.

Detroit Become Human

Detroit Become Human

Głównym z elementów wykorzystywanych niemal w każdym epizodzie jest specjalny zmysł zwalniający czas i podświetlający przedmioty znajdujące się w lokacjach, więc nie jest problemem rozwiązanie śledztwa Connorem, czy też wyszukanie odpowiedniej drogi przez Marcusa. Podobnie zresztą jest ze specjalnymi rekonstrukcjami, dzięki którym możemy poznać wcześniejsze wydarzenia lub zaplanować kolejne ruchy – studio w pomysłowy sposób wykorzystuje fakt, że bohaterowie to maszyny i takie patenty idealnie pasują do świata przedstawionego.

Oczywiście Quantic Dream nie byłoby sobą, gdyby nie oparło rozgrywki na znanym schemacie – przytrzymaj L2, R1 i kliknij kwadrat, lewym analogiem kręcimy w lewo, prawo, górę lub dół i dzięki temu wykonujemy kolejne ruchy lub bierzemy udział w sporym festiwalu QTE. Ten ostatni element przypadł mi tym razem bardzo do gustu, ponieważ deweloperzy pozwalają uczestniczyć w widowiskowych akcjach, za każdym razem quick time event dynamizuje i zawsze w tym wypadku ma się świadomość, że niewykonana interakcja to tylko i wyłącznie nasz błąd, bo przykładowo ruszymy analogiem w złą stronę, klikniemy nieodpowiedni przycisk lub zwyczajnie zrobimy coś w nieodpowiednim czasie. Na pewno warto w tym miejscu zaznaczyć, że podczas rozgrywki miałem wrażenie, że QTE jest tym razem bardziej wymagające (dzięki temu lepsze!), a autorzy obawiając się nieprzychylnych opinii zdecydowali się wrzucić do gry dwa poziomy trudności – pierwszy koncentruje się na fabule i prezentuje prostsze sterowanie (mniejsza szansa na utratę bohaterów), a drugi oferuje zdaniem twórców uczucie wyzwania i zaawansowane sterowanie (błędy sprawią, że utracisz postacie).

Nie mogę nie wspomnieć oprawie, bo studio potrafi zachwycić mimiką twarzy aktorów, pozwala spojrzeć na kilka pięknych scen, a samo nowoczesne Detroit wygląda kapitalnie. Nie będę ukrywał, że taka wizja 2038 roku wpadła mi w oko, bo z jednej strony widzimy futurystyczne elementy przeplatane typowymi amerykańskimi widokami. Tutaj sporą robotę ponownie wykonuje trójka bohaterów, którzy nie tylko oferują opcje trzech różnych ścieżek dźwiękowych, ale mają okazję wpaść do różnych lokacji, tym samym pokazując różne strony gry.

Detroit Become Human

[ciekawostka]

„Zespół androidów kandydatem do nagrody. Radość fanów, płacz tradycjonalistów”

Trudno pisze się o grach Quantic Dream, bo najmniejsza informacja może zepsuć przyjemność płynącą z rozgrywki. To właśnie z tego powodu jestem bardzo oszczędny w słowach, unikam szczegółów wątków, gdyż doskonale zdaję sobie sprawę, że historię trzeba poznać trzymając kontroler w łapie – polecam zaangażować do rozgrywki domowników, bo wspólne podejmowanie decyzji podkręca zabawę, a obiecuję, że opowieść zainteresuje również „nie-graczy”. Nie będzie to dla każdego idealny tytuł na premierę, jednak miłośnicy poprzednich tytułów Cage’a nie mogą się zastanawiać. Świat oraz fabuła przykuwają do ekranu i tym bardziej boli czas gry – to pierwsza gra Quantic Dream, której chciałbym zobaczyć kontynuację.

Dałbym wiele za tak naładowane emocjami produkcje, które wychodziłyby zdecydowanie częściej i kosztowałyby w dniu premiery mniej… Lub przynajmniej były o te 3-4 godziny dłuższe. Mimo wszystko Detroit: Become Human to opowieść, którą chcesz przeżyć… Nawet jeśli jesteś bezduszną maszyną, która posłusznie wykonuje polecenia, ponieważ historia Marcusa, Connora i Kary może otworzyć Ci oczy na otaczający nas świat.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Detroit: Become Human

Atuty

  • Detroit z 2038 roku to miejsce, w którym chciałbym żyć;
  • Angażująca i ciekawa opowieść;
  • Trójka ciekawych bohaterów;
  • Motyw defektów i konsekwencji płynących z uwolnienia;
  • Angażująca rozgrywka z wymagającym QTE;
  • Decyzje mają wpływ na historię;
  • Podsumowanie wydarzeń.

Wady

  • Bohaterowie poruszają się niczym roboty z 1994 roku;
  • Niektóre wątki powinny zostać rozwinięte;
  • Jest moment, który nie powinien znaleźć się w grze;
  • Wstęp do niektórych "epizodów" potrafi wynudzić.

Quantic Dream dopracowuje swoją wizję gier-opowieści. Twórcy z jednej strony robią krok do przodu, by w kolejnym nie wykorzystać potencjału lub zaoferować swoje „stare zwyczaje”. To przygoda pełna trudnych decyzji i oszałamiających emocji.
Graliśmy na: PS4

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper